Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Kowalczyk wraca do gry

Rafał Szymański [email protected]
Mateusz Kowalczyk w trakcie treningu ze Zdzisławem Lewandowskim.
Mateusz Kowalczyk w trakcie treningu ze Zdzisławem Lewandowskim. Fot. Kamil Nagórek
Był, a właściwie jest jednym z największych talentów słupskiej piłki. Były bramkarz Gryfa, młodzie­żo­wiec Mateusz Kowalczyk, po poważnej kontuzji więzadeł krzyżowych wraca do gry.

Kontuzje tak naprawdę były dwie. A wydawało się, że po awansie gryfitów do Bałtyckiej III ligi cały świat stanął przed Mateuszem Kowalczykiem otworem.

Początek

To wciąż bardzo młody zawodnik (rocznik 1990), na którego odważnie postawił Wojciech Polakowski, ówczes­ny szkoleniowiec Gryfa. Wstawił go do bramki jeszcze w IV lidze w 2007 roku. Jego, młodego, nieopierzonego, mającego za sobą co najwyżej gry w lidze juniorów młodszych. Najpierw więc zebrał frycowe (np. w meczu z Olimpią Sztum, przegranym 2:3), ale potem, wciąż w IV lidze, było coraz lepiej. Końcówkę sezonu Mateusz miał udaną i był pewnym punktem w bramce walczącego o awans Gryfa. Zdolny, perspektywiczny, dobry technicznie, sprytny, przepuszczający mało goli - czego wymagać więcej od bramkarza?

Awans w 2008 roku do III ligi przyszedł w dobrym momencie. I wtedy zaczęły się kłopoty. W spotkaniu sparingowym, przed pierwszym sezonem w wyższej lidze, Kowalczyk zderzył się z zawodnikiem Kotwicy Kołobrzeg. Wyrok najgorszy z najgorszych dla piłkarza - zerwanie więzadeł krzyżowych. Nici z gry. W takim momencie?

Krótka przerwa

Szybko doszło do operacji w Poznaniu u Tomasza Piontka. Niby się udało. Na boisko jednak ciągnęło i Mati zrobił błąd. Za wcześnie i za szybko chciał wrócić do bramki. Po kilku miesiącach, wiosną, pojawił się w niej znowu.

Grał. Kilka spotkań, ale to już było coś. I przyszedł ten mecz z Bałtykiem Gdynia. Gryf wygrał 1:0, ale w 57. minucie, Kowalczyk musiał zejść z boiska. Powód? Kontuzja wróciła ze zdwojoną siłą. To oznaczało już na dobre przerwę. Ba, następował zanik więzadła. Koledzy grali, a Mati znów obrał kierunek na Poznań. Ponownie operacja u Piątka. Znów zamiast walki, stania w bramce, wydzierania się na obrońców, nerwów, wyłapywania strzałów, była rozpacz, zwątpienie i zaciskanie zębów - nie mógł robić tego, co kocha najbardziej.

"Tata" pomógł

Pomagał mu już wtedy Zdzisław Lewandowski. Były piłkarz z zawodu, z powołania trener bramkarzy, ale z boskiej nominacji - po prostu wariat. Inaczej nie da się nazwać misji, jaką ma we krwi. Jeśli jest jakiś młody bramkarz, który chce się rozwijać w regionie, wcześniej czy później trafi w ręce Lewandowskiego. Szkoli ich od lat. Z jakim skutkiem? Na Słupsk wystarczającym. Krzysztof Żukowski, obecnie grający w pierwszoligowej Flocie Świnoujście, nie wyobraża sobie tygodnia bez telefonu do "taty", bo tak go nazywa. Łukasz Gołębiewski, były gracz Floty, Kolejarza Stróże, ostatnio Pogoni Barlinek, zawdzięcza mu praktycznie wszystko. Jest jeszcze paru innych. Kowalczyk był jego kolejnym "ukochanym dzieckiem", w które zainwestował swój fach, prywatny czas, a także spore pieniądze. Mati był zbyt dużym talentem, by wzruszyć ramionami i powiedzieć po kontuzji "radź sobie sam". Dzięki temu Kowalczyk wrócił do treningów. Mocno doświadczony przez piłkarskie życie na progu kariery, wierzy, że wciąż może jeszcze grać na dobrym poziomie. Po drugiej operacji rozpoczął żmudny cykl rehabilitacji, wizyt u Dawida Bociana, masażysty Energi Czarnych Słupsk. Cierpliwie, krok po kroku - jak mówił Leo Beenhakker, były trener polskiej kadry - wracał do tego, co kiedyś wydawało się, że miał na wyciągnięcie ręki. - Bardzo dużo zawdzięcza Dawidowi, jego podejściu i umiejętnościom. Wyciągnął Matiemu tę kontuzję z kolana, a ja wyciągam mu ją z głowy. Będzie jeszcze bronił, jeszcze będzie dobrym, ba, bardzo dobrym bramkarzem - mówi Lewandowski.

Marzenia? Kowalczyk ma jedno. Wejść do bramki, przybić piątkę ze słupkami,
sięgnąć poprzeczki, dotknąć siatki. Potem podciągnąć getry, skoncentrować się, usłyszeć gwizdek i... nie myśleć już o niczym innym. O żadnych kontuzjach, zabiegach, operacjach. Wyjść do jednego dośrodkowania, wyłapać groźny strzał, podać dobrze piłkę kolegom w polu. Mało? Jeszcze niedawno wydawało się, że już nigdy nie będzie w stanie zrobić nawet kroku. Piłka kocha takich ludzi. Przetrwają w niej tylko najtwardsi.

Gdzie będzie grał?

Rok, w którym Kowalczyk leczył kontuzję, spowodował, że stał się wolnym graczem. Nie jest już piłkarzem Gryfa. Na razie czeka na testy w Czarnych Żagań, to drużyna z II ligi. W perspektywie może spróbować także testów w Czechach, którą jest w stanie mu załatwić jedna z działających w Polsce grup menedżerskich. Kowalczyk ma jeszcze statut młodzieżowca, a wiele klubów, stosując się do wymogu o grze graczy młodzieżowych, buduje składy, wystawiając takiego zawodnika w bramce. To zwiększa możliwość manewru w polu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza