Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krymowski: W Gryfie Słupsk spędziłem dobry czas

Rozmawiał Rafał Szymański
Z każdą rundą Łukasz Krymowski (pierwszy z prawej) wpuszczał w Gryfie mniej bramek i był pewnym punktem zespołu.
Z każdą rundą Łukasz Krymowski (pierwszy z prawej) wpuszczał w Gryfie mniej bramek i był pewnym punktem zespołu. Kamil Nagórek
Rozmowa z Łukaszem Krymowskim, byłym już bramkarzem Gryfa Słupsk, kapitanem zespołu.

Jak oceniasz ten okres sportowego życia, gdy grałeś w Gryfie?
- Nieudana była zwłaszcza pierwsza runda w sezonie 2010/2011. Z mojego punktu widzenia ona była najgorsza. Było wtedy dużo młodych chłopaków i było mało czasu, by się zgrać ze sobą. W Gryfie co pół roku był wymieniany skład, ale tamta runda była najcięższa. I dla mnie, i dla zespołu.

A która z tych trzech rund była najlepsza?
- Wiosna 2011. Wtedy czułem się najpewniej, chociaż graliśmy o utrzymanie. Byliśmy pod ścianą i musieliśmy pokazać charakter. Nie tylko na boisku i na treningach, ale także w szatni. To było duże wyzwanie i przez to większa presja.

To jednak było lepsze niż walka o piąte miejsce w pierwszej części obecnego sezonu?
- Dla mnie tak. Walcząc teraz, jesienią, mieliśmy postawione za zadanie osiągnąć piąte miejsce, ale wiosną nie mieliśmy takiego luzu. Ta wiosna była ciekawsza, chociaż nie zawsze potrafiłem pomóc, bo przecież miałem kontuzję.

Patrząc na ciebie sprzed roku, a obecnie, widać duży postęp. Dojrzałeś i jako bramkarz byłeś skuteczniejszy.
- Broniłem bardziej szczęśliwie. Im więcej się gra, tym więcej jest pewności i szczęścia. Wracam wciąż do tej wiosny, bo tam mieliśmy obok umiejętności właśnie dużo szczęścia. Taki przykładowy mecz mieliśmy z Kotwicą Kołobrzeg, gdy wygraliśmy 2:1. Gdybyśmy go nie wygrali, to przypuszczam, że mogłoby być ciężko w tej walce o utrzymanie. Wtedy musieliśmy mieć dużo szczęścia i to szczęście przychodziło. Ten mecz zapadł mi w pamięci, bo mieliśmy trzy sytuacje i dwie wykorzystaliśmy. Kotwica atakowała, miała dużo dobrych pozycji, strzeliła jednak tylko jedną bramkę. Nam udało się wygrać. To było takie spotkanie na przełamanie.

To paradoksalnie, jesienią w Słupsku znów z Kotwicą, oba zespoły nie stworzyły sytuacji i Kotwica wygrała 1:0.
- Dokładnie. Dlatego większa radość była po utrzymaniu niż teraz, po zajęciu piątego miejsca. Tym bardziej że teraz na grę miały wpływ inne rzeczy, ogólnie znane. Szkoda, że tak jest. Gdy wygraliśmy w Wejherowie 2:0, wracaliśmy do Słupska i najbardziej doświadczeni zawodnicy, siedzący z tyłu autobusu, mówili ze smutkiem, że szkoda takiej ekipy. Że niesportowe aspekty zadecydują, iż taki zespół się rozpadnie. Uważam, że gdyby jeszcze dwóch-trzech zawodników doszło, walczylibyśmy o pierwszą trójkę. Zaczął tworzyć się jakiś kolektyw, przyszły za tym wyniki. Szkoda tej grupy. Lubiliśmy grać z zespołami teoretycznie lepszymi, bo one grają w piłkę, robią akcje, a nie bronią się. Mogły przyjść jeszcze lepsze wyniki.

Jako bramkarz wolałeś te spotkania, gdy co chwila musiałeś bronić, czy takie, w których miałeś dwie - trzy interwencje?
- Wolę, jak więcej się dzieje. Chociażby ten przywołany mecz z Kotwicą, przegrany przez nas 0:1. Kurcze, jedno nieporozumienie i stracony gol, a wcześniej nie miałem za wiele pracy. Jak nie ma za dużo możliwości do interwencji, to ta koncentracja nie jest taka, jaka powinna być.

Te mecze z Kotwicą są szczególne. Pierwsze spotkanie, w którym widziałeś Gryfa, a jeszcze w nim nie grałeś, także było z Kotwicą.
- Tak, widziałem ostatnie spotkanie w sezonie 2009/2010. Pełen stadion kibiców, kolorów, Gryf wygrał 2:0. Piękna oprawa, robiło to wrażenie i chciało się grać na Zielonej.

A z którymi obrońcami ci się dobrze współpracowało?
- W pierwszej rundzie z Arturem Sarną, chociaż dopiero wtedy się poznawaliśmy. W drugiej, wiosną, było już bardzo OK. Poznaliśmy się, spędzaliśmy z sobą dużo czasu i ta obrona potrafiła dobrze grać. To było najważniejsze. A ostatnio z Pawłem Ettingerem i Adamem Prusaczykiem.

A kiedy poczułeś się liderem drużyny?
- Jak Marcin Kozłowski doznał kontuzji i zostałem zmuszony zostać kapitanem. Wtedy poczułem, że zespół jest za mną. Na początku nie było łatwo, bo przyszła porażka i jakiś remis, ale później polepszyło się. Przyszły wyniki i pokazałem na boisku, że mógłbym być takim liderem w przyszłości.

To kolejne doświadczenie, które wynosisz z Gryfa...
- Tak. I to jako bramkarz. Słyszałem, że się mówi, iż bramkarz nie powinien być kapitanem.

Gdzie teraz będziesz grał?
- Już wiem, ale jeszcze nie mogę zdradzić. Spotkam się z Gryfem na boiskach w III lidze. To zresztą miłe, że po zakończeniu jesiennych zmagań mogę siedzieć w domu i odbierać telefony od zainteresowanych klubów. To pokazuje, że ten czas w Gryfie dużo mi dał.

Chcesz coś powiedzieć kibicom w Słupsku?
- Dziękuję wszystkim kibicom Gryfa za wspaniały doping. Pokazali, że można na nich liczyć nawet w tych najbardziej złych chwilach. Inni się od nas odwracali, oni nie. Byli z nami i za to należy im się duży szacunek. Wszystkim fanom futbolu w Słupsku życzę jak najwięcej szczęścia z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia i pomyślności w nowym roku 2012.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza