Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eurobasket 2009: Polska - Bułgaria 90:78 (zdjęcia, opisy innych meczów)

Jarosław Stencel
Fot. Łukasz Capar
W pierwszym swoim meczu podczas mistrzostw Europy w koszykówce, reprezentacja Polski pokonała reprezentację Bułgarii 90:78. Mecz rozegrano we Wrocławiu.
.

Hala Targowa w remoncie. Kolejna fasada odrestaurowana

Grupa D - Wrocław

Polska - Bułgaria 90:78 (32:21, 20:16, 23:21, 15:20)

Polska: Szewczyk 4, Ignerski 22 (4x3), Logan 23 (2), Gortat 16, Lampe 17 (2), Koszarek 8 (2).

Bułgaria: D. Iwanow 18 (1), K. Iwanow 2, Rowland 20 (2), Widenow 11, Georgiew 12, Ewtimow 7 (1), Stojkow 8 (1)

Świetni w ataku Michał Ignerski i David Logan oraz dominujący w defensywie Marcin Gortat dali Polsce pierwsze zwycięstwo na EuroBaskecie. Biało-czerwoni pokonali Bułgarię 90:78.

Pierwsze punkty dla polskiej drużyny na EuroBaskecie zdobył już w pierwszej akcji Michał Ignerski. Gospodarze na samym początku spotkania mieli problemy w obronie. Bułgarzy zbyt łatwo dostawali się w strefę podkoszową. Na szczęście dla Polaków mylili się w najprostszych sytuacjach (4/11 z gry po pięciu minutach gry). W ataku biało-czerwoni wykorzystywali Macieja Lampego, do którego była adresowana większość piłek. Środkowy reprezentacji Polski jednak nie wszedł dobrze w mecz co spowodowało, że spotkanie było bardzo wyrównane. Przełom nastąpił w końcówce pierwszej kwarty. Z dystansu wstrzelił się Michał Ignerski, który trafił trzykrotnie zza linii 6,25 i Polacy powiększyli prowadzenie do jedenastu punktów (32:21).

W kolejnych minutach spotkania nasi zawodnicy nadal grali bardzo skutecznie w ataku, a co ważniejsze zacieśnili szeregi obronne. Marcin Gortat nie odpuszczał żadnemu z Bułgarów, skakał do każdej piłki, zanotował kilka bloków i w następnych akcjach goście już bali się penetrować strefę podkoszową. Przewaga biało-czerwonych wynosiła już siedemnaście punktów. Ostatnie fragmenty pierwszej połowy to słabsza gra reprezentacji Polski. Bułgarzy przyspieszyli i odrobili sześć oczek.

Polacy spokojnie kontrolowali przewagę jaką wypracowali. Po stronie bułgarskiej najjaśniejszym punktem był Dejan Iwanow. Wspomagał go walczący Wassil Ewtimow. Było to jednak za mało, żeby zmniejszyć ponad dziesięciopunktową przewagę naszych. Ponadto Bułgarzy nie radzili sobie w defensywie z dobrze dziś dysponowanym Davidem Loganem, który zdobywał nawet 7 punktów z rzędu. Były fragmenty kiedy reprezentanci Bułgarii niwelowali straty, jednak Polacy szybko odpowiadali. Jak nie Lampe, to Gortat albo Logan studzili zapał rywali. Pod koniec trzeciej kwarty przewaga Polaków wynosiła już prawie 20 punktów (75:57).

Uspokojeni wysokim prowadzeniem Polacy przestali grać z takim zaangażowaniem jak wcześniej. Bułgarzy tylko na to czekali i szybko odrobili część strat (79:72). Instynkt lidera obudził się w tym momencie w Łukaszu Koszarku. Rozgrywający reprezentacji Polski wziął ciężar gry na siebie. Jeśli nie zdobywał punktów to świetnie odgrywał do kolegów z zespołu. Gospodarze EuroBasketu wygrali pierwszy mecz 90:78 i zrobili pierwszy krok w stronę awansu do kolejnej rundy.

Pini Gershon (trener Bułgarii): Polacy zasłużyli na to zwycięstwo. Grali lepiej od nas przez większą część spotkania. Straciliśmy 22 punkty z samych kontrataków, a to stanowczo za dużo. Wydaje mi się, że Polska jest lepszą drużyną niż Turcja, więc jeśli z Turkami zagramy tak jak z Polską możemy z nimi wygrać. Nie byliśmy zaskoczeni dobrą postawą Michała Ignerskiego. On jest bardzo dobrym zawodnikiem, co udowodnił w dzisiejszym meczu.

Filip Videnov (Bułgaria): Zaczęliśmy słabo mecz, byliśmy nieco stremowani, że graliśmy z zespołem gospodarzy. Próbowaliśmy gonić, ale dzisiaj nie byliśmy dobrze zorganizowani. Przeciwko Turcji wszystko jest możliwe, jesteśmy w stanie wygrać.

Muli Katzurin (trener Polski): Żeby wygrać z Bułgarią trzeba ograniczyć skuteczność ich rzutów z dystansu do mniej niż 50 procent. Nam się to udało dlatego wygraliśmy. Krzysiek Szubarga zagrał dzisiaj, a po meczu z jego plecami nie było żadnego kłopotu. Z dnia na dzień powinno być tylko lepiej. Nasz kolejny przeciwnik? Wszyscy znają te nazwiska. Litwa to bardzo dobra drużyna i każdy trener na świecie powie o nich to samo.

Adam Wójcik (Polska): To był dla nas bardzo trudny i ważny mecz. Cieszymy się, że go wygraliśmy. Będzie to miało znaczenie psychologiczne przed następnymi meczami.

Źródło: PZkosz.

Inne mecze

Grupa A - Poznań

Macedonia - Grecja 54:86 (13:28, 15:24, 9:17, 17:17)

Macedonia: V. Stefanov 3 (1x3), Mirakovski 3 (1), R. Stefanov 2, V. Stojanovski 6, Gechevski 9 (1), Antić 9 (1), D. Stojanovski 2. Massey 12 (1), Samardziski 8.

Grecja: Kalampokis 5 (1), Bourousis 11 (1), Zisis 8, Spanoulis 17, Calathes 4, Printezis 6, Glyniadakis 5, Kaimakoglou 3 (1), Koufos 6, Perperoglou 10 (2), Schortsanitis 11.

Jeszcze przed meczem wiadomo było, że otwierające EuroBasket 2009 w grupie A spotkanie będzie emocjonujące przede wszystkim na trybunach. Szczególnie kibice Macedonii tłumnie stawili się w poznańskiej Arenie, jednak żywiołowy doping nie pomógł ich koszykarzom, którzy zostali zdeklasowani przez Greków 86:54. Do zwycięstwa podopiecznych Jonasa Kazluaskasa poprowadził Vasileios Spanoulis, zdobywca 17 punktów.

Grecy od początku narzucili Macedończykom swój styl gry i zdominowali mecz. Świetnie grał przede wszystkim Spanoulis (11 punktów w tej części meczu), po którego akcji dwa plus jeden, jedni z faworytów Eurobasketu prowadzili już 16:3. Macedończycy impas strzelecki przerwali dopiero w 6 minucie trafieniem zza linii 6.25 m Vrbicy Stefanova, ale przewaga Greków wynosiła wtedy już 14 punktów (20:6). Trener Jonas Kazlauskas szybko zaczął na parkiet wpuszczać rezerwowych zawodników, którzy w niczym nie ustępowali swoim kolegom z pierwszej piątki. Efekt? Złoci medaliści mistrzostw Europy z 2005 roku po 10 minutach prowadzili 28:13.

Druga kwarta zaczęła się od 7 punktów z rzędu zdobytych przez Greków. Pod koszami dobrze spisywał się rezerwowy Sofokles Schortsanitis. Macedończycy mieli spore problemy z faulami, które wymuszali obwodowi gracze trenera Kazlauskasa. Nieco ożywienia w ofensywnych poczynaniach wprowadził Predrag Samardziski - środkowy Żeleznika Belgrad najpierw zdobył punkty efektownym wsadem, a potem piękną asystą otworzył drogę do kosza Stojanovskiemu. W 19 minucie potężnym slam dunkiem kontratak Macedonii zakończył Jeremiah Massey (9 punktów w I połowie), jednak to były jedyne pozytywne aspekty gry tej drużyny w drugiej kwarcie. Do przerwy Grecy prowadzili aż 24 punktami (52:28).

Po 20 minutach gry zespoły zmieniły stron, jednak nie zmienił się obraz gry. Wśród Greków środkowego Bourousisa zmienił Koufos i była to świetna decyzja. Zaledwie 20-letni środkowy Utah Jazz blokował, zbierał i zdobywał punkty, a jego drużyna z minuty na minutę powiększała swoją przewagę. W ostatniej części meczu trenerzy pozwolili pograć rezerwowym, a przewaga Greków cały czas oscylowała w okolicach 30 punktów. Mecz otwarcia w grupie A potwierdził, że siłą reprezentacji Grecji będzie zespołowość i długa ławka. Macedończycy aby myśleć o awansie będą musieli pokonać kogoś z dwójki Izrael - Chorwacja.

Chorwacja - Izrael 86:79 (25:17, 17:20, 17:22, 27:20)

Chorwacja: Ukić 13 (1), Kus 13 (2), Popović 13 (3), Vujcić 21, Rozić 3, Planicić 9 (2), Banić 2, Nicević 4, Kasun 8.

Izrael: Mekel 16 (2), Halperin 5 (1), Burstein 10 (2), Eliyahu 31, Kozikaro 12, Green 5.

Drugie spotkanie w grupie A miało pokazać jaka jest siła Chorwacji, która na EuroBaskecie wymieniana jest jako jeden z faworytów do medali, ale również dać odpowiedź na pytanie na co tak naprawdę stać Izrael.

Lepiej mecz zaczęli Chorwaci, którzy już po dwóch minutach prowadzili 10:4. Ataki napędzał Roko Leni Ukić, pod koszem dobrze spisywał się Mario Kasun (3 zbiórki ofensywne w jednej z akcji), a na obwodzie brylował Davos Kus (9 punktów i 2/4 za 3 pkt. w tej części meczu), dzięki któremu Chorwaci wyszli w 6 minucie na 10 punktowe prowadzenie (20:10). Izraelczycy w ofensywie większość piłek kierowali do doświadczonych Yaniva Greena i Ido Kozikaro. Od tego momentu trwała wyrównana walka kosz za kosz, a po pierwszej kwarcie podopieczni Jasmina Repesy prowadzili 25:17. W drugiej części meczu Izraelczycy nadal mieli ogromne problemy ze zbiórką na bronionej tablicy, co skwapliwie wykorzystywali Chorwaci zdobywając punkty z ponowienia (11 ofensywnych zbiórek w I połowie). Zvi Sherf podwyższył nieco skład wpuszczając 24-letniego Liora Eliyahu (10 punktów w drugiej kwarcie). Dzięki efektywnej grze młodego skrzydłowego Maccabi Tel Awiw Izraelczycy zdołali zmniejszyć straty do 4 punktów (33:29 w 16 minucie). Pod koszem jednak niepodzielnie królował Kasun (6 zbiórek w pierwszej połowie) i to właśnie gra na tablicach w głównej mierze pozwoliła Chorwatom prowadzić do przerwy 42:37.

Na drugą połowę bardziej skoncentrowani wyszli gracze prowadzeni przez Zvi Sherfa. Lepiej rozgrywać zaczął posiadający polskie korzenie Gal Mekel, co szybko przełożyło się na grę jego kolegów. W 23 minucie przewaga Chorwatów stopniała do zaledwie 2 punktów (44:42). Po słabych pierwszych dwóch kwartach "obudził się" jeden z najlepszych izraelskich zawodników - Yotam Halperin i Izraelczycy wyszli na swoje pierwsze prowadzenie w meczu - 48:50. Gracze Jasmina Repesy stracili skuteczność, a pobudzeni przeciwnicy, głównie za sprawą bardzo skutecznego Liora Eliyahu, przejęli inicjatywę. Gdy Chorwaci przestali trafiać z dystansu, sprawę w swoje ręce wziął jeden z bardziej doświadczonych zawodników - Nikola Vujcić. Po jego celnym rzucie wolnym w 35 minucie Chorwaci odzyskali prowadzenie (72:71), którego nie oddali już do końca spotkania. Kluczowym momentem okazały się dwie akcje Marko Popovica, który najpierw trafił zza linii 6.25 m, chwilę później dołożył 2 pkt po rzucie z półdystansu i dał swojemu zespołowi 5-punktowe prowadzenie. W końcówce robił co mógł Eliyahu (31 punktów, 13/17 z gry), ale koszykarze z Bałkanów nie dali sobie już wyrwać zwycięstwa i w swoim pierwszym meczu na EuroBaskecie wygrali 86:79.

Rozmowa z Zoranem Planiniciem (Chorwacja):

- Od zwycięstwa nad reprezentacją Izraela zaczęliście Eurobasket w Polsce. Można wiec powiedzieć, że zrealizowaliście pierwsze z założeń?

- Jedno z wielu na pewno tak. Przed nami następne, z każdym następnym dniem będzie jednak trudniej. Mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć cel, o jakim powiedzieliśmy sobie przed turniejem?

- Czyli?

- Medal, o to walczymy. I mamy wielką ochotę, aby go zagarnąć.

- Wracając do dzisiejszego meczu. Był on wyrównany, od trzeciej kwarty zmienialiście się na prowadzeniu. Z tego wynika, że rywal był bardzo wymagający?

- Oczywiście, nie można inaczej powiedzieć, jeśli gra się przeciwko takim zawodnikom jak Burstein, Halperin, czy Eliyahu. Oni bardzo dużo potrafią, pokazali to w starciu z nami.

- W ważnych momentach dobrze zagrał też Mekel. On i Eliyahu rzucali wam w ostatnich pięciu minutach sporo punktów. Gdzie była wtedy wasza obrona?

- No właśnie, bardzo trafne pytanie. Szczerze mówiąc to sam chciałbym to wiedzieć. Naprawdę. Szybko przechodzili do ataku, później zdobywali punkty.

- Graliście też nerwowo w ostatnich minutach

- A nawet bardzo nerwowo. Tę sprawę musimy poruszyć podczas analizy tego meczu dzisiaj wieczorem.

Źródło. PZKOSZ

Grupa B - Gdańsk

Rosja - Łotwa 81:68 (28:21, 11:15, 19:16, 23:16)

Rosja: Woroncewicz 3, Bykow 22 (4x3), Fridzon 7, Mc Carty 24 (3), Sokołow 6, Monia 3 (1), Ponkraszow 4, Zozulin 2, Mozgow 10.

Łotwa: Helmanis 2, Skele 8, Blums 8 (2), Valters 7 (1), Kambala 22, Stalbergs 1, Janicenoks 14 (4), Biedrins 6.

W pierwszym meczu EuroBasketu w Polsce, broniąca tytułu reprezentacja Rosji
po zaciętym, mimo wyniku, meczu, pokonała Łotwę 81:68. Łotysze ani przez chwilę nie wygrywali, choć często zbliżali się do Rosjan na kilka punktów.

Zarówno Kemzura, jak i Blatt zaskoczyli pierwszymi piątkami, które pokazały
się na inaugurującym EuroBasket meczu w Gdańsku. Na boisku na początku spotkania nie zobaczyliśmy ani Kambali, ani Ponkrashova. W reprezentacji Rosji zdobywanie punktów wziął na siebie Sergey Bykov, który już w pierwszej kwarcie zdobył ich aż 14 (całym spotkaniu 22) i to przy stuprocentowej skuteczności. Po dobrych zasłonach od Mozgowa trafił, m.in. dwie trójki pod rząd co pozwoliło Rosjanom prowadzić 23:13. Później ich współpraca także wyglądała wzorowo, dzięki czemu Bykov zaliczył w dwóch kolejnych akcjach 2 asysty, a center Rosjan 4 punkty.

Po ostrym strzelaniu, w drugiej kwarcie reprezentacja Rosji zagubiła nieco swoją niesamowitą skuteczność. Długo na ławce rezerwowych reprezentacji Łotwy przesiadywał Andris Biedrins, więcej czasu na parkiecie dostawał za to Kaspars Kambala. Kemzura dopiero w drugiej połowie zdecydował się grać na "dwie wieże". Dobry mecz rozgrywał Kristaps Janicenoks - to dzięki jego trójkom Łotwa potrafiła dorównać tempa Rosjanom w pierwszej połowie.

Na cztery minuty do końca trzeciej kwarty, reprezentacja Rosji znacznie osłabiła się pod koszem. Sokolov i Mozgov mieli w tym momencie już po 4 faule, więc rotacja podkoszowa trenera Davida Blatta znacznie się zmniejszyła. Kambala i Biedrins dobrze się rozumieli, a Rosjanie nie widząc innego wyjścia faulowali ich pod koszem. Szczególnie dobrze wykorzystywał to Kambala, który zdobył 14 punktów ze swoich rzutów wolnych. Rosja potrafiła uciekać Łotwie na 10 "oczek", ale nigdy nie trwało to zbyt długo. Łotysze zwykle szybko brali się w garść i szybko odrabiali straty.

Konsekwentna gra Łotyszy na wysokich zawodników zaprocentowała wyeliminowaniem z gry za faule Mozgowa i Sokolova na cztery minuty do końca spotkania. Łotwa przegrywała wtedy tylko 65:61 i wszystko wskazywało na to, że ma jeszcze duże szanse na zwycięstwo. Miał w tym im pomóc także ogłuszający doping swoich kibiców, których w hali Olivii pojawiło się znacznie więcej niż Rosjan. Jednak świetne akcje McCarty'ego, w tym jeden wspaniały wsad i dwie trójki nie pozwalały Kambale i spółce na zniwelowanie prowadzenia Rosjan.

Rzutów za trzy w końcówce próbowali Blums i Stalbergs, ale nie wykorzystywali swoich szans. Trójka Monyi na minutę do końca pozbawiła Łotyszy złudzeń - to nie był ich dzień. Słabszy mecz rozegrał jedynak Łotyszy w NBA, Andris Biedrins - zdobył zaledwie 6 punktów i zebrał tyle samo piłek. To zdecydowanie za mało, jak na zawodnika, który miał być liderem swojej drużyny. Łotewscy kibice z pewnością mogą być zawiedzeni.

- Jesteśmy bardzo rozczarowani wynikiem spotkania, bo wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie pokonać Rosjan - powiedział tuż po meczu z Rosją, Łotysz Armands Skele. - To nie była nasza taktyka. Nie graliśmy tego, co sobie założyliśmy przed meczem. Przegraliśmy dziś, ale to nie oznacza, że przegraliśmy te mistrzostwa. Przed nami dwa mecze i musimy sobie powiedzieć, że Francja nie jest najmocniejszym zespołem w naszej grupie - dodał Skele.

Źródło: Pzkosz.

GRUPA C

Francja - Niemcy 70:65 (14:17, 19:20, 17:11, 20:17)

Francja: Batum 12 (1), Jeanneau 2, Parker 19 (1), De Colo 5, Turiaf 15 (1), Traore 5, Diaw 7 (1), Pietrus 3, Diot 2.

Niemcy: Schulze 13 (3), Ohlbrecht 2, Wysocki 4, Hamann 9, Greene 12(3), Harris 4, Femerling 11, Jagla 5 (1), Schaffartzik 5 (1).

Faworyzowani Francuzi po niezwykle wyrównanym spotkaniu pokonali w Gdańsku reprezentację Niemiec.

Skazywani przez wszystkich na porażkę "odmłodzeni" Niemcy od początku spotkania postawili Francuzom bardzo trudne warunki. Przyczyniła się do tego lepsza skuteczność Niemców zza linii 6,25 m. Francuzi obrali inną taktykę i większość ich akcji przechodziła przez środkowego, Ronny'ego Turiafa. Od początku lepiej wychodzili na tym ci pierwsi. Ich prowadzenie nie było wysokie ale ciągle utrzymywało się na poziomie czterech - pięciu punktów.

Trener Collet próbował ustawienia Parkera w drugiej kwarcie jako rzucającego, a nie rozgrywającego. Francja nie miała jednak z takiej gry żadnego pożytku. Zawodnik San Antonio Spurs seryjnie nie trafiał swoich rzutów i pierwszą połowę spotkania zakończył z tylko jednym celnym trafieniem z gry.

Cała reprezentacja "trójkolorowych" bardzo słabo broniła i zostawiała Niemcom dużo miejsca do oddawania rzutów za trzy. Świetne spotkanie rozgrywał Turiaf, który do przerwy miał już 11 punktów i 7 zbiórek, w tym trzy w ataku. Próbował grać jeden na jeden i wykorzystywał każdy błąd w kryciu. Sam miał jednak problemy w obronie przeciwko trochę wyższemu Famerlingowi.

Dopiero w trzeciej kwarcie swoje pierwsze punkty zdobył dla Francji Boris Diaw. Jego trójka była jednak bardzo ważna, bo oznaczała zmniejszenie prowadzenia Niemiec do zaledwie jednego punktu - 42:43. Turiaf dopełnił dzieła i po chwili Francja wygrywała, po bardzo długim okresie prowadzenia Niemiec, 46:45.

Francja dominowała pod koszami, ale miała problemy z trafianiem swoich rzutów nawet w najprostszych akcjach. W ostatniej części spotkania obydwie drużyny grały kosz za kosz. Skuteczność pod koniec spotkania odzyskał Sven Schultze i bardzo szybko zdobył osiem punktów. Francuzi nie zamierzali jednak się poddawać. Trójka Parkera na 3 minuty do końca spotkania pokazała, że Francji także zależy na zwycięstwie w tym meczu. Bezbarwny przez całe spotkanie Francuz wyraźnie postanowił wziąć odpowiedzialność za wynik na swoje barki. W kolejnej akcji trafił za dwa punkty, a w następnej był faulowany i skutecznie wykonał dwa rzuty wolne. To oznaczało prowadzenie Francuzów 66:62. Hamman wykonał wtedy akcję 2+1 i dał jeszcze ostatnią nadzieję Niemcom. Parker odpowiedział na to indywidualną akcją i trafił za dwa punkty. Przy wyniku 68:65 rzutu za trzy próbował jeszcze Schultze, ale nie udało mu się.

Ten mecz pokazał jak wartościowym graczem dla reprezentacji "trójkolorowych" jest Tony Parker. Praktycznie w pojedynkę wygrał ostatnią kwartę i zapewnił zwycięstwo swojej drużyny nad Niemcami. Wybrańcy trenera Bauermanna są jednak bardzo młodzi i z pewnością wyniosą z tego meczu odpowiednie wnioski.

Konferencja prasowa po meczu

Dirk Bauermann (trener Niemiec): Zawsze trudno sie gra przeciwko Tonemu Parker'owi. On nas kompletnie rozbił. Mamy w drużynie wielu młodych niedoświadczonych jeszcze zawodników. Naszym największym problemem dzisiaj był obrona, ale jestem dumny z moich chłopców. Graliśmy twardo i jeśli zagramy tak w kolejnym meczu powinno być dobrze. Musimy być bardziej uważni i zdeterminowani w końcówce meczu. Ale będzie trudno awansować do kolejnej rundy, bo Łotwa jest mocnym zespołem, a Rosja bardzo mocnym. Ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy.

Konrad Wysocki (Niemcy): Powinniśmy być bardziej skupieni w końcówce meczu. Graliśmy dobry basket przez prawie cały mecz. To prawie jednak nie wystarczyło do zwycięstwa.

Tony Parker (Francja): Pierwszy mecz jest zawsze wyjątkowy. Ten mecz był bardzo trudny, Niemcy grali bardzo dobrze, głównie w obronie. Starałem się grać bardzo agresywnie w końcówce i podjąłem ryzyko, które się opłaciło. Następny mecz, jednak musimy zagrać lepiej.

Vincent Collet (trener Francji): Pierwsza połowa była lepsza w wykonaniu Niemców, ale my pokazaliśmy charakter. Drugą odsłonę zagraliśmy bardziej agresywnie, ale też bardziej efektywnie w ataku. Musimy jednak wyciągnąć wnioski po tym meczu i jutro zagrać lepiej. Pierwszy krok zrobiliśmy, ale jesteśmy dopiero na początku drogi do następnej rundy.

Żródło: PZKOSZ


Wielka Brytania - Słowenia 59:72 (15:27, 20:10, 12:14, 12:21)

Wielka Brytania: Lenzly 1, Mensah-Bonsu 18, Archibald 12 (1), Freeland 6, Reinking 5 (1), Boyd 8 (2), Betts 9.

Słowenia: Laković 11 (3), Udrih 8, Brezec 8, Nachbar 7 (1), Jagodnik 6 (2), D. Lorbek 7 (1), Golemac 6, E.Lorbek 19 (1).

Reprezentacja Słowenii pokonała Wielką Brytanię 72:59 w pierwszym meczu EuroBasketu w grupie C. Świetna gra w pierwszej i czwartej kwarcie wystarczyła do odniesienia zwycięstwa.

Reprezentacja Słowenii tak jak rozpoczęła to spotkanie, czyli wysoko prowadząc z Wielką Brytanią, tak samo je skończyła. Świetne zawody rozegrał Domen Lorbek, który w zaledwie 19 i pół minuty rzucił 19 punktów, trafiając wszystkie osiem rzutów z gry (7/7 za 2, 1/1 za 3). Swojemu koledze wtórował także rozgrywający Jaka Laković, autor 11 punktów i sześciu asyst.

Po stronie Wielkiej Brytanii wyróżnił się Pops Mensah-Bonsu, który gdy tylko pojawiał się na parkiecie napędzał ataki swojego zespołu, ostatecznie zapisując na swoim koncie 18 punktów oraz sześć zbiórek. 13 punktów zdobył Robert Archibald, jednak na słabej skuteczności.

Słowenia przez pierwsze cztery minuty meczu nie pomyliła się w rzutach z gry trafiając 2/2 za dwa i tyle samo za trzy. Brylował przede wszystkim Laković, który w całym meczu trafił trzy takie rzuty.

Ekipa słoweńska z łatwością znajdowała dziury w obronie Brytyjczyków i raz za razem rozrywający tego zespołu dogrywali piłkę do wolnych pod koszem Domena Lorbeka i Primoza Brezeca, co dało Słoweńcom prowadzenie 18:7.

Bardzo dobra gra zawodników Jure Zdovca uwidoczniła się szczególnie pod koniec pierwszej kwarty, kiedy to Słowenia prowadziła aż 27:12, trafiając 12 z 17 rzutów z gry.

Zespół z wysp zupełnie inaczej zaczął funkcjonować w drugiej kwarcie, w której szybko zdobył 10 punktów z rzędu, a drużynę pociągnął Pops Mensah-Bonsu wraz z Robertem Archibaldem, którzy w kilku kolejnych akcjach łatwo zdobywali punkty dla swojego zespołu i było tylko 27:25 dla Słowenii.

Chwilę później był już remis 29:29, ale nie był to koniec szarży wyspiarzy, którzy na nieco ponad trzy minuty przed przerwą wyszli na prowadzenie 35:33, osiągając tym samym wynik 22:6 w siedem minut drugiej kwarty.

Słoweńcy ponownie zaczęli odskakiwać po przerwie. Znany z występów w Polsce, Goran Jagodnik, dwukrotnie z rzędu trafił z dystansu, czym wyprowadził swój zespół na prowadzenie 47:40. Wielka Brytania i to odrobiła, jednak w decydującej kwarcie popełniała te same błędy co w pierwszych dziesięciu minutach.

Koncert pokazali bracia Lorbek, którzy łącznie zdobyli 14 punktów w ostatniej części gry i na sześć minut przed końcem było już 67:52 dla Słoweńców, co ostatecznie przekreśliło szanse Brytyjczyków.

Źródło: Pzkosz.

Serbia - Hiszpania 66:57 (15:12, 23:11, 18:14, 10:20)

Serbia: Tepić 10 (1), Teodosić 4, Paunić 4, Bjelica 2, Marković 2, Tripković 3 (1), Raduljica 2, Krstić 17, Perović 2, Velicković 12 (2), Macvan 8 (2).

Hiszpania: P.Gasol 9, Rubio 6, Navarro 14 (1), Reyes 12, Lopez 3, Liuli 9 (1), M.Gasol 4.

Zupełnie niespodziewanie zakończył się mecz pomiędzy mistrzem świata, Hiszpanią, a odmłodzoną reprezentacją Serbii. Drużyna trenera Dusana Ivkovicia pokonała faworyzowanych Hiszpanów 66:57, prowadząc od samego początku meczu. Serbowie grali koszykówkę prostą, ale aż nadto skuteczną, co wraz z bardzo słabą grą Hiszpanii przyniosło pierwsze zwycięstwo w turnieju.

Bardzo dobre zawody na tle wymagających przeciwników rozegrał Nenad Krstić. Serbski podkoszowy rzucił w całym meczu 17 punktów oraz zebrał sześć piłek z tablic. Razem z Krsticiem do wygranej przyczynili się Novica Velicković, autor 12 punktów i ośmiu zbiórek oraz Milenko Tepić, który zapisał na swoim koncie 10 punktów i trzy zbiórki.

Reprezentacja Serbii od początku zaskoczyła Hiszpanów, gdy niemal w każdej akcji trafiała z gry. Przez siedem minut meczu drużyna z Półwyspu Iberyjskiego zdobyła zaledwie sześć punktów, tracąc 12 oczek.

- Hiszpania to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza drużyna tych Mistrzostw. Zakładaliśmy, że zagramy dobre spotkanie i pokażemy się z najlepszej strony - powiedział Stefan Marković.

Koszykarze Sergio Scariolo grali bardzo słabo w pierwszych, przez ponad 20 minut nie mogąc trafić z dystansu. Serbowie również nie grali dobrych zawodów, jednak zza linii byli niecko skuteczni i dlatego utrzymywali kilkupunktową przewagę.

Po czterech minutach drugiej kwarty ekipa Ivkovicia wyszła na prowadzenie 24:14, a grę Hiszpanów ciągnęli koszykarze podkoszowi. Niscy zawodnicy mistrzów świata grali słabo i nieskutecznie, co widać było po skuteczności w rzutach za trzy.

Serbowie ani myśleli dostosowywać się do poziomu Hiszpanów, tylko punkt po punkcie oddalali się od rywala. Na niespełna minutę do końca pierwszej połowy drużyna Ivkovicia prowadziła aż 36:20, kompletnie dominując nad bezradną Hiszpanią.

Próby odrobienia strat po przerwie nie przynosiły Hiszpanom żadnych efektów. Bracia Gasol co i rusz tracili piłki pod koszem, a Serbia twardo utrzymywała wysoką przewagę, prowadząc 44:27. Natomiast tacy strzelcy jak Navarro, Rubio czy Garbajosa kompletnie nie mogli wstrzelić się z dystansu, co przekładało się na wynik (2/19 za trzy).

- Mieliśmy słabą skuteczność z gry. Nie trafialiśmy wielu rzutów wolnych. Serbowie zagrali dobrze i zasłużyli na zwycięstwo - mówił trener Hiszpanii, Sergio Scariolo.

Punktem kulminacyjnym była ostatnia minuta trzeciej kwarty, w której Pau Gasol mylił się niemal w każdej akcji, a dodatkowo pudłował z linii rzutów wolnych (1/8 w całym meczu). Rzutem za trzy natomiast, najwyższą przewagę swojego zespołu wypracował Milan Macvan i Serbia prowadziła 56:37.

- To był bardzo trudny mecz. Serbowie postawili nam ciężkie warunki. Ich obrona była na bardzo wysokim poziomie. Ciężko było znaleźć ich słabe punkty. Wygrali całkowicie zasłużenie - powiedział Sergio Llull, rozgrywający reprezentacji Hiszpanii.

Zgodnie z przewidywaniami Hiszpania rzuciła się do odrabiania strat w ostatniej części meczu. W obronie drużyna Sergio Scariolo grała zdecydowanie agresywniej i wyprowadzała skuteczne kontrataki. Wystarczyło to jednak tylko do zmniejszenia strat, bo wygrać Hiszpania już nie zdołała.

- Graliśmy bardzo twardo w defensywie i to się opłaciło. Pozwoliliśmy naszym rywalom zdobyć tylko 57 punktów, co wydaje się być bardzo dobrym rezultatem. Nie pozwalaliśmy Hiszpanom na za wiele w ataku. Na EuroBaskecie obrona jest naszą pierwszą bronią. Atak jest na drugim miejscu - przekonywał Marković.

Źródło: pzkosz

Grupa D - Wrocław

Turcja - Litwa 84:76 (19:22, 20:17, 24:19, 21:18)

Turcja: Yarangume 4, Guler 6 (2), Atsur 3 (1), Ilyasova 17 (1), Erden 2, Tunceri 2, Savas 10, Asik 5, Arslan 16 (1), Turkoglu 19 (2).

Litwa: Mazutis 5 (1), Maciulis 3 (1), D.Lavrinović 9 (1), Lukauskis 3 (1), Delininkaitis 5 (1), Kleiza 12, K. Lavrinović 4, Jasaitis 14 (4), Petravicius 21.

Spotkanie bardzo dobrze rozpoczęli Turcy, a dokładniej Ersan Ilyasova. Skrzydłowy Milwaukee Bucks zdobył szybko sześć punktów, a jego zespół prowadził 9:3. Z minuty na minutę rozgrzewali się Litwini, którzy byli zaskoczeni dobrą grą rywala od samego początku. Na nieco ponad dwie minuty przed końcem pierwszej kwarty za trzy punkty trafił Darjus Lawrynowicz i wyprowadził swój zespół na pierwsze prowadzenie (16:15).

Sześć minut przed zakończeniem pierwszej połowy, ten który tak dobrze rozpoczął mecz, czyli Ilyasova znów dał o sobie znać. Turek zdobył pięć kolejnych punktów i wyprowadził swoją reprezentację na prowadzenie 26:24. Z pomocą przyszedł mu Hedo Turkoglu. Gracz Toronto Raptors najwidoczniej pozazdrościł swojemu młodszemu koledze, gdyż był równie skuteczny blisko kosza, jak i na obwodzie. Mimo to żadna z drużyn nie mogła uzyskać większej przewagi. Na tablicy świetlnej najczęściej widniał wynik remisowy.

- Bardzo istotny był dla nas pierwszy mecz na tej imprezie, dlatego podeszliśmy do niego niezwykle skoncentrowani. Musieliśmy walczyc do samego końca o zwycięstwo gdyż mecz był bardzo wyrównany. Opłaciło się, wygraliśmy z wielkim rywalem - tłumaczył szczęśliwy reprezentant Turcji - Ender Arslan.

Następne minuty niewiele zmieniły na parkiecie. W zespole Litwy dwoił się i troił Marijonas Petravicius, który w połowie trzeciej kwarty miał już na swoim koncie 19 punktów. Do gry włączył się także Linas Kleiza - zawodnik niewidoczny w pierwszych dwudziestu minutach. Turcy jednak nadal mogli liczyć na Hedo Turkoglu i Ersana Ilyasove. Dzięki akcjom tej dwójki, a także punktom Savasa minutę przed końcem meczu Turcja objęła najwyższe prowadzenie (63:55).

- Popełniśmy zbyt dużo prostych błędów w obronie co niestety w meczu z takim rywalem jak Turcja ma ogromne znaczenie - tłumaczył Ramunas Butatutas.

Na początku czwartej części spotkania, po punktach Mazaitisa, Litwini zniwelowali straty do jednego kosza, jednak na posterunku był Turkoglu, który szybko wziął sprawy w swoje ręce. Skrzydłowy Toronto Raptors podawał, zbierał a przede wszystkim zdobywał punkty co pozwoliło jego drużynie znów uzyskać siedmiopunktową przewagę, którą na dwie minuty do końca meczu powiększyli nawet do dziesięciu. Po wsadzie Omera Asika mieliśmy wynik 76:66, a bezradny trener Ramunas Butautas zmuszony był prosić o przerwę dla swojego zespołu. Reprezentanci Litwy szybkimi, indywidualnymi akcjami próbowali odmienić losy meczu, jednak ani Kleiza, ani Petravicius nie byli w stanie tego dokonać gdyż zabrakło czasu.

- Kluczem do zwycięstwa była rozważna gra moich zawodników w samej końcówce meczu. Koncentracja podczas rzutów wolnych dała nam upragnione zwycięstwo. Czuję ogromną satysfakcję z faktu, że udało nam się pokonać tak utytułowanego rywala - mówił tuż po spotkaniu trener reprezentacji Turcji. Ostatecznie Turcja pokonała Litwę 84:76.

Źródło: pzkosz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza