Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młode romskie dziewczęta garną się do szkoły

Agnieszka Grabarska
Od lewej: Karolina i Cindi Makuła lubią chodzić do szkoły. – Tutaj zawsze dzieje się coś ciekawego – przyznają siostry.
Od lewej: Karolina i Cindi Makuła lubią chodzić do szkoły. – Tutaj zawsze dzieje się coś ciekawego – przyznają siostry. Andrzej Szkocki
Kiedyś ich największym marzeniem było zamążpójście i urodzenie dzieci. Bywało, że nie potrafiły poprawnie napisać nawet swojego imienia. Teraz to się zmienia. Romskie dziewczęta chcą umieć czytać, pisać i liczyć.

Z roku na rok w szkolnych ławach zasiada coraz więcej romskich dzieciaków. Do nauki szczególnie garną się młode dziewczęta. Pedagodzy znają już powód edukacyjnego boomu.

- Zmieniły się czasy. One doskonale zdają sobie sprawę, że po szkole będzie im w życiu lżej - przekonują.

Tajne korepetycje
Niewielkie mieszkanie na obrzeżach Szczecina. Ewa (imię zmienione) zza firanki wygląda na drogę. Zaraz ze szkoły wróci trójka jej dzieci. Kiedy wchodzą do domu, od progu głośnym głosem przywołuje je na obiad. Popędza i niecierpliwi się. Już przy końcu posiłku znacząco mruga do najstarszej córki. Ta posłusznie wykłada z tornistra zeszyty i kładzie je obok matki.

- A poobliczaliście te procenty co ja wczoraj próbowałam? - pyta czterdziestoletnia kobieta. - Dobrze to liczenie mi wyszło? - docieka z wypiekami na twarzy. Kiedy dzieciaki wychodzą na śnieg, zdradza mi swoją tajemnicę. - Nie mam skończonych żadnych klas. Ciężko tu u nas z pieniędzmi. Znajomy chce mnie wziąć na pomoc do sklepu. Poduczyć się tylko muszę z rachunków. Najłatwiej z zeszytów od dzieci - dodaje.

Przyznaje otwarcie, że do nauki jej nigdy nie ciągnęło. W domu przy matce trzeba było pomagać. Zachorowała, gdy jej rodzeństwo było jeszcze małe. Ewa i ciotki wyniańczyły ośmioro dzieci. Później urodziła swoje. O nauce pomyślała dopiero wtedy, gdy jej partner - Polak - zniknął za granicą.

Teraz ma szansę na pracę, ale musi się jeszcze podszkolić. Wstyd jej było prosić o pomoc obcych. Więc próbuje. Na razie sama.

Poczytaj mi, proszę!
Zofijka ma prawie siedemdziesiątkę na karku. Jest schorowana i dość otyła. Jest analfabetką. Ukrywa to jednak jak może. Kiedy spotykam ją po raz pierwszy, przegląda kolorową gazetę. Na zdjęciach rozpoznaje znane twarze z seriali.

- O, aleś ty podobna do tej aktorki! - woła, sprytnie omijając prośbę o przeczytanie nazwiska bohaterki telenoweli.

Do tego, że nie potrafi czytać ani pisać, przyznaje się dopiero podczas wspólnych zakupów. Kiedy aptekarka podaje jej do ręki ulotkę, spogląda błagalnym wzrokiem.

- Nie znam tych wszystkich liter. Przeczytaj, proszę - mówi otwarcie. - Nie uczyłam się w szkole. Babka w taborze uczyła nas tylko, jak mamy się podpisywać. Mieliśmy też takie specjalne tabliczki, na wypadek jakby się któreś dziecko zgubiło. Tam zobaczyłam, jak pisze się moje imię - wspomina z sentymentem.

Żałuje, że nie potrafi czytać.

- Takie fajne są teraz te wszystkie gazety. Moja wnuczka zawsze czyta mi o aktorkach. Teraz już za późno na naukę - przyznaje z nutką goryczy w głosie.

Maria pamięta hrabiego
Maria Kaczorowska pochodzi z królewskiego rodu Łakatoszów. Jest najstarsza z siedmiorga rodzeństwa. Doskonale pamięta, jak żyło się w taborze.

- Urodziłam się w Budapeszcie. Do szkoły poszłam w wieku siedmiu lat, kiedy to na stałe przesiedliliśmy się do Polski - wspomina.

W taborze, w którym spędziła dzieciństwo, było około 20 wozów. Wśród ponad stu wędrujących osób, była trzydziestka dzieci.

- Przez całą wiosnę, lato aż do późnej jesieni jeździliśmy po świecie. Zimą zatrzymywaliśmy się w kolejnych miejscowościach i tam dorośli wynajmowali klasę i opłacali nauczycielkę. Uczyliśmy się przez kilka miesięcy, a później dalej ruszaliśmy w trasę - opowiada.- Dziewczęta bardziej garnęły się do nauki. Chłopaki zawsze mieli coś lepszego do roboty - żartuje.

Pani Maria dodaje, że przez wędrowny tryb życia romskie dzieci nie dostawały co prawda cenzurek, ale bez problemu radziły sobie z literkami i cyferkami. Dlatego ona spokojnie da radę przeczytać książkę.

- Najbardziej podobała mi się historia o hrabim, który zakochał się w Cygance. Pamiętam, że czytałam tę historię jednym tchem - opowiada.

Wójt uczył rachować
- Szczególnie dobrze w taborze miałam ja i moje rodzeństwo. Nasz ojciec był wójtem taboru. Prowadził na przykład księgi z metrykami osobowymi - opowiada pani Maria.

Zawsze, kiedy siadał do pisania czy rachunków, kręciło się wokół niego mnóstwo dzieciaków. Wójt brał wtedy patyk do ręki i na ubitej ziemi rysował literki.

- My gapiliśmy się w niego jak zaklęci i swoimi patyczkami rysowaliśmy obce nam jeszcze znaki - wspomina pani Maria.

Jak opowiada, romskie dzieciaki poznawały świat nie dzięki przeczytanym książkom, ale z opowieści otaczanej wielkim szacunkiem starszyzny.

- Mój dziadek przeżył 116 lat. Wszystkiego, co najważniejsze o świecie, dowiedziałam się właśnie od niego. Znał się nawet na geografii i historii - mówi z dumą pani Maria.

Dodaje, że choć ona czytać nauczyła się sama, bardzo starała się zachęcić do nauki swoje trzy córki.

- Wszystkie pokończyły szkoły. Jedna ma nawet handlówkę, a ta, co mieszka w Szwecji, bez problemu zna angielski - mówi z dumą kobieta.

Cindi marzy o czesaniu
W szkolnej ławie dobrze się czują także siostry Makuła. Cindi i Karolina to uczennice Szkoły Podstawowej nr 71 w Szczecinie. Obie mają dodatkowe zajęcia z nauczycielem - asystentem.

Nauczycielka najczęściej pomaga dziewczynom w odrabianiu lekcji. Do dyspozycji romskich uczniów jest też prowadzący indywidualne nauczanie pedagog.

- To dla mnie bardzo ciekawe wyzwanie zawodowe - przyznaje pracująca z dziewczynkami Elżbieta Bien. - Te dzieciaki są niesamowite.

Na każdym kroku widać ich romski temperament. Bywa, że w trakcie lekcji zaczynają tańczyć i podrygiwać.Muzykę i taniec mają we krwi.

Beata Racis uczy romskie dzieci w domu. Zwraca uwagę na hierarchię wartości romskiego środowiska.

- Tam rodzina, dzieci i wszystkie sprawy z tym związane są na pierwszym miejscu. Od czasu taborów wiele się jednak zmieniło i teraz nauka jest dla Romów czymś zupełnie oczywistym - twierdzi nauczycielka.

Jej słowa potwierdza Cindi. Dziewczyna jest w piątej klasie i zapewnia, że z nauki nie zrezygnuje.

- Chciałbym zostać fryzjerką. Ale żeby zdobyć taki zawód, muszę się jeszcze kilka lat uczyć. I zamierzam robić to do skutku - zapewnia romska nastolatka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza