Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina z Łeby podczas okupacji ratowała Żydów (aktualizacja)

Grzegorz Bryszewski [email protected]
Antoni i Amelia Sokólscy z dziećmi Ryszardem i Ireną, Łeba 1947 rok.
Antoni i Amelia Sokólscy z dziećmi Ryszardem i Ireną, Łeba 1947 rok. Arwum rodzinne
Dzieci państwa Sokólskich dostaną medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. To najwyższe izraelskie odznaczenie cywilne przyznano za ukrywanie dwóch rodzin żydowskich podczas II wojny światowej.

Chociaż ta pełna emocji, odwagi i dobroci serca historia miała miejsce w 1944 roku, to dopiero teraz, po żmudnym i nieomal detektywistycznym śledztwie uda­ło się poznać jej szczegóły.

Kolonia Mierestki pod Grądami (dzisiejsze województwo podlaskie). Właśnie tam mieszkała rodzina państwa Sokólskich (Antoni z żoną Amelią i dziećmi- 2-letnią Ireną i 4-letnim Ryszardem), która po zakończeniu II wojny światowej przeniosła się do Łeby. Właśnie w Mierestkach na podwórku zabudowań gospodarskich w 1944 roku pojawiły się dwie rodziny żydowskie, które wyszły z lasu i poprosiły o możliwość ukrycia się.

- Moi rodzice oczywiście bali się o swoje bezpieczeństwo, ale zdecydowali się je ukryć. Tym bardziej że jedna z Żydówek zaklinała moją mamę na głowę swoich dzieci i podkreślała, że też ma córkę o takim samym imieniu jak moje - wspomina Irena Sokólska.

Dwie rodziny żydowskie ukryto pod konstrukcją z desek przykrytą sianem w szopie. W dzień przebywali w kryjówce, nocami wychodzili i mogli przebywać w domu. I chociaż wydaje się to niewiarygodne, to taki sposób ukrywania Żydów umożliwił wyjątkowy pies państwa Sokólskich - Lo­lek. Zwierzak potrafił inaczej szcze­kać na sąsiadów, inaczej na Niem­ców, inaczej na bandy czy też partyzantów. Pies ostrzegał szczekaniem na pięć mi­nut, zanim ktoś pojawiał się w pobliżu domu i dzięki temu rodzina mogła przygotować się na przyjęcie obcych.

Rodziny żydowskie doczekały wyzwolenia. Później jedna z nich wyjechała do Boliwii, gdzie założyła fabrykę swetrów. Właśnie tam kilka lat temu Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem spisał relację Żydów, którym uratowała życie rodzina Antoniego Sokólskiego.

Dzięki pomocy Krzysztofa Bagińskiego, wiceburmistrza Knyszyna, udało się ustalić, że państwo Sokólscy zmarli w Łebie w 2008 i 2009 roku, wspomnienia o ukrywaniu rodzin żydowskich przekazały jednak ich dzieci (pan Ryszard mieszka w Łebie, pani Irena w województwie zachodniopomorskim).

- Byłem bardzo zaskoczony listem z Yad Vashem. W naszej rodzinie niewiele się mówiło o wydarzeniach z II wojny światowej. Potem przyszły trudne czasy, gdzie o takich tematach się nie mówiło - tłumaczy Ryszard Sokólski.

Instytut Yad Vashem przyznał 11 października 2011 roku Antoniemu i Amelii Sokólskim tytuł Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata za pomoc, którą okazali Żydom z narażeniem własnego i swoich bliskich życia w czasie okupacji hitlerowskiej. Teraz medal trafi do ich dzieci.

Medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata to najwyższe odznaczenie cywilne nadawane nie-Żydom, przyznawane przez Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem w Jerozolimie.

Takie odznaczenie przyznawane jest osobom i rodzinom (w ten sposób uhonorowano nawet całe francuskie miasteczko Le Chambon-sur-Lignon), które z narażeniem własnego życia ratowały Żydów z Holocaustu.

Dawniej poza medalem i dyplomem przysługiwało także prawo do zasadzenia własnego drzewka w parku otaczającym siedzibę instytutu, jednak z powodu braku miejsca tego zwyczaju zaniechano. Nazwiska osób uhonorowanych odznaczeniem wpisywane są na Murze Honorowym w Ogrodzie Sprawiedliwych w Yad Vashem. Do 1 stycznia 2012 r. 6266 Polaków trafiło do grona Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Polacy stanowią największą liczbę osób uhonorowanych (do 2011 r. medal otrzymało około 24 tysięcy osób).

