Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Doświadczony płetwonurek ze Słupska utonął w jeziorze w Żydowie

Magdalena Olechnowicz
Pozorowana akcja wydobycia płetwonurka, który zaginął pod lodem.
Pozorowana akcja wydobycia płetwonurka, który zaginął pod lodem.
W sobotę w jeziorze Kamienno (Górne) w Żydowie, w gminie Polanów utonął płetwonurek ze Słupska. Był nim J.G, wychowawca w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Słupsku.

To doświadczony płetwonurek. Bliskim trudno uwierzyć w tę tragedię.

To był towarzyski wyjazd płetwonurków z Klubu "Nautilus" w Słupsku. - Pojechaliśmy z grupą przyjaciół. Kto chciał, to wziął sprzęt i nurkował. Jacek wszedł do jeziora razem z kolegą. Wydawało się, że nie ma żadnego zagrożenia. Na połowie jeziora nie było lodu i tylko tam mieli nurkować. Nie wiemy, jak to się stało, że wypłynęli pod lodem - opowiada Marek Opacki, kolega z klubu, świadek zdarzenia.

- Gdy zobaczyliśmy z brzegu, że próbują się przebić, pobiegliśmy po lodzie im na pomoc. Przebiliśmy lód. Jednego wyciągnęliśmy, ale Jacek poszedł już na dno. Nikt z nas nie wie, jak do tego doszło. Tym bardziej że warstwa lodu nie była gruba. Miała zaledwie z 10 centymetrów. Łatwo można było się przez nią przebić. Nie brakowało mu też powietrza. Tlen z butli starczyłby jeszcze na co najmniej dwie godziny. A J. znam doskonale. To bardzo doświadczony płetwonurek, nurkuje od kilkunastu lat. A przy tym nie jest jakimś świrem, ryzykantem.

Zawsze był rozważny, zawsze miał wszelkie zabezpieczenia. Teraz też. Liny asekuracyjnej nie miał, bo to nie miało być nurkowanie pod lodem. Być może wystąpiły jakieś problemy ze zdrowiem, chociaż wcześniej nigdy na nic się nie skarżył - mówi pan Marek.

Do tragedii doszło około godz. 16. Na miejsce przyjechały policja i prokuratura.
- Zwłoki zabezpieczono do badań sekcyjnych. Dopiero wyniki sekcji odpowiedzą nam na pytanie, co było przyczyną śmierci i czy doszło do jakichś zaniedbań - mówi Urszula Chylińska, rzecznik prasowy koszalińskiej policji.

J.G. miał 39 lat. Osierocił 8-letniego synka. Na co dzień pracował z dziećmi trudnymi i niepełnosprawnymi jako wychowawca w internacie Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Słupsku. Jego bliscy nie chcą wierzyć w tę tragedię.

- Był bardzo lubiany przez dzieci. Poświęcał im każdą chwilę, prowadził z nimi teatr. Zdobywali razem laury na różnych przeglądach - mówi Krzysztof Serafin, dyrektor SOSW.

Jolanta Krawczykiewicz z Teatru Rondo rozpłakała się, gdy usłyszała od nas tę wiadomość. - Znałam go bardzo dobrze. To był cudowny człowiek. Tych młodych ludzi, z którymi pracował, wyciągał na porządnych ludzi, szanował ich zdanie, liczył się z nimi, dowartościowywał ich, ale też inspirował - mówi.

Tragedię bardzo też przeżyła Zofia Stodoła, prezes Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom i Dorosłym "Przystań". - Teraz na feriach spotykaliśmy się codziennie. Pracowaliśmy nad nowym programem profilaktycznym. Był taki wesoły, pełen pozytywnej energii, którą wszystkich zarażał. Bardzo angażował się społecznie. Był otwarty na potrzeby innych ludzi. Miał wspaniały kontakt z młodzieżą. Ale nie tylko. Teraz pracował nad spektaklem ze słuchaczami Uniwersytetu III Wieku - mówiła wzruszona pani Zofia. - Kochał teatr i nurkowanie. Planował nawet wciągnąć w to tę trudną młodzież.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza