Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akcja ratowania mewy w Ustce kosztowała 2400 zł (zdjęcia)

Łukasz Capar
Akcja ratowania mewy sporo kosztowała. Ludzie zastanawiają się, czy to dobrze wydane pieniądze.
Akcja ratowania mewy sporo kosztowała. Ludzie zastanawiają się, czy to dobrze wydane pieniądze. Łukasz Capar
Aż 2,5 tysiąca złotych kosztowała akcja ratowania mewy, która zaplątała się w koronie drzewa. Czy wydawanie tak dużych sum pieniędzy na ratowanie zwierząt jest sensowne? - pytają ustczanie.
Strazacy uratowali mewe w UstceStrazacy uratowali mewe w Ustce

Strażacy uratowali mewę w Ustce

Przez godzinę ulica Jana z Kolna w centrum Ustki była zablokowana. Z jednej strony ulicy stał samochód straży miejskiej, a z drugiej wóz straży pożarnej.

Na środku ulicy, obok drzewa stał wóz strażacki z drabiną. Na niej stał strażak, który uwalniał mewę zaplątaną w gałęzie drzewa. Mewę udało się uratować. - O głowę ptaka zaczepił się haczyk wędkarski z długą żyłką, która zaplątała się o gałęzie drzewa - mówi Krzysztof Stodoła, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Ustce. - Ptak szamotał się i nie mógł odlecieć. Gdy dostaliśmy o tym informację, patrol pojechał na miejsce i stwierdził, że ptak jest za wysoko i sami go nie ściągniemy dlatego wezwaliśmy straż pożarną.

Strażacy wysłali na pomoc aż dwa wozy bojowe i ośmiu strażaków. Aby dosięgnąć ptaka na drzewie, wyjechał ze Słupska wóz z długą drabiną (w powiecie słupskim wóz z drabiną jest tylko w Słupsku).
Ustczanie, którzy widzieli akcję, zastanawiają się, czy ratowanie jednego ptaka uzasadniało aż tak wielki nakład sił.

- Przecież to musiało kosztować dużo pieniędzy - mówi Stanisław Borowski, ustczanin, który obserwował akcję ratunkową. - Czy w czasach kryzysu, gdy liczy się każda złotówka, ratowanie mewy ma jakiś sens? Przecież ten ptak mógł odnieść takie obrażenie, że zaraz po wypuszczeniu na wolność i tak mógł zdechnąć. Zdarza się, że do ludzi nie wysyłają karetek, a do mewy przyjeżdżają dwa wozy strażackie.

Strażacy przyznają, że akcja ratowania mewy to niemały wydatek. - Koszt to 2,5 tysiąca złotych, tylko wyjazd drabiny ze Słupska kosztował 1,5 - mówi Grzegorz Ferlin, zastępca komendanta Komendy
Powiatowej Straży Pożarnej w Słupsku. - To prawda, że koszty są duże, lecz według ustawy jesteśmy zobowiązani nie tylko gasić pożary, ale także ratować mienie ludzkie i zwierzęta.

Można zastanowić się, czy takimi sprawami nie powinny zajmować się służby odpowiedzialne za sprzątanie miasta. Przecież mewa wisiała na drzewie przy ulicy.

Sprzątający usteckie ulice Zakład Gospodarki Komunalnej twierdzi, że ratowanie ptaków to nie jego działalność.
- Mamy podpisaną z miastem umowę na sprzątanie zdechłych zwierząt, ale żywymi się nie zajmujemy - zaznacza Grzegorz Nosewicz, prezes ZGK.

- Gdyby mewa zdechła, to byśmy ją sprzątnęli, ale wcześniej to nie nasze zadanie.

Strażnicy miejscy tłumaczą, że coraz częściej zajmują się ratowaniem zwierząt.
- W ubiegłym roku zajmowaliśmy się około setką takich zwierząt - zaznacza Krzysztof Stodoła. - Wśród nich były dziki, kuny i pewnie siedemdziesiąt ptaków. Zazwyczaj radzimy sobie sami, ale gdy zwierzę jest wysoko na drzewie lub w wodzie to musimy wezwać na pomoc strażaków. Tylko oni mogą sobie poradzić. Przecież nie możemy dopuścić, żeby na oczach ludzi w mieście konało zwierzę i nikt się nim nie zajmował. To byłoby nieludzkie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza