Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja kontra słupscy drifterzy

Alek Radomski
Miejsce, w którym ćwiczą kierowcy, to pobocze dawnego pasa awaryjnego zbudowanego dla wojskowych samolotów za Dębnicą Kaszubską.
Miejsce, w którym ćwiczą kierowcy, to pobocze dawnego pasa awaryjnego zbudowanego dla wojskowych samolotów za Dębnicą Kaszubską. archiwum
Słupska policja zajmuje się drifterami, czyli młodymi kierowcami, którzy jeżdżą rozpędzonymi autami w poślizgu.

Przypomnijmy. W zeszłym tygodniu natrafiliśmy w sieci na film zamieszczony przez pasjonatów driftingu, czyli kontrolowanej jazdy autem w poślizgu. Można na nim zobaczyć dwa auta należące do członków Drift Team Słupsk.

Ich kierowcy rozpędzają swoje BMW i celowo wprowadzają je w poślizg. Miejsce, w którym ćwiczą, to pobocze dawnego pasa awaryjnego zbudowanego dla wojskowych samolotów za Dębnicą Kaszubską. Pobocze oddzielone jest pachołkami od pasa ruchu, a popisom przygląda się spora grupka gapiów.
Po naszej publikacji w ubiegłym tygodniu na ten temat, słupska policja wszczęła, jak określa to Wojciech Bugiel, p.o. rzecznika policji - czynności wyjaśniające.

- Pod kątem samowolnego ustawienia pachołków, niebezpieczną jazdę kierujących, zwężenie pasa ruchu i stworzenie niebezpieczeństwa dla uczestników ruchu drogowego - informuje W. Bugiel.
Teraz za litanię zarzutów drifterom grozi niemała kara. Jak ustaliliśmy, w grę wchodzi grzywna do trzech tysięcy złotych, areszt lub ograniczenie wolności. Na razie drifterzy zostali wezwani na przesłuchanie.
Udało się nam porozmawiać z przedstawicielami słupskiego Drift Teamu.

Jego członkowie podkreślają, że jeżdżą bezpiecznie, a o stwarzaniu zagrożenia nie może być mowy. Przyznają, że z policją mieli już do czynienia, ale piratami drogowymi nie są. To, co uprawiają, to sport, w którym odnoszą zresztą sukcesy.

- Miejsce, gdzie trenujemy, zawsze staramy się zabezpieczyć - mówi Łukasz. - Nigdy na poboczu drogi za Dębnicą Kaszubską nie było wypadku czy ostrego hamowania. Wtóruje mu Piotr, który zaznacza, że jeśli przyjeżdża publiczność i stoi nieuporządkowanie, to wówczas drifterzy przerywają swój trening.

Przyznają, że z policją nie mają łatwego życia, bo zawsze jakiś przepis się znajdzie. Najczęściej zarzuca im się tworzenie zagrożenia w ruchu.

- Ale zagrożenie w ruchu to nawet zmiana pasa ruchu bez kierunkowskazu, a kiedy ja objaśniam policjantowi, np. że przecież byłem na bezpiecznym placu, to funkcjonariusz odpowiada: to dopiszemy, że chodzi o stwarzanie niebezpieczeństwa poza drogą publiczną - streszcza jedno ze spotkań z policją Piotr i przyznaje, że 500 złotych, które poszło na mandat, wolałby przeznaczyć na poprawki w jego aucie.
Słupscy drifterzy zapewniają, że nie ćwiczą jazdy bokiem w poślizgu na miejskich ulicach. Kiedy chcą poszaleć, jadą na tor do Koszalina.

- Próbowaliśmy uzyskać zgodę, by móc trenować na lotnisku w Redzikowie - opowiada Łukasz. - Dzwoniliśmy do Ministerstwa Obrony Narodowej. Stamtąd skierowali nas do kierownika lotniska. Ten odesłał nas dalej do Gdyni. Tam z kolei poprosili o oficjalne pismo i na tym się skończyło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza