Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice: Oddajcie nam nasze dzieci!

Monika Zacharzewska [email protected]
Małgorzata i Tomasz Filkiewiczowie z małą Julką. Dwa dni później zarówno ona, jak i jej rodzeństwo trafili do rodziny zastępczej.
Małgorzata i Tomasz Filkiewiczowie z małą Julką. Dwa dni później zarówno ona, jak i jej rodzeństwo trafili do rodziny zastępczej. Krzysztof Tomasik
- Zrobię wszystko, by odzyskać dzieci i wychowywać je w rodzinnym domu - mówi 33-letni Tomasz Filkiewicz z Ustki. W lipcu sąd rodzinny umieścił troje dzieci, które wychowywał z żoną, w rodzinie zastępczej.

Sprawa państwa Małgorzaty i Tomasza Filkiewiczów z Ustki jest tak niejednoznaczna, że nawet pracownicy opieki społecznej nie chcą stawać po żadnej ze stron. Przyznają, że przed feralnym czerwcem tego roku, nie mieli informacji o tym, by w rodzinie działo się coś niepokojącego. Mieli tylko informację o złej sytuacji materialnej i chorobie ojca rodziny - schizofrenii paranoidalnej.

Tymczasem właśnie na początku tego lata najmłodsza, niespełna roczna córeczka państwa Filkiewiczów - Paula, trafiła do szpitala.
Zdaniem pana Tomasza dziewczynka zasłabła nagle i straciła przytomność. Ten miał próbować ją reanimować. Usiłował otworzyć dziecku usta.

- I stąd wzięły się siniaki na jej buzi - tłumaczy swoją wersję wydarzeń pan Tomasz.

W międzyczasie rodzice wezwali pogotowie i Paula trafiła na oddział pediatryczny słupskiego szpitala, a stamtąd przetransportowano ją do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam przeszła zabieg usunięcia krwiaków podtwardówkowych. Lekarze wysunęli podejrzenie tzw. dziecka potrząsanego i zawiadomili policję.

Takie zawiadomienie stołecznej policji dotarło do usteckiego ośrodka pomocy społecznej.

- My po otrzymaniu dokumentów nadaliśmy bieg sprawie - mówi Małgorzata Otręba, kierownik usteckiego MOPS-u. - Zaistniało podejrzenie znęcania się nad dzieckiem, działamy więc w związku z ustawą o przeciwdziałaniu przemocy. Jak było faktycznie, trudno mi powiedzieć. Wcześniej nie mieliśmy niepokojących sygnałów o tej rodzinie. Sytuacja jest trudna, i ja rodzicom też się nie dziwię, że walczą o dzieci.

A walczą, bo jeszcze w czerwcu sprawa trafiła do słupskiego sądu rodzinnego i dla nieletnich i zdecydowano o umieszczeniu całej trójki: Pauli, dwuletniego Tymoteusza i ośmioletniego Bartosza w rodzinie zastępczej.

Sąd uzasadnił tę decyzję nie tylko podejrzeniem o znęcaniu się nad dziewczynką. Powołał się na opinię kuratora rodziny, który dopatrzył się szeregu nieprawidłowości. M.in. takich, że rodzice nie stymulują rozwoju najmłodszych pociech, a ograniczają się do wykonywania podstawowych obowiązków - karmienia, przewijania i wychodzenia na spacer. Nie zajmują się nimi, nie mówią do nich, nie bawią się z nimi. Natomiast ich stosunek do starszego Bartosza nacechowany jest chłodem emocjonalnym i zaniedbują jego rehabilitację, a chłopiec cierpi na padaczkę.

- Sąd zarzucił nam, że nie interesowaliśmy się losem Pauli, gdy była w szpitalu w Warszawie, że jej nie odwiedzaliśmy - mówi Tomasz Filkiewicz. - To nieprawda. Nie byliśmy na miejscu, bo żona była w piątym miesiącu ciąży, nie było nas stać na mieszkanie przez ten czas w Warszawie, ale codziennie dzwoniliśmy na oddział, do lekarza prowadzącego Paulę i pytaliśmy o małą.

33-letniemu panu Tomaszowi, choremu na schizofrenię paranoidalną, zarzucono też, że nie leczy się systematycznie.

- To też kłamstwo. Od 16. roku życia leczę się w słupskiej poradni zdrowia psychicznego - powiedział nam mężczy­zna. - Owszem, jestem chory, ale czy to znaczy, że nie mam prawa do opieki nad moimi dziećmi? Leczę się i nie mam napadów agresji. Przecież tego mi nikt nie zarzucił.

Pan Tomasz jest rozgoryczony, że sąd umieścił dzieci w rodzinie zastępczej, zarzucając mu, że dziewczynka mogła być maltretowana, ale dotąd nie dostał wezwania na przesłuchanie przez policję.

- Teraz mogę swoje dzieci tylko odwiedzać u obcych ludzi - mówi, choć przyznaje, że nie robią z żoną tego systematycznie. - Żona urodziła kolejne dziecko. Nie było na to czasu i warunków. Poza tym nie jestem tam mile widziany - twierdzi.

Pani Małgorzata rzeczywiście w październiku urodziła czwarte dziecko - małą Julkę.

Córeczka była z rodzicami, kiedy ich odwiedziliśmy. Przytulała się do piersi mamy. Dwa dni później decyzją sądu i ona trafiła do rodziny zastępczej.

- Żona jest zrozpaczona. Jak można zabrać dziecko od matki, kiedy jeszcze jest karmione piersią! Owszem, nie jesteśmy majętni, ale to nie powód, by odbierać nam dzieci. Kocham je i nigdy nie zrobiłbym im krzywdy. Gdy­by tak było, moja żona pierw­sza poinformowałaby o tym policję. Zrobię wszystko, by odzyskać całą czwórkę. Nie dopuszczę do tego, by odebrano nam prawa rodzicielskie - mówi pan Tomasz.

Państwo Filkiewiczowie w ubiegłym tygodniu złożyli odwołanie od postanowienia sądu. Napisali też wniosek o urlopowanie dzieci, by jak najczęściej bywały w rodzinnym domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza