Artur Pelo to znany w Słupsku biegacz długodystansowy. W środę pracował przy cięciu desek na pile tarczowej. W pewnej chwili deska ześlizgnęła się i zęby piły zahaczyły o palec wskazujący jego lewej ręki przecinając go prawie na pół.
- Część palca wisiała tylko na skórze i resztce tkanek miękkich. Krew lała się obficie. Dotkliwie bolało - mówi Artur Pelo. - Zareagowałem błyskawicznie żeby uratować palec. Wsiadłem do samochodu i prowadząc go jedną ręką przejechałem 20 kilometrów spod Dębnicy Kaszubskiej do słupskiego szpitala. Uszkodzoną rękę trzymałem cały czas w górze. Nawet rękawicy roboczej nie ściągnąłem bo bałem się że będzie gorzej.
Pelo przerażony wpadł do słynnego już Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Szybko opatrzono go i zrobiono prześwietlenie. Usłyszał jak lekarz opisywał zdjęcie: przecięcie paliczka palca, ścięgna i uszkodzenie nerwu.
Pacjenta kierowano na oddział chirurgii urazowo-ortopedycznej. Tu dostał łóżko i piżamę szpitalną.
- Lekarze powiedzieli, że wieczorem tego dnia będę operowany - mówi Pelo. - Po paru godzinach pielęgniarka powiedziała mi, że nie będę operowany. Kazano mi cierpliwie czekać do czwartku rano.
Jako pacjent przeznaczony do zabiegu Pelo nie dostawał jedzenia. Niestety, mimo to operacji nie doczekał się ani rano, jak pierwotnie mu obiecywano, ani tego dnia wieczorem - jak zapewniał personel przez cały dzień.
- Wciąż czekałem głodny. Podawano mi tylko środki znieczulające - tłumaczy słupszczanin. - Dziwiłem się tylko, że przede mną biorą na operacje panów z sąsiedniego pokoju, na planowane wyciągnięcia metalowych części z nóg.
Gdy w czwartek wieczorem Pelo usłyszał, że nadal nie będzie operowany wpadł w panikę bojąc się utraty palca. Postraszył go jeszcze znajomy lekarz, który powiedział, że jeśli szybko zabieg się nie odbędzie grozi mu amputacja. Poprosiłem znajomych aby poszukali mi prywatne lecznice, w których mógłbym zapłacić za zszycie palca - tłumaczy.
- Dzwoniłem nawet do prywatnych klinik w Gdańsku i w Szczecinie, ale jak mi powiedziano przy takich obrażeniach w grę wchodzi tylko operacja w szpitalu.
Kolejny termin operacji lekarze wyznaczyli pacjentowi na piątek rano. I rano... też nie wyszło. Ostatecznie na stół operacyjny pacjent trafił w piątek w południe po 44-godzinach od wypadku.
- Boję się o palec - mówi sportowiec, wciąż zdenerwowany długim oczekiwaniem na zabieg.
Ordynator oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej, Konrad Danielkiewicz nie chciał z nami rozmawiać o przypadku Artura Pelo. Odesłał nas do rzecznika praw pacjentów słupskiego szpitala Edwarda Pokornego.
- W środę pacjent nie był operowany, bo lekarz miał do wyboru - operować palec czy ofiarę wypadku komunikacyjnego z uszkodzonym kręgosłupem - tłumaczy Pokorny. - Uznał, że ofiara wypadku jest ważniejsza. W czwartek lekarz miał dużo zabiegów i nie starczyło mu czasu.
Dopiero w piątek udało się znaleźć czas na zoperowanie uszkodzonego palca. Doktor Pokorny tłumaczy, że od lekarzy chirurgii urazowo-ortopedycznej dostał zapewnienie, iż późniejsza operacja nic zmieniła w stanie zdrowia Pelo.
- Nie ma mowy o obumarciu żadnych tkanek w palcu - zaznacza Pokorny. - Ale jeżeli będzie inaczej to pacjentowi przysługuje możliwość ubiegania się o odszkodowanie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?