Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Kiersztyn: Nigdy zapomnę tej atmosfery

Justyna Wawak
Dariusz Kiersztyn wraz z synem Kacprem na obiektach Gryfa 95.
Dariusz Kiersztyn wraz z synem Kacprem na obiektach Gryfa 95. Justyna Wawak
Rozmowa z Dariuszem Kiersztynem, byłym piłkarzem Gryfa 95 Słupsk

- Przybył pan do Słupska i przekazał Gryfowi 95 komplet koszulek. Skąd taka chęć wspomożenia słupskiego klubu?

- Pomysł miał prostą genezę. Latem 2007 byłem z rodziną na wakacjach w Słupsku. Spotkałem się wtedy z Pawłem Kryszałowiczem, obecnym dyrektorem sportowym Gryfa 95. Zaczynał rozbudowę klubu. Sam zaproponowałem, że mam pewne kontakty w Danii. Mój kolega prowadzi sklep sportowy i pomyślałem, że mógłbym załatwić dla młodych graczy komplet koszulek.

- Nie mieszka już pan w Polsce.

- Pracuję zawodowo, układam kostki granitowe. Tak już od 14 lat. Grając w Danii w piłkę, poznałem właściciela firmy. Był jednym ze sponsorów klubu, w którym wtedy występowałem. W wieku 32 lat przestałem grac w piłkę i rozpocząłem inne życie - zająłem się normalną pracą.

- W Danii grał pan w piłkę. Na jakim poziomie?

- Gdy tam przychodziłem, była II liga - to Helsingor. Potem występowałem jeszcze w III lidze, a potem dla przyjemności wciąż kopałem futbolówkę, ale już nie na profesjonalnym poziomie.

- Co najbardziej utkwiło w pamięci z pańskiej kariery?

- Zawsze miło wspominam moje rodzinne miasto - jakim jest Słupsk i mój ukochany klub - Gryf. W nim rozpoczęła się moja przygoda z piłką, na stadionie przy ul. Zielonej. Kiedyś pomagałem gospodarzowi - legendarnemu panu Wackowi (dop. redakcji - Cecko) kosić trawę, byleby tylko grać w piłkę. Tak się zaczęło. Na stadionie spędzałem cały mój wolny czas. O 22 trzeba mnie było wyganiać ze stadionu. Grałem w juniorach i mając 16 lat zadebiutowałem, jeszcze w II lidze, w spotkaniu z Arkonią Szczecin, wygranym przez Gryfa 2:1. Potem grałem w III lidze, mieliśmy taką wspaniałą obronę, że udało nam się przez rundę nie stracić bramki. To zasługa Zbigniewa Rybińskiego, i obrońców: Jerzego Gawrońskiego, Bogdana Chwistka, Romana Mądrochowskiego i Janusza Bławata.

- Gdzie pan grał po odejściu z Gryfa Słupsk?

- Ze Słupska trafiłem do Lecha Poznań. Szkoleniowcem wtedy w tym klubie był Waligóra. Przyszli wtedy ze mną do Lecha Andrzej Juskowiak i Mirosław Trzeciak. Razem mieszkaliśmy nawet w jednym hotelu. Potem doznałem poważnej kontuzji. Po wyleczeniu nastąpiła zmiana trenera. Odszedł Bronisław Waligóra, przyszedł Grzegorz Szerszenowicz. Nie mogłem z nim znaleźć wspólnego języka. Przeniosłem się do Arki Gdynia. Tam grałem przez półtora roku. Później dostałem propozycję wyjazdu do Danii. Zdecydowałem się na to. Od tej chwili żyję w tym państwie.

- Teraz odwiedza pan rodzinne miasto.

- Tak. I za pośrednictwem "Głosu Pomorza" chciałem serdecznie pozdrowić wszystkich sympatyków Gryfa 95 Słupsk. Do dzisiaj pamiętam wspaniały doping i kibiców z trybun stadionu przy ul. Zielonej. Tamte chwile na zawsze zostaną w mojej wyobraźni. Życzę Pawłowi Kryszałowiczowi, aby odbudował klub i znów wróciła magiczna atmosfera sprzed lat.

Rozmawiał Rafał Szymański

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza