Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoła Policji w Słupsku. Sprawdziliśmy, jak szkoli się stróżów prawa (wideo, zdjęcia)

Mariusz Nowicki
Nasz dziennikarz w Szkole Policji.
Nasz dziennikarz w Szkole Policji.
Na trzy dni odstawiłem notatnik, dyktafon, długopis i komputer. Ubrałem policyjne kamasze i mundur. Kompania 9, pluton drugi - to moje nowe miejsce.
Nasz reporter na kilka dni zamienil sie w sluchacza slupskiej Szkoly Policji.

Szkoła Policji od środka

Wraz z policjantami ze Szczecina, Trójmiasta, Łodzi i Bydgoszczy uczestniczyłem w zajęciach dla słuchaczy kursu podstawowego w słupskiej Szkole Policji.

- Na mój sygnał panowie biegną w stronę policjantki i próbują ją uderzyć.. - młodszy aspirant Mariusz Holub omawia kolejne ćwiczenie. - Pani w tym czasie ma trzy sekundy, aby wyjąć broń z kabury, przeładować i oddać strzał. Proszę nie zapomnieć o okrzyku: "Stój, policja!" i uprzedzeniu o zamiarze użycia broni.

Trzech rosłych mężczyzn, trzymając w rękach pałki gotowe do zadania ciosu, czeka na sygnał instruktora. Po drugiej stronie sali przyparta do ściany drobna blondynka, skupiona niczym rewolwerowiec podczas pojedynku w samo południe.

Dzień pierwszy. Czujność interwencyjna

Sekundy wyczekiwania ciągną się w nieskończoność. W sali panuje absolutna cisza. - Dziękuję, koniec ćwiczenia - zarządza nagle wykładowca.

Nikt nikogo nie uderzył, nikt nie oddał strzału. - Co pani czuła? - pyta słuchaczkę wykładowca. - Cały czas byłam gotowa do działania - słyszy. - I bardzo dobrze. To jest właśnie czujność interwencyjna. Tylko że pani wiedziała, że czeka ją atak. W trakcie prawdziwej służby nie będzie tak łatwo. Dlatego właśnie przez cały czas policjant musi zachowywać czujność interwencyjną i być przygotowanym na każdą ewentualność - tłumaczy szkoleniowiec.

To moje drugie zajęcia podczas pierwszego dnia pobytu za murami przy ul. Kilińskiego. Jest dopiero po 9, a ja już od ponad czterech godzin na nogach

. Dzień słuchacza zaczyna się pobudką o godzinie 5.30. Piętnaście minut później plac apelowy wypełnia się zaspanymi ludźmi. Czas na zaprawę poranną - 15 minut biegania i ćwiczeń.

Potem poranna toaleta i śniadanie. O godzinie 7.10 kompania 9, do której trafiłem, ma poranny apel. Dowódca rozdziela zadania. Z plutonem o godz. 7.30 idę więc na lekcję z taktyki interwencji. Pierwsze dwie godziny poświęcone są sytuacjom, z jakimi policjanci mogą spotkać się, interweniując w pubie lub barze. Następne dwie - w mieszkaniu. Czyli w salach wykładowych urządzonych na podobieństwo prawdziwych miejsc.

Na przykład w pubie P-64 przy ul. Policjantów jest barek, stoliki, a w tle słychać muzykę. Tuż obok jest melina. W role klientów lokalu, barmanów, kłócących się małżonków, agresywnych alkoholików czy świadków lub ofiar wypadku wcielają się sami słuchacze. I robią to wyjątkowo przekonująco. Każda scenka jest potem analizowana przez uczestniczącą w niej grupę.

Po taktykach interwencji zaliczam jeszcze strzelanie. Słupska szkoła ma najnowocześniejszą strzelnicę w Polsce. Zajęcia z bronią to nie tylko strzały do tarczy, ale też cała masa teorii - w tym m.in. budowa broni i zasady jej użycia przez policjanta.

Ostatnie dwie lekcje są niezwykle wyczerpujące. Spędzam je w kimonie na sali gimnastycznej. - Dziś ćwiczymy techniki kajdankowania zatrzymanego z przodu - oznajmia instruktor podkomisarz Artur Jaroszyński.

Przed głównym treningiem rozgrzewka, a przed nią wstęp do rozgrzewki. Szczerze mówiąc, mam dość już po wstępie. Ale nie poddaję się, bo jednym z elementów treningu są sparingi między słuchaczami. Przecież nie co dzień człowiek ma okazję bezkarnie pobić się z policjantem.

Dzień drugi. Kwadrans w dyżurce.

Drugiego dnia zaczynam tam, gdzie skończyłem wczoraj - w sali gimnastycznej. Tym razem są to zajęcia z samoobrony - uwalnianie się z uchwytów.
- Co jakiś czas zdarzają się tacy, co to naoglądają się seriali w telewizji i myślą, że będą dobrym policjantem. Ale szkoła wszystko weryfikuje i tacy najczęściej sami rezygnują. Raczej wcześniej niż później. - mówi podinspektor Edward Walczak, który uczy m.in. samoobrony.

- Niedawno była taka panienka, która już po dwóch dniach się spakowała. Myślała, że tu będzie jak na zwykłych studiach - trochę nauki, a reszta to przyjemności i zabawa. Ale jak zobaczyła, że szkoła jest za murami, że rano trzeba wstać na zaprawę, chodzić w mundurze i podporządkować się dyscyplinie, to szybko stwierdziła, że to nie dla niej.

Następne są zajęcia z pierwszej pomocy. Uczymy się, jak bezpiecznie wyciągać z aut ofiary wypadków. I tu niespodzianka - w sali na drugim piętrze stoi prawdziwy radiowóz. Trafił tu po wcześniejszym rozmontowaniu i wniesieniu po kawałku po schodach.

Najbardziej emocjonującym punktem dnia są ostatnie zajęcia - kurs oficerów dyżurnych policji. To szkolenie dla doświadczonych policjantów.

- Nie bez powodu oficer dyżurny nazywany jest komendantem po godzinach - mówi komisarz Arkadiusz Gadomski, wykładowca Zakładu Prewencji - To na nim spoczywa największa odpowiedzialność. To on odbiera telefony, przyjmuje interesantów i reaguje na ich problemy. Potem jest z tego rozliczany.

W symulatorze dyżurki za lustrem weneckim siedzą wykładowcy, którzy - wcielając się w role interesantów lub policjantów z patrolu - zasypują dyżurnego interwencjami. Przez około 15 minut (prawdziwy dyżur trwa 12 godzin) miałem dość. Odebrałem m.in. prośbę świeżo upieczonego patrolu o radę, co zrobić ze staruszkiem skarżącym się na sąsiada.
Chwilę potem ów staruszek zadzwonił ze skargą na policjantów. Jednocześnie o wsparcie poprosił patrol pieszy, jakiś człowiek chciał ustalenia numeru telefonu do kolegi, inny twierdził, że w internecie namierzył pedofila, a na dodatek na posterunek przyszedł człowiek, który widział, jak policjanci biorą łapówkę...
W roli oficera dyżurnego sprawdziłem się podobno przekonywająco. Jak na pierwszy raz. Policjanci stwierdzili, że wyjątkowo szybko wczułem się w rolę. No cóż. W redakcji "Głosu" też mamy dyżury.

Dzień trzeci. To ja wolę być dziennikarzem

Zwiedzam Muzeum Kryminalistyki. Narzędzia zbrodni, zdjęcia zwłok i inne eksponaty robią piorunujące wrażenie. Atmosferę rozluźnia żart wykładowcy w następnej sali - tortur i średniowiecznych narzędzi.

- Jakby któraś ze słuchaczek chciała skorzystać, to proszę bardzo. Kluczyk do końca służby można dać na przechowanie mężowi, narzeczonemu lub chłopakowi - mówi aspirant Przemysław Kaczorowski prezentując pas cnoty. - Albo dowódcy plutonu! - pada z grupy propozycja, a pluton zanosi się śmiechem.

Bo poczucia humoru policjantom nie brakuje. Ot, np. na wieczornym dyżurze dyżurnej słuchaczce zniknęło biurko z całym stanowiskiem, gdy na chwilę wyszła do toalety. Innym razem koleżanka pełniąca służbę przy bramie otrzymała telefon od "przełożonego", że ma natychmiast wystawić grzejnik z dyżurki na podwórko. W środku zimy. Świeżo upieczone policjantki mają w takich sytuacjach niemały problem. Ich koledzy za to kupę zabawy.

Większość czasu w Szkole Policji zajmuje jednak nauka. Lekko nie jest. Każdy dzień od samego rana wypełniony jest zajęciami. Masa praktycznych ćwiczeń i mnóstwo wkuwania teorii. Większość wykładowców to doświadczeni policjanci.

Dlatego prowadzone przez nich zajęcia często okraszane są historiami z własnej pracy. Za każdym razem przypominają, że najgorsza dla policjanta jest rutyna. Zabija - W latach 90. mieliśmy taki przypadek, że dwóch policjantów poszło zatrzymać podejrzanego. Znali go i wiedzieli, że lubi uciekać przez okno. Jeden podszedł więc pod drzwi, a drugi czekał pod oknem. Facet otworzył i od razu wbił policjantowi nóż w brzuch. Funkcjonariusz wykrwawił się, zanim jego kolega zdążył przybiec spod okna. Sprawca w tym czasie się powiesił....

Dziękujemy Szkole Policji w Słupsku za pomoc w zebraniu materiału.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza