Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kierowca pozwał Nord Express. Sąd nad kanistrem

Bogumiła Rzeczkowska
Sprawa Nord Express przed słupskim sądem pracy.
Sprawa Nord Express przed słupskim sądem pracy. Kamil Nagórek
Wczoraj przed słupskim sądem pracy na dobre rozkręcił się proces dyscyplinarnie zwolnionego z pracy kierowcy przeciwko firmie przewozowej Nord Express.

I zarząd spółki, i były pracownik dążą do ugody, ale zacięcie walczą o jej warunki.

Kierowca autobusów Tadeusz Kowalik został wyrzucony dyscyplinarnie z pracy prawie przed rokiem. Według Piotra Rachwalskiego, prezesa zarządu Nord Express i wiceprezes Krystyny Danileckiej-Wojewódzkiej, z dwóch przyczyn: na stacji paliw zamiast do baku autobusu tankował do swoich kanistrów. Na dodatek raz spóźnił się do pracy o ponad godzinę, gdy w bazie miał pełnić dyżur kierowcy zapasowego w razie awarii innego autobusu na trasie.

Tadeusz Kowalik twierdzi, że prezes wrobił go w rzekomą kradzież. - Dowiedział się od kogoś, że zbieram tachografy i zamierzam upomnieć się o godziny nadliczbowe
- wyjaśnia. - Wtedy pomówił mnie o kradzież paliwa i kazał mi zwolnić się z pracy za porozumieniem stron. Zdobył pisemne oświadczenia od dwóch pracowników stacji paliw, której Nord był klientem. Oni podpisali, że nie tankowałem do baku. Wiem, że zrobili to z obawy o utratę pracy.

Prezes Piotr Rachwalski tak tłumaczy nam sprawę paliwa: - O kradzieży dowiedziałem się ze stacji paliw. Chciałem polubownie rozwiązać umowę, żeby pracownik miał czyste papiery - twierdzi. - Nie chciał sam odejść, więc zwolniłem go dyscyplinarnie, a o kradzieży paliwa powiadomiłem policję. Ale ta umorzyła sprawę, bo świadkowie, być może zastraszeni, wycofali zeznania, a monitoring ze stacji paliw był nieczytelny.

Na wczorajszym procesie Aleksandra Laskowska, przełożona kierowców, zeznała, że Nord zawsze po ludzku i rodzinnie traktował zatrudnionych. - Prezes nie gnębi ludzi, a firma nie ma zwyczaju rozstawać się z pracownikami - dodała.

- To może i teraz strony się pogodzą - podpowiedziała sędzia Anna Gorszwa. Na reakcję długo nie czekała. Prezes Rachwalski do ugody był skory, jego były kierowca też.

Gorzej jednak było na korytarzu, gdzie w czasie kolejnych przerw strony miały się dogadać.
Krystyna Danilecka-Wojewódzka i Piotr Rachwalski zgodzili się jedynie na wycofanie dyscyplinarki i rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Tymczasem kierowca domagał się także odszkodowania, którego spółka ani myśli zapłacić.

- Po zwolnieniu nie mogłem znaleźć pracy. Nie dość, że dyscyplinarka, to jeszcze mam zszarganą opinię. Gdy pasażerowie autobusów pytali, dlaczego Tadek już nie jeździ, dowiadywali się, że zostałem wyrzucony za kradzież paliwa. Firma zszargała mi opinię i zrobiła krzywdę - żalił się kierowca.

Sąd dał przeciwnikom dwa tygodnie na zawarcie ugody. Jeśli to nie nastąpi, w listopadzie będą zeznawać kolejni świadkowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza