Uciążliwy mężczyzna to największy problem mieszkańców bloku i władz Spółdzielni Mieszkaniowej Nowa, która administruje blokiem. Słupszczanin, właściciel mieszkania, zrobił z niego śmietnisko.
- Koło jego drzwi nie można przejść, bo strasznie śmierdzi. Smród czuć też na wszystkich piętrach - mówi pani Renata, mieszkanka budynku. - Wiele razy skarżyliśmy się na niego. Przychodzili przedstawiciele spół- dzielni mieszkaniowej, policjanci, wzywaliśmy sanepid. I nic. Nikt nic nie może zrobić, bo on jest właścicielem mieszkania. A my się boimy zagrożenia epidemiologicznego. W takim syfie na pewno mieszka robactwo, może nawet szczury i myszy.
Kilka dni temu wszyscy sąsiedzi mogli zobaczyć mieszkanie mężczyzny, bo wychodząc z domu, zapomniał on zamknąć drzwi. Wielu z nich przeżyło wówczas szok.
- To jest jedno wielkie zwalisko odpadków - opowiada Aldona Scholl, sąsiadka z dołu. - Do tego mieszkania praktycznie nie można wejść. Jest tylko wąski przesmyk, kilkadziesiąt centymetrów od sufitu. A śmierdzi gorzej niż w śmietniku. Ten mężczyzna zniszczył też moją łazienkę. Swojej nie używa, a mocz wylewa przez okno. Przez to moje okno bardzo często jest brudne. Z jego mieszkania smród przechodzi do mojego. Przez to cały czas muszę palić świece zapachowe.
Przedstawiciele spółdzielni w poniedziałek umówili się z lokatorem, że opróżnią ze śmieci jego mieszkanie. Dostali nawet jego zgodę na piśmie. Wczoraj punktualnie o godz. 8 pod klatkę podjechała wywrotka z ekipą sprzątającą i przedstawicielem spółdzielni. Niestety, po kilkunastu minutach wszyscy musieli odjechać, bo mężczyzny nie było w domu.
- Wyszedł o 7.30. On codziennie wychodzi z samego rana, bo inaczej musiałby usłyszeć od nas kilka przykrych słów - mówi mieszkanka z pierwszego piętra.
Elżbieta Stankiewicz-Dunin, prezes spółdzielni Nowa, twierdzi, że stara się rozwiązać problem.
- Wysyłaliśmy pisma do opieki społecznej, na policję, do sanepidu, nawet do prokuratury. Z prokuratury dostaliśmy właśnie pismo o odmowie wszczęcia postępowania o używanie mieszkania niezgodnie z przeznaczeniem. Kontaktowaliśmy się z rodziną tego mężczyzny, ale syn nie odbiera od nas telefonów - mówi Elżbieta Stankiewicz-Dunin. - Raz tylko, pod koniec ubiegłego roku, udało się posprzątać to mieszkanie. My siłą tam nie możemy wejść, bo to przecież mieszkanie prywatne.
Przedstawiciele spółdzielni powiedzieli nam, że syn właściciela mieszkania ostatni raz kontaktował się z nimi pod koniec ubiegłego roku. Nam udało się do niego dodzwonić.
- Ja nie mam wpływu na mojego ojca. Pomogłem mu posprzątać mieszkanie w ubiegłym roku, ale zrobiłem to na siłę. Ojciec nie chce mojej pomocy - twierdzi syn mężczyzny.
W słupskim sanepidzie dowiedzieliśmy się, że do prywatnego mieszkania jego przedstawiciele również nie mogą wejść.
Sprawę słupszczanina zna dobrze Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie.
- W ubiegłym roku pomogliśmy temu panu zdobyć świadczenie emerytalne. Ten pan nie jest naszym podopiecznym, ale reagujemy, gdy tylko mamy zgłoszenie - mówi Mariola Rynkiewicz-Gończ, dyrektor MOPR.
- Kilka dni temu przyszło w sprawie tego pana pismo ze spółdzielni. Nasz pracownik pójdzie do niego i postaramy się mu pomóc.
Spółdzielnia również nie składa broni. Zamierza skierować przeciwko mieszkańcowi sprawę do sądu o przymusową licytację jego lokalu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?