Odejście doktora Wittmanna to dalszy ciąg zmian w organizacji zarządzania w słupskim szpitalu.
Pisaliśmy już o oddziale chirurgicznym, gdzie zamiast ordynatora został wybrany koordynator - dr Zoran Stojcev. Jemu podlegają trzy podododziały - chirurgii ogólnej, naczyniowej i onkologicznej, na których rządzą zastępcy - odpowiednio Witold Jaciów, Artur Witalis i Cezary Kaczmarkiewicz.
Teraz przyszedł czas na zmiany na kolejnych oddziałach. - Zaproponowałem kontrakty na prowadzenie kolejnych oddziałów - urologicznego, kardiologicznego, neurochirurgicznego i ortopedycznego - mówi Ryszard Stus, dyrektor słupskiego szpitala. - Oznacza to, że ordynatorów zastąpią koordynatorzy - dodaje.
Jaka jest różnica? - Chodzi o sposób zarządzania oddziałami. Ja podpisuję kontrakt z koordynatorem, który odpowiada za cały oddział i to z nim się rozliczam. Koordynator za to rozlicza się bezpośrednio z lekarzami. Odpowiada za organizację pracy w oddziale, zajmuje się też między innymi ich czasem pracy czy dyżurami - wyjaśnia Stus.
W trzech oddziałach koordynatorami zostali dotychczasowi ordynatorzy - Janusz Kordasz na urologii, Zbigniew Kiedrowicz na kardiologii i Stanisław Gałązka na neurochirurgii.
- Swojej propozycji na prowadzenie oddziału nie złożył jedynie doktor Wittmann, więc naturalną kolejnością rzeczy było jego wypowiedzenie - mówi Ryszard Stus.
Koordynatorem na ortopedii został Konrad Danielkiewicz. Dr Jarosław Wittmann już nie pracuje w słupskim szpitalu.
- Nie mogłem złożyć swojej propozycji, bo nie mogę brać dłużej udziału w tym wyścigu szczurów - mówi dr Wittmann. - Na tym oddziale dyrektor już od dawna chciał nas zmusić do pewnych działań. Dla niego ważne są pieniądze, a dla mnie pacjent. Dlatego nie mogę już dłużej tam pracować - powiedział nam dr Wittmann.
O jakie działania chodzi?
- Chodzi o to, aby zrobić jak najwięcej. Nie liczy się jakość, ale ilość. A szpital to przecież nie fabryka. Dla mnie ważny jest pacjent - mówi Wittmann. - Dyrektor uważał, ze robiliśmy za mało endoprotez. Nie można było jednak robić więcej, bo w pierwszej kolejności musieliśmy zajmować się nagłymi stanami pogorszenia zdrowia. One były pilniejsze - uzasadnia Wittmann. - Gdy zacząłem o tym mówić głośno, to dyrektor postanowił się mnie pozbyć i napuścił na mnie moich asystentów. Współczuję teraz tylko pacjentom, bo w tym oddziale liczy się tylko przerób, a nie stan zdrowia - dodaje lekarz.
Zdaniem dyrektora, na zmianie skorzystają zarówno lekarze, jak i pacjenci.
- Im więcej lekarze zrobią, tym więcej zarobią. A pacjenci skorzystają, bo skrócą się kolejki na zabiegi - mówi Ryszard Stus. Dr Wittmann od dłuższego czasu współpracuje już z prywatnym szpitalem Swissmed w Gdańsku. Zastanawia się także nad podjęciem pracy w Poznaniu, Krakowie bądź Warszawie.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?