Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niektórzy pukają się w czoło. No co ty? Dokarmiasz koty?

Sylwia Lis [email protected]
Pani Mariola i koty. – Dwa razy do roku dostaję trzydzieści puszek karmy, a pod opieką mam ponad trzydzieści kotów – mówi pani Mariola. – To kropla w morzu potrzeb.
Pani Mariola i koty. – Dwa razy do roku dostaję trzydzieści puszek karmy, a pod opieką mam ponad trzydzieści kotów – mówi pani Mariola. – To kropla w morzu potrzeb. Sylwia Lis
Nie żałują pieniędzy, odwiedzają je codziennie. Dokarmiają, bawią się z nimi, a nawet rozmawiają. W Lęborku jest kilkaset bezdomnych kotów, ich opiekunów znacznie mniej.

Niektórzy na ich widok pukają się w czoło, zastanawiają się, czemu skrywają się w krzakach. A oni po prostu opiekują się bezdomnymi kotami.

Dokarmiają, budują domki, chodzą do weterynarza i nie szczędzą im miło­ści. Bez nich futrzaki nie miałyby szans na przetrwanie.

Panie, które zajmują się bezdomnymi kotami, zgod­nie mówią: jak już zaczniesz pomagać jednemu zwierzę­ciu, przyczłapie się ich wię­cej. Dziś każda z nich ma mnóstwo małych przyjaciół.

Bo tak trzeba

Pani Łucja bezdomnymi kotami zaczęła się zajmować wiele lat temu. - Kiedyś mia­łam psa, odszedł, miał szesnaście lat. Była już na niego pora. Jak nie ma zwierzęcia w domu, robi się jakoś pusto. Potem przypadkowo przez okno zobaczyłam kotka.

Był mały, cały czas leżał pod żywopłotem, nie ruszał się, matka nim się nie interesowała, chyba go porzuciła. Szkoda mi go było. Był chory. Zajęłam się nim i wzięłam go do domu. Mieszka ze mną do dziś. Misia jest dla mnie całym szczęściem. Godzina­mi mogłabym opowiadać o jej wygłupach.
Na tym przygoda lęborczanki z kotami się nie za­koń­czyła. Pani Łucja zakochała się w tych zwierzątkach. Pomaga wszystkim, które spot­ka.

Lęborczanka teraz na stałe zajmuje się trzynastoma kotami. Na działce ma pięć kotów, pod blokiem dokarmia trzy futrzaki, i pod kolejnym budynkiem pięć.

- Gdy kichną, biegam do weterynarza po antybiotyki, gdy trzeba podaję tabletki antykoncepcyjne - mówi pani Łucja. Pani Łucja codziennie karmi koty, kupuje suchą i mokrą karmę. - Czasem zanoszę im rybkę i paszteciki, bo są już wybredne - mówi kobieta. - W koszyku mam miskę, bo nigdy nie wiado­mo, kiedy może się przydać.

Przyznaje, że koty to bar­dzo mądre zwierzęta, przyzwyczajają się do opiekuna. Tęsknią i potrafią to okazać. - Jesienią byłam na pielgrzymce, zaniosłam sąsiadce karmę, by im dała podczas mojej nieobecności - mówi wzruszona. - Później mó­wiła, że nie chciały jeść, tęskniły. Gdy wróciłam, nie mogłam się od nich opędzić, ocierały się, miauczały.

Karmę ma zawsze przy sobie

Pani Łucja obojętnie nie może przejść obok żadnego kota. - Zawsze w kieszeni mam karmę - mówi. - Gdy widzę takiego futrzaka mu­szę go dokarmić. Myślę o nich, martwię się. Swoją miłością do kotów zarażam swoje koleżanki. I one zaczęły zajmować się bezdomnymi zwierzątkami. - To tak działa - mówi pani Łucja.

Koleżanki wymieniają się swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami. Pani Mariola od trzydzies­tu lat zajmuje się kotami. Teraz na swojej działce ma dziesięć kotów, za śmietnikiem piętnaście, a u męża w pracy dziesięć. Z fascynacją opowiada o kotach. - Przy szkole muzycznej mieszka Majunia - mówi. - Ktoś osta­tnio postawił tam dwa dom­ki. Nie wiem, kto to zrobił, ale jestem zachwycona.
- U mnie też ktoś zrobił domki - mówi pani Łucja. - Ale ktoś je ukradł.

- Tam do Majeczki przychodzą dziewczynki z pobliskiej szkoły, przynoszą mleko, jedna to nawet chrupeczki przynosi, bo ma też kota w domu. Majusia jest happy, bo ma wszystko - kontynuuje pani Mariola.

Pomaganie kosztuje

W Lęborku jest około trzydziestu osób, które zajmują się bezdomnymi kotami. Czasem urząd kupuje karmę dla zwierząt. - Dwa razy do roku dostaję trzydzieści puszek karmy, a pod opieką mam ponad trzydzieści kotów - mówi pani Mariola. - To kropla w morzu potrzeb. To nie wystarcza. Trzeba so­bie inaczej radzić.

- Do mokrej karmy dodaję dodatki, żeby to kotom smakowało i objętość była wię­ksza - mówi pani
Łucja. - Cza­sem zamawiam porcje rosołowe, obgotowuję, kroję i dodaję do karmy. Czasem też rybkę, kiełbaskę. Koty są zachwycone.

Panie sporą część swojej emerytury przeznaczają właśnie na opiekę nad bezdomnymi kotami. Miesięcznie wydają po kilkaset złotych.

- Niektórzy pukają się w głowę, inni pomagają - mówi pani Mariola. Pani Łucja dodaje: - z sąsiadem jestem w konflikcie, nie mówimy sobie dzień dobry, bo nawet nie życzy sobie, żeby koty wchodziły do niego na działkę. One się urodziły na działce, łapią tu myszy, więc nie ma opcji, żeby nie wchodziły
- tłumaczy kobieta. - Niestety dużo jest przeciwników kotów.

Najbardziej drażni je ludz­ka głupota. - Wezmą sobie zwierzę do domu, a potem wyrzucają - mówią obrończynie kotów. - Na przykład moją Pumę znalazłam w lesie. Nogi miała jak patyczki, tylko oczy sterczały.

- U nas też wyrzucili kot­ka, znalazłam go w kartonie na śmietniku. Widać było, że wychowywał się między dziećmi, później, gdy na podwórku usłyszał krzyki maluchów, od razu się ożywiał, biegał - mówi pani Łucja. - Bo to jest tak, że jak kotek jest mały, to i fajny, a gdy dorasta i zaczyna drapać to przeszkadza. Wtedy nie ma dla niego miejsca w domu. Większość kotów, które ma­my pod opieką miały kiedyś