Policja miała problem z ustaleniem tożsamości zabitych. Przy ich ciałach nie znaleziono żadnych dokumentów. Byli to pasażerowie drugiego z czterech wagonów jadących za lokomotywą, które w wyniku katastrofy wykoleiły się. W momencie wypadku osoby te wypadły na zewnątrz i znaleziono je na poboczu nasypu kolejowego.
Katastrofa kolejowa w Mostach pod Lęborkiem - RAPORT: zdjęcia, wideo, relacje, aktualności
Wczoraj nadal dwie spośród 11 osób przebywających jeszcze w szpitalach znajdowały się w stanie zagrożenia życia. Natomiast Franciszek S., 64-letni kierowca ciągnika siodłowego, który w naczepie przewoził 24 tony pustaków, jest w stanie dobrym.
Wczoraj ustaliliśmy, że Franciszek S. to kierowca z długoletnim stażem. W czwartek rano wyjechał z Cedrów Wielkich, aby przewieźć 22 palety z pustakami, o łącznej masie 24 ton, z lęborskiej cegielni Wienerberger do jednego ze składów materiałów budowlanych w Pruszczu Gdańskim. Jak zapewniają w cegielni, został prawidłowo załadowany i nie doszło do przeważenia, bo przy wyjeździe zestaw standardowo skontrolowano i wystawiono stosowny dokument.
Po załadunku tir z pustakami przejechał przez cały Lębork i dopiero na przejeździe, tuż przed skrzyżowaniem z krajową "szóstką" doszło do katastrofy. Właściciel scanii zapewnia, że hamulce były sprawne i pojazd oraz naczepa były w dobrym stanie technicznym. Oba pojazdy tego zestawu są teraz badane przez biegłych.
Horrendalne są sumy wynikające ze wstępnych szacunków strat. Leszek Lewiń-
ski, zastępca dyrektora gdyńskiego zakładu Polskich Linii Kolejowych PKP powiedział nam wczoraj, że przewoźnicy określają straty na około 20 mln złotych. To przede wszystkim wartość zniszczonej lokomotywy oraz czterech wagonów, ale dochodzą do tego koszty organizacji komunikacji zastępczej oraz odszkodowań, które będą musieli wypłacić pasażerom.
Zniszczenia w infrastrukturze kolejowej szacowane są na kolejny milion złotych. - Naczepa wleczona po zderzeniu przez lokomotywę dosłownie zmiotła system zapewniający bezpieczeństwo na tym szlaku, a to bardzo skomplikowane i drogie urządzenia elektroniczne - mówi Lewiński.
Przyczyna katastrofy nie jest jeszcze znana. W piątek sprawę przejęła Prokuratura Okręgowa w Słupsku. Pod uwagę brana jest m.in. niesprawność hamulców samochodu oraz nieuwaga kierowcy. Wstępnie wykluczono, aby to pociąg jechał z nadmierną prędkością. Według dyrektora Lewińskiego, wynosiła ona w chwili zderzenia 110 km/h, podczas gdy maksymalna dopuszczalna na tym odcinku to aż 120 km/h.
Przedstawiciel firmy transportowej, do której należała rozbita scania, twierdzi, że do nieszczęścia mogła przyczynić się sygnalizacja świetlna przed przejazdem, która - według niego - działała nieprawidłowo.
- Są na forach internetowych wpisy osób, które nacięły się na te światła - podkreśla.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?