Ich bunt był wymierzony w samo sedno istnienia PRL. Słupsk był w tym czasie niezwykle ważnym miejscem dla punk rocka na mapie Polski.
Punk w latach 80. XX w. był prawdziwym wyzwaniem dla każdego, kto zdecydował się nosić wąskie spodnie, charakterystyczne glany (buty), nabijane ćwiekami skórzane kurtki, a fryzurę na głowie zmienić w irokeza - najczęściej za pomocą wody z cukrem.
Punk był niebezpieczny, bo mówił wprost o negowaniu systemu. Dla PRL było to nie do pomyślenia. Zwłaszcza, że nawet w kontrolowanej sytuacji, jaką był na przykład kultowy festiwal w Jarocinie, gdzie wszystkie teksty zespołów przechodziły przez cenzurę, potrafił się z niej wyrwać.
Takim był słynny koncert Immanuela, związanego z ruchem punk zespołu, który grał reggae. W 1986 roku w Jarocinie zaśpiewał: "Niepotrzebny jest prezydent. Niepotrzebny jest konfident. Niepotrzebny jest PZPR i niepotrzebne jest CIA". Muzycy trafili do aresztu na trzy miesiące.
Tak więc punkowcy mieli przegrane - u władz, w szkole, u milicji, a z powodu obyczajowości i szokujących jak na tamte czasy ubiorów - u zwykłych ludzi.
- Nawet u drobnych pijaczków. Im też nie pasował nasz wygląd - mówi Wojciech Soboń, perkusista zespołu Zero - jednego z pierwszych w Słupsku.
Gitara ze zwykłej deski
Początki polskiego punk rocka to przełom lat 70. i 80. W Słupsku powstał wtedy jeden z pierwszych zespołów w Polsce grających taką muzykę, SALT 3 (nazwa pochodziła od radziecko-amerykańskiego układu rozbrojeniowego).
- Generalnie granie to była wielka frajda. Człowiek był młody i miał zapał. Instrumenty trzeba było sobie samemu robić - wspomina Dariusz Elwert, basista zespołu.
- Kolega mnie faszerował Black Sabbath (prekursor gatunku heavy metal - przyp. aut.), kiedyś usłyszałem Sex Pistols (kultowy punkowy zespół angielski - przyp. aut.). Zasnąłem po trzecim numerze - śmieje się Soboń. - Ale później wziąłem płytę do domu i już przy niej nie spałem.
Rozwój muzyki punkowej w Polsce miał miejsce przede wszystkim w dużych miastach - Gdańsku, Warszawie, Szczecinie. Słupsk był tutaj wyjątkiem. Miejscem szczególnym na mapie kraju.
Pierwsze próby Zero były charakterystyczne dla wszystkich innych początkujących zespołów.
- Spotkałem podobnie myślących ludzi. Powiedziałem im, że umiem grać na bębnach, ale... jeszcze nie umiałem. Zaczęliśmy próbować w piwnicy. Uczyłem się grać w trakcie. Z tego Zera to tylko Marian potrafił grać na gitarze - opowiada Soboń.
Pierwsza gitara Elwerta powstała w następujący sposób:
- Miałem gryf do basu marki Jolana. Do tego stolarz - Janek Deska, dorobił mi deskę, kupiłem przystawki. Na tak zrobionym instrumencie grałem kilka lat - mówi.
Ostre show w Jarocinie
W 1984 roku z SALT 3 powstaje Karcer, zespół, który był jednym z najważniejszych w Polsce w latach 80. Stawianym na równi ze znanym Dezerterem. Doszedł wtedy Krzysztof Żeromski, autor tekstów.
- Nie ma co ukrywać, od tego momentu nabraliśmy rozpędu - mówi Elwert.
W 1985 roku SALT 3 wybierał się do Jarocina.
- Przed wyjazdem zaczęliśmy dyskutować o nazwie. Zdecydowaliśmy się ją zmienić na Karcer, dlatego że mogliśmy się liczyć z odmową przyjęcia na festiwal - wspomina Elwert.
No i pojechali. Mieli fenomenalne przyjęcie. Może dlatego, że grali już trochę inaczej niż cała reszta zespołów punkowych w Polsce. To już nie było proste granie, ale całkiem ciekawie zaaranżowane piosenki.
Do historii przeszła scena z kultowego filmu "Fala" o Jarocinie z 1985 roku, na którym wokalista Karcera - Dariusz Lewandowski, biega po scenie najpierw z walizką, zbierając pieniądze na "biedne dzieci z Etiopii", a później występuje tam cały nagi, okrywając swoje przyrodzenie skarpetką.
Tego lata zespół ze Słupska wystąpił na głównej scenie, a później zaczął jeździć po Polsce, zaliczając najważniejsze koncerty. "Chciałbym zobaczyć Londyn, Rzym. Niestety mieszkam w karcerze" - śpiewali.
Wszyscy grają do dziś
W samym Słupsku na koncerty przychodziło po kilkaset osób. Były tradycyjne występy z okazji pierwszego maja i wojewódzkie przeglądy piosenek.
Koncert Karcera w Ustce. Od lewej Żeromski, Lewandowski, Elwert i Soboń.
- Wychodziliśmy na scenę z rosyjskimi pieśniami na ustach i pomarańczowymi kamizelkami drogowymioraz sukienkami z papieru toaletowego - kwituje Elwert.
- Wtedy ludzie byli bardziej szczerzy w tym, co robili. Ten bunt był niezwykle autentyczny. Nie polegał tak jak dzisiaj na kupieniu brzydko wyglądającej koszulki w sklepie - opowiada Artur Grabarczyk, lider grającej od 1984 roku usteckiej Parafrazy.
Wszystkie legendy słupskiego punk rocka reaktywowały się i grają do dzisiaj. Lata osiemdziesiąte oceniają niezwykle pozytywnie. - Chcieliśmy robić coś sensowego i sądzę, że nam się to udało - mówi Soboń.
Dziś wszyscy normalnie pracują, żyją i nadal grają i śpiewają. - Robimy to dla siebie - uważa Elwert.
Na gruncie słupskiej tradycji w latach 90. wyrosły dwa kolejne zespoły, które do dziś określane są mianem kultowych. Mowa o Ewie Brauni Gurenice Y Luno. Ale to już inna historia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?