W sądzie w Miastku odbyła się kolejna rozprawa. Do przesłuchania było tylko dwóch biegłych z zakresu kardiologii. Jeden z nich się nie pojawił. Obronie nie zależało na przesłuchaniu tego biegłego (w aktach sprawy jest jego pisemna opinia). Wnioskował jednak o to prokurator.
Dlatego sąd odroczył sprawę po przesłuchaniu biegłej, która się stawiła. Opinie biegłych są kluczowe w tym procesie, ponieważ to one mogą przesądzić o winie bądź niewinności lekarza. Biegła, opierając się na dokumentacji, zeznała, że mogło być tak, że lekarz nie rozpoznał niedokrwienności, co w konsekwencji później doprowadziło do zawału, ale mogło być też tak, że objawy pojawiły się dopiero po jego wizycie. W pisemnej opinii stwierdziła, że Bogdan K. powinien brać pod uwagę zawał mięśnia sercowego. Oskarżony lekarz zwracał uwagę, że zawał nastąpił, według wyników sekcji zwłok, od 4 do 12 godzin przed zgonem, a on był u pacjenta 15 godzin przed jego śmiercią.
Witold Ługowski zmarł w styczniu 2009 roku, kilkanaście godzin po wizycie Bogdana K. Karetkę do źle czującego się męża wezwała żona. Jej wersja domowej wizyty i wersja lekarza różnią się. Bogdan K. stwierdził, że pacjent skarżył się na ból w okolicy pępka.
- Pacjent nie zgłaszał osłabienia, duszności. Przystąpiłem do ogólnego badania. Zmierzyłem ciśnienie, osłuchałem serce i klatkę piersiową. Zleciłem ratownikowi wykonanie zastrzyku domięśniowego - zeznał wcześniej Bogdan K. Inną wersję wydarzeń przedstawia Barbara Ługowska, żona zmarłego. - Badania były powierzchowne. Lekarz nie wykonał EKG, choć były do niego wskazania - twierdzi Ługowska. Bogdanowi K. grozi do roku pozbawienia wolności.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?