Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sławomir Sikora: - Teraz spłacam swój dług

Fot. Krzysztof Tomasik
Fot. Krzysztof Tomasik
Rozmowa ze Sławomirem Sikorą, pierwowzorem bohatera filmu Krzysztofa Krauzego.

Kim jest

Kim jest

Sławomir Sikora na początku lat 90. był początkującym przedsiębiorcą. Z Arturem Brylińskim i Tomaszem K. wplątał się w interesy z pochodzącym ze Śląska Grzegorzem G., zajmującym się m.in. handlem kradzionym towarem i wymuszaniem zwrotu fikcyjnych długów. G. zażądał od nich zwrotu nieistniejącej pożyczki. Szantażował ich, groził śmiercią, zmuszał do popełniania przestępstw (m. in. fałszowania czeków). W marcu 1994 r. Bryliński z kolegami zwabił Grzegorza G. do Warszawy. Ten przyjechał z "ochroniarzem", Mariuszem K. Przedsiębiorcy wywieźli ich za miasto. W lesie pod Maciejowicami obaj prześladowcy zostali zabici. Nieco przetworzona historia tego mordu stała się kanwą filmu fabularnego Krzysztofa Krauzego pt. "Dług", który wywołał dyskusję o obronie obywateli przed przestępczością. W listopadzie 1997 r. sąd I instancji skazał Brylińskiego i Sikorę na kary po 25 lat więzienia. Tomasz K. został uznany za winnego tylko zabójstwa Mariusza K. Dostał 12 lat więzienia.Sąd Apelacyjny utrzymał kary dla Brylińskiego i Sikory. W 2001 r. Sąd Najwyższy oddalił ich wnioski o kasacje jako "oczywiście bezzasadne". Sikora przesiedział w więzieniu ponad 10 lat. O ułaskawienie starał się trzykrotnie. Ułaskawiony został 5 grudnia 2005 roku przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Bryliński nadal odsiaduje swój wyrok.

- Śni się panu jeszcze, jak z kolegami mordowaliście swoich prześladowców?

- Już nie. Te wspomnienia ostatnio wracały, jak pisałem książkę "Mój dług". Wtedy głęboko wszedłem w dokumenty i pamięć, więc powróciły dawne emocje. Teraz, podczas spotkań, którym towarzyszy projekcja filmu "Dług", staram się go nie oglądać, aby na nowo nie przywoływać wspomnień. Dla mnie to już sprawa zamknięta.

- Jak zatem należy traktować pana obecne prelekcje w całej Polsce: jako formę misji społecznej czy po prostu zarabianie na sprzedawaniu własnej historii?

- Nie chodzi o proste zarabianie pieniędzy. Jednak sprawy, którymi teraz się zająłem, wymagają zaangażowania przez 24 godziny na dobę, a przecież trzeba za coś żyć. Ale ja dużo nie potrzebuję. Nie mam wielkich wymagań.

- Napisał pan jednak książki o swojej historii. Tak się robi w Ameryce, gdzie wszystko jest na sprzedaż za dobrą cenę.

- Gdy wyszedłem z więzienia, nie miałem za co żyć. Zaliczka z wydawnictwa Albatros to były pierwsze pieniądze, które wtedy zarobiłem. Społeczeństwo nie dało mi nic. Nie sprzedałem swojej historii. Nawet jeśli tak myślą ci, którzy patrzą na moją biografię z boku.

- To po co pan jeździ po Polsce i opowiada o sobie?

- Doszedłem do wniosku, że w ten sposób można coś zmienić w funkcjonowaniu naszego społeczeństwa. Że to moje zadanie. Dlatego przyjąłem propozycję właściciela TV Patio, zostałem dziennikarzem i zajmuję się sprawami społecznymi. Robię programy o zdarzeniach i sytuacjach, które doprowadziły do tego, że ludzie musieli działać wbrew prawu i ujawniać swoją ciemną stronę. Prawda jest taka, że nie jesteśmy dobrzy albo źli. Dobro i zło ciągle w nas walczą. W zależności od okoliczności możemy pokazywać różne swoje twarze. Wiele zależy od tego, jakie mechanizmy tworzy państwo.

- Dlatego pokazuje pan na spotkaniach "Dług"?

- Tak, bo "Dług" doskonale wpisuje się w historię 20-lecia naszej demokracji po 1989 roku. Pokazuje, jak na początku lat 90. słabe było państwo. Nie miało żadnych narzędzi do obrony obywateli. Teraz jesteśmy w innym miejscu, choć wciąż przecież dochodzi do samosądów. Tak przecież było w Głodowej, gdzie wieś zlinczowała człowieka, który po wielu wyrokach więziennych nadal prześladował sąsiadów, a policja nie interweniowała. Nam też policja nie pomogła. Broniliśmy się więc sami.

- Na ile "Dług" jest waszą historią?

- Pokazuje nasze emocje. Opowiada o tym, jak wchodziliśmy w biznes i że na końcu dostałem 25 lat więzienia za morderstwo. Jednocześnie jednak to jest film o wielu ludziach, którzy na początku lat 90. płacili haracze i nie udało im się z tego wyjść. Przypomnę, że w sierpniu 1994 roku restauratorzy działający na Trakcie Królewskim w Warszawie pewnego dnia zamknęli na cały dzień wszystkie swoje lokale, aby zaprotestować przeciw płaceniu haraczy. To pokazało, jak wielkie było wtedy przyzwolenie na takie praktyki.

- Miał pan wpływ na powstanie "Długu"?

- Nie. Nawet nie wiedziałem, że taki film jest kręcony. Przecież siedziałem w więzieniu. Myślałem, że powstanie film dokumentalny. Dlatego zgodziłem się na spowiedź przed reżyserem i scenarzystą Jerzym Morawskim, bo liczyłem na ich obiektywizm. Miałem nadzieję, że poprzez nich uda się zmienić nasz obraz wykreowany przez sensacyjne media.

- Film rzeczywiście panu pomógł. W końcu został pan ułaskawiony przez prezydenta Kwaśniewskiego.

- Tak. Stałem się rozpoznawalny. Zaczęła się społeczna dyskusja o haraczach, ale jednocześnie w więzieniu straciłem anonimowość, a to już mogło być groźne. Na szczęście wyszedłem na wolność.

- Jest pan wdzięczny Kwaśniewskiemu?

- Tak, choć zdaję sobie sprawę, że jego decyzja miała podtekst polityczny. Gdyby Lech Kaczyński jako kandydat na prezydenta RP nie zapowiedział, że mnie ułaskawi, to być może Kwaśniewski by tego nie zrobił.

- Czuje się pan ofiarą sądownictwa?

- Nie mogę komentować wyroków sądowych, bo moje ułaskawienie ma charakter warunkowy. Gdybym komentował wyroki, to to mógłby być powód do odwieszenia wyroku. Mam świadomość, że cały czas wisi nade mną miecz Damoklesa.

- Otwarcie mówi pan natomiast, że w naszych więzieniach nie funkcjonuje system resocjalizacji. Dlaczego?

- Bo tak jest. W więzieniach przebywa obecnie około 90 tysięcy ludzi. Około 70 tysięcy za dużo, bo zbyt wiele osób trafia tam za drobne przestępstwa. Na przykład za jazdę rowerem po pijanemu. Ja wiem, że tacy rowerzyści stanowią poważne zagrożenie, ale oni powinni pracować przy robotach publicznych, a nie siedzieć w więzieniach. U nas jest za mało kar pozawięziennych. W efekcie więzienni psycholodzy zajmują się tylko papierologią, a młodzi ludzie traktują więzienie jak szkołę przestępczości i są tam wciągani do grup przestępczych. Na dodatek w więzieniach kwitnie na szeroką skalę handel narkotykami. O tym mówię, bo mam nadzieję, że w końcu dotrę do decydentów, którzy zaczną coś zmieniać.

- Ale ostatnio jednak statystyki mówią, że przestępczość w Polsce spadła...

- To złudzenia. Nasi bandyci wyemigrowali na Zachód. Żyją tam w sforach w polskich gettach i dręczą naszych rodaków. Sam się o tym przekonałem przed rokiem podczas pobytu w Islandii, gdzie zetknąłem się z groźnym przestępcą z Polski. Islandzka policja jest okazała się bezradna, gdy mnie pobił. Wiem, że ci bandyci już powoli wracają do kraju, bo wracają także ci, których dręczyli i prześladowali. Jeśli aparat władzy nie będzie o tym pamiętał, to te piękne statystki szybko się zmienią na gorsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza