O sprawie pisaliśmy już we wrześniu. Chodziło o wydarzenia z 6 września, gdy o godz. 10.30 do jednej ze słupskich lokali serwujących
kebaby weszło dwóch ubranych po cywilnemu policjantów.
Zabrali Filipa Staszaka, który akurat przebywał w lokalu, w którym pracuje jego narzeczona. Policjanci skuli kompletnie zaskoczonego klienta i nieoznakowaną skodą octavią odwieźli na komendę przy ul. Reymonta.
Przeczytaj więcej: Mężczyzna: Policjanci ze Słupska bili mnie na przesłuchaniu
Na miejscu posadzono go na krześle między biurkami, tyłem do drzwi. Usłyszał, że jest podejrzany o pobicie, zresztą znanej sobie osoby. Gdy się nie przyznawał, zaczęły się krzyki, groźby i wyzwiska. Policjanci przepięli mu kajdanki do tyłu i bardzo mocno je zacisnęli. Ktoś wszedł i nałożył mu foliową torbę na głowę.
- Z braku powietrza zacząłem się dusić. Wówczas puścili worek - mówił Staszak.
Według niego, policjantom to nie wystarczyło. Zaczęli go bić otwartą dłonią i pięścią w głowę, klatkę piersiową i brzuch.
Staszak czuł się, jakby to trwało wieczność. Zanim trafił na noc do aresztu, był jeszcze straszony. Zaraz po wyjściu z aresztu trafił do szpitala, gdzie został zbadany. Zaczął nosić kołnierz ortopedyczny. Miał też obdukcję, wystawioną przez lekarza, który stwierdził liczne uszkodzenia ciała. Staszak zawiadomił prokuraturę.
Prokuratura Okręgowa w Słupsku na wniosek prokuratora rejonowego, który zawnioskował o wyłączenie się ze sprawy, przekazała ją do Miastka.
- Wszczęliśmy postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów - mówi Krzysztof Młynarczyk, prokurator rejonowy w Miastku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?