W sobotę wieczorem mężczyzna pił w mieszkaniu przy ul. Piotra Skargi w Słupsku. Ok. godz. 21 jego żona zaczęła się bać, że po pijanemu może jej coś zrobić, bo zwykle w takich sytuacjach zabierał się za bicie. Wtedy także. Dlatego wezwała policję. W niedzielę nad ranem, o godz. 4, do mieszkania znów przyjechała policja.
- Pani mąż nie żyje. Powiesił się na kaloryferze w słupskiej izbie wytrzeźwień. Posłużył się prześcieradłem - poinformowali policjanci. Te tragiczne informacje usłyszała także 10-letnia córka zmarłego. Z wrażenia nie mogła się uspokoić.
Według Dawida Zielkowskiego, rzecznika prasowego prezydenta Słupska, badanie 34-latka wykazało, że miał on we krwi 2,12 promila alkoholu. Mimo to kontakt z nim był rzeczowy. Pacjent był spokojny i nie zdradzał niepokojących objawów. Przeszedł badanie, jego parametry życiowe były w normie.
Zdaniem Zielkowskiego ok. godz. 23.20 pracownik izby dokonywał obchodu sal i nie stwierdził żadnych nieprawidłowości. W jego ocenie wszyscy pacjenci w sali spali. Ok. godz. 23.40 pracownik izby zgłosił próbę samobójczą.
Pracownicy natychmiast rozpoczęli reanimację, która trwała ok. 20-30 minut. Kierownik zmiany wezwał karetkę pogotowia ratunkowego. Po przybyciu na miejsce lekarz pogotowia stwierdził zgon pacjenta.
- W sali jest monitoring bieżący, bez możliwości nagrywania. Niestety, miejsce, w którym pacjent podjął próbę samobójczą, stanowi małą część sali znajdującą się poza polem widzenia kamery - tłumaczy Zielkowski.
Sprawę bada prokuratura.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?