Bezpieka przerwała kontakty z uratowanymi

Dla Krzysztofa Bagińskiego, wiceburmistrza Knyszyna (województwo podlaskie), który jest także redaktorem naczelnym lokalnej gazety, śledztwo związane z odszukaniem rodziny Sokólskich rozpoczęło się w lutym ubiegłego roku. Wtedy to samorządowiec dostał e-maila z Instytutu Yad Vashem o następującej treści: "

Antoni Sokólski przez okres prawie 2 lat dał schronienie Żydom z Knyszyna. Mieszkał w gospodarstwie obok wsi Grądy. Uratował Altera Drzewko, jego żonę Ester z domu Rotenberg, syna Majera i córkę Miriam. Ocalona Miriam Drzewko Winer mieszka w Boliwii i ona złożyła zeznanie na ten temat.
Żadnych informacji o Antonim Sokólskim nie mamy".

- Instytut skontaktował się ze mną, bo udało mi się odszukać krewnych Czesława Dworzańczyka z Knyszyna, który w 2008 roku został uhonorowany tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Myślałem, że i tym razem sprawa będzie łatwa. Tak jednak nie było - mówi wiceburmistrz Knyszyna.

Dosyć łatwo znalazł Antoniego Sokólskiego mieszkającego we wsi Grądy, ale jego rodzina nic nie wiedziała o ukrywaniu Żydów podczas wojny. Dopiero inny trop (po żmudnym dochodzeniu) skierował badacza do Łeby, gdzie przeniosła się po wojnie inna (i tym razem właściwa) rodzina Sokólskich. Okazało się, że Antoni i Amelia Sokólscy zmarli w 2008 i 2009 roku, ale ich syn Ryszard i córka Irena mogą potwierdzić rodzinne historie o przechowywaniu Żydów.

Pani Irena potwierdziła, że jej rodzice prawie przez dwa lata chronili w kryjówce w stodole dwie rodziny żydowskie. W rozmowie z "Głosem Pomorza" wspomniała także o tym, jakiej odwagi wymagało od jej rodziców ukrywanie Żydów.

- Tata mówił, że Żydzi ukrywali się w stodole pod sianem przykrytym deskami. Pewnego dnia esesmani sprawdzali to miejsce, trzymając mojego ojca na muszce karabinu. Drugi z żołnierzy skrupulatnie wbijał bagnet w siano, szukając kryjówek. Na szczęście bagnet trafiał za każdym razem w szczeliny desek - wspomina pani Irena. I dodaje, że w tej mrożącej krew w żyłach sytuacji całą rodzinę uratował inny przypadek.

- Tata był tak przestraszony, że na jego twarzy pojawił się okropny grymas, który wyglądał jak uśmiech. Żołnierze wzięli to za pewność siebie i przestali przeszukiwać stodołę. Ukrywane rodziny żydowskie dzień spędzały w kryjówce, nocą przychodziły do domu. Po zakończeniu wojny utrzymywano kontakt z jedną z nich, która wyjechała do Boliwii.

- Dla mojej mamy taki kontakt był bardzo ważny. Przez kilka lat prowadzono intensywną korespondencję listowną. To były jednak czasy, gdy posiadanie znajomych za granicą było uważane za szpiegostwo. Gdy rodzice usłyszeli, że interesuje się nimi UB, poprosili o przerwanie korespondencji - wspomina pani Irena.

I chociaż czasy ukrywania Żydów udało się udokumentować i opisać, to do dzisiaj dzieci państwa Sokólskich nie znają powodów, dla których ich rodzina przeniosła się do Łeby. Podejrzewają, że powodem mogły być nieustanne i groźne wizyty band, które po wojnie dowiedziały się o ukrywaniu Żydów.

Bandyci domagali się oddania złota, którym mieli zapłacić Izraelici za ukrywanie.

- Moi rodzice byli dobrymi, uczciwymi ludźmi, którzy nie przyjęliby takich pieniędzy. Dla nas wiadomość o medalu z izraelskiego instytutu była dużym zaskoczeniem, żałujemy, że nasi rodzice nie mogli go przyjąć. Bo to im się należy taka forma podziękowania. Jesteśmy ogromnie dumni z rodziców - podkreśla Irena Sokólska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza