Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener Gryfa: odejdę ostatni (wywiad)

Rafał Szymański, sten
Grzegorz Wódkiewicz, trener Gryfa Słupsk
Grzegorz Wódkiewicz, trener Gryfa Słupsk Łukasz Capar
Rozmowa z Grzegorzem Wódkiewiczem, szkoleniowcem piłkarzy Gryfa Słupsk, którzy zakończyli zmagania po jesiennej rundzie na piątej pozycji w III lidze.
Trener Gryfa: odejdę ostatni (wywiad)
Łukasz Capar

(fot. Łukasz Capar)

To dobrze, że skończył się już sezon?

- Dobrze i źle. Szkoda, że się on skończył, bo prezentowaliśmy się nieźle w tych ostatnich meczach, więc chciałoby się grać dalej. Ale nie wiem, czy sytuacja w klubie spowodowałaby, że chłopcy spięliby się na kolejne spotkania. Było już patowo. Proszę mi wierzyć, że na mecz z Gryfem Wejherowo, ostatni, trudno było namówić zawodników do grania. Po spotkaniu każdy spojrzy na wynik i powie, że było bardzo fajnie. Ale w tygodniu przed tym starciem działy się takie rzeczy, że idąc dalej, z dnia na dzień, z treningu na trening, byłoby coraz trudniej.

To na ile ten zespół prezentował to, co trener sobie założył przed sezonem?

- Najbardziej przeszkodziła nam sytuacja w klubie. Zespół prezentował dobrą formę na początku i na końcu zmagań. W sierpniu już nie było pieniędzy. Potem one przyszły, nie graliśmy źle. Była duża rotacja, nie chcę też zwalać wszystkiego na organizację. Końcowa była taka, że powiedzieliśmy sobie: nie zmieni się za bardzo w klubie, więc niech każdy próbuje się promować przez zaangażowane na treningach i w meczu, i znajdzie nowego pracodawcę.

Narzuca się pewna analogia. Runda wiosenna poprzedniego sezonu i jesienna obecnego w wykonaniu Gryfa były podobne. Udany początek, średni środek i znów dobry koniec. Dostrzegł to pan?

- Tak. Analizowałem to. Sam stawiałem sobie pytanie, czy jako trener doszukiwać się błędu w jednej i drugiej rundzie? Wiosną były problemy z kontuzjami. Łukasz Krymowski złapał uraz na cztery - pięć meczów, wskoczył bramkarz niedoświadczony. Może nie zawinił za bardzo przy golach, ale drużyna straciła pewność. Nie wyglądało to źle, ale nie wygrywaliśmy. A może to był błąd w przygotowaniach? Zastanawiałem się. A może jesienią ten brak pieniędzy?

Ma pan do siebie pretensję?

- Trudno wytłumaczyć to, że w środkowej części była słabsza gra. Może być zły początek i potem zespół zacznie się rozkręcać. Ale w środku to jest dziwna sprawa. Gdybyśmy potrenowali za lekko, to byśmy nie mieli dobrej końcówki. A natężenie treningów w tym środkowym okresie w jednej i drugiej rundzie nie było za mocne. W piłce czasami nie da się wszystkiego wytłumaczyć. Może moje doświadczenie trenerskie jest za krótkie? Może potrzeba mi jeszcze czasu? Nie powiem jednak tego, że ja nie zrobiłem błędu, a wszyscy wkoło zrobili.

Jesienne oblicze drużyny, to już był autorski pana projekt. Na wiosnę dostał pan drużynę z dobrodziejstwem inwentarza. Jesienią sam ją układał. Sprawdziło się?

- Jesienią miałem większy wpływ na to. W lutym i marcu poznawałem zespół. W czerwcu i lipcu znałem już go i mogłem zrobić korekty.

Zapytam o według mnie jedną z najlepszych decyzji- przesunięcie Pawła Klimka z ataku na pozycję defensywnego pomocnika. Intuicja trenerska, potrzeba chwili?

- Chciałem przed jesienią podwyższyć zespół, taki był cel w porównaniu z wiosną. Strzelaliśmy mało goli, doszły urazy. Paweł jest ambitnym zawodnikiem. Po tym, jak słabo wypadł w ataku po pierwszych meczach rundy jesiennej, mogłem posadzić go na ławkę. Ale przy jego ambicji byłoby to gorsze rozwiązanie niż znalezienie dla niego nowej pozycji. On umie walczyć. Po jednym z meczów sam przyszedł i powiedział: "Trenerze wymyślmy coś, bo jestem już tak psychicznie wypalony, że nie daję rady". Dlatego postanowiliśmy, że zagra przed linią defensywy. I to było to.

Zaczynał blisko jednej bramki, skończy blisko drugiej, jako stoper?

- Nawet w szatni zawodnicy śmiali się, że tak będzie. Nie ryzykowałbym aż tak. Jak przychodził w czerwcu, bronił się przed pozycją wysuniętego napastnika. Chciał być trochę cofnięty. Może i ten stan boiska na Zielonej, gdzie jest miękka płyta przeszkadzająca piłkarzom z jego warunkami fizycznymi, zadecydował, że będzie grał trochę głębiej.

Najlepszy mecz pańskich podopiecznych?

- Dwa ostatnie z Orkanem Rumia i z Gryfem w Wejherowie. Zbudowaliśmy drużynę bardzo wyrównaną. Te mecze pokazały, że ten zespół potrafi walczyć. Doceniłbym także remis z Orkanem w Rumi (0:0), na początku zmagań. Według obserwatorów był na bardzo wysokim poziomie, jeśli chodzi o taktykę. Oba zespoły zachwyciły będących na meczu trenerów np. Grzegorza Niciń­skiego czy Ma­cieja Kalkowskiego. Byli też moi znajomi z gry w Arce Gdynia.

Najlepsi piłkarze?

- Na pewno Paweł Ettinger. Także Łukasz Krymowski. Praktycznie puścił tylko osiem bramek w 15 spotkaniach. To niezła średnia. Może dwa gole wpadły przy jego udziale. To musi robić wrażenie. Dobrze grał Dominique Njoya. Dobrze wkomponował się na lewą stronę. Budując ten zes­pół, wymagaliśmy dużo od nich.

Kto nie zagrał dobrej rundy jesiennej w pańskiej ocenie jako szkoleniowca?

- Lewy obrońca Wojtek Sterczewski był wyróżniającą się osobą w rundzie wiosennej, a jesienią nie było już najlepiej. Po stracie miejsca w składzie początkowo nie pokazał charakteru. Klub dał mu szansę, gdy wyjechał na testy do Olimpii Grudziądz. Może nie zawiódł, ale nie pokazał się golkiper Kamil Gołębiewski. Ciężko powiedzieć, że zawiódł, ale akurat dobra postawa Łukasza Krymowskiego trochę to przesłoniła. Większość graczy spełniała swoje zadania.

Żal byłoby tego zespołu, gdyby się rozpadł?

- Tak. Najczęściej pamięta się końcówki rund. Ta była bardzo dobra. Nawet jednak w Wejherowie w szatni po meczu była radość, ale zawodnicy mówili, że w takim składzie nie spotkamy się już nigdy. Zaległości finansowe na tę chwilę są takie, że zawodnicy nie chcą przyjeżdżać na roztrenowanie, bo nie wierzą, że coś się zmieni. Bardzo ciężkie chwilę przed nami. Jeśli nie znajdą nic na koncie, to trudno będzie używać jakichkolwiek argumentów, by ich zatrzymać.

Jak nie ma kasy, to trenera też w Słupsku nic nie będzie trzymało. A jednak udało się panu wypromować.

- Na razie nie rozpatruję sytuacji takimi kryteriami. Odejdę ostatni, jeśli zobaczę, że działania klubu czy miasta nie przynoszą rozwiązania. A jakieś minimum musi być zrealizowane. Chociażby takie, by zawodnicy przyjechali na trening.

Dwudziestu ligowców Gryfa

Za piłkarzami Gryfa 17 spotkań trzecioligowych w sezonie 2011-2012. Do tej pory na ligowych boiskach wystąpiło 20 graczy.

Najwięcej czasu na boisku spędził Łukasz Krymowski (1440 minut). Przez 16 spotkań wpuścił jedynie 8 bramek. Pozostałe trzy bramki wpuścił w Dębnie Kamil Gołębiewski w swoim jedynym występie ligowym. Chwilowy występ w bramce w Dębnie miał też Wojciech Sterczewski.

Żaden z piłkarzy nie wystąpił w pełnym wymiarze czasowym. Byli jednak gracze, którzy zagrali w każdym spotkaniu. Byli to: Krzysztof Biegański, Karol Świdziński i Jakub Witucki. Najwięcej bramek zdobył Biegański - 5. Po dwa razy trafiali do siatki: Marcin Kozłowski, Radosław Stępień, Jakub Solecki, Sterczewski i Szymon Gibczyński. Po jednym golu mają na swoim koncie Karol Świdziński i Jakub Witucki. Po raz pierwszy w historii Gryfa, w tym sezonie na boisku zameldowało się dwóch obcokrajowców: Łotysz Władysław Pawluczenko i Anglik Dominique Njoya.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza