- Przybył pan do Słupska i przekazał Gryfowi 95 komplet koszulek. Skąd taka chęć wspomożenia słupskiego klubu?
- Pomysł miał prostą genezę. Latem 2007 byłem z rodziną na wakacjach w Słupsku. Spotkałem się wtedy z Pawłem Kryszałowiczem, obecnym dyrektorem sportowym Gryfa 95. Zaczynał rozbudowę klubu. Sam zaproponowałem, że mam pewne kontakty w Danii. Mój kolega prowadzi sklep sportowy i pomyślałem, że mógłbym załatwić dla młodych graczy komplet koszulek.
- Nie mieszka już pan w Polsce.
- Pracuję zawodowo, układam kostki granitowe. Tak już od 14 lat. Grając w Danii w piłkę, poznałem właściciela firmy. Był jednym ze sponsorów klubu, w którym wtedy występowałem. W wieku 32 lat przestałem grac w piłkę i rozpocząłem inne życie - zająłem się normalną pracą.
- W Danii grał pan w piłkę. Na jakim poziomie?
- Gdy tam przychodziłem, była II liga - to Helsingor. Potem występowałem jeszcze w III lidze, a potem dla przyjemności wciąż kopałem futbolówkę, ale już nie na profesjonalnym poziomie.
- Co najbardziej utkwiło w pamięci z pańskiej kariery?
- Zawsze miło wspominam moje rodzinne miasto - jakim jest Słupsk i mój ukochany klub - Gryf. W nim rozpoczęła się moja przygoda z piłką, na stadionie przy ul. Zielonej. Kiedyś pomagałem gospodarzowi - legendarnemu panu Wackowi (dop. redakcji - Cecko) kosić trawę, byleby tylko grać w piłkę. Tak się zaczęło. Na stadionie spędzałem cały mój wolny czas. O 22 trzeba mnie było wyganiać ze stadionu. Grałem w juniorach i mając 16 lat zadebiutowałem, jeszcze w II lidze, w spotkaniu z Arkonią Szczecin, wygranym przez Gryfa 2:1. Potem grałem w III lidze, mieliśmy taką wspaniałą obronę, że udało nam się przez rundę nie stracić bramki. To zasługa Zbigniewa Rybińskiego, i obrońców: Jerzego Gawrońskiego, Bogdana Chwistka, Romana Mądrochowskiego i Janusza Bławata.
- Gdzie pan grał po odejściu z Gryfa Słupsk?
- Ze Słupska trafiłem do Lecha Poznań. Szkoleniowcem wtedy w tym klubie był Waligóra. Przyszli wtedy ze mną do Lecha Andrzej Juskowiak i Mirosław Trzeciak. Razem mieszkaliśmy nawet w jednym hotelu. Potem doznałem poważnej kontuzji. Po wyleczeniu nastąpiła zmiana trenera. Odszedł Bronisław Waligóra, przyszedł Grzegorz Szerszenowicz. Nie mogłem z nim znaleźć wspólnego języka. Przeniosłem się do Arki Gdynia. Tam grałem przez półtora roku. Później dostałem propozycję wyjazdu do Danii. Zdecydowałem się na to. Od tej chwili żyję w tym państwie.
- Teraz odwiedza pan rodzinne miasto.
- Tak. I za pośrednictwem "Głosu Pomorza" chciałem serdecznie pozdrowić wszystkich sympatyków Gryfa 95 Słupsk. Do dzisiaj pamiętam wspaniały doping i kibiców z trybun stadionu przy ul. Zielonej. Tamte chwile na zawsze zostaną w mojej wyobraźni. Życzę Pawłowi Kryszałowiczowi, aby odbudował klub i znów wróciła magiczna atmosfera sprzed lat.
Rozmawiał Rafał Szymański
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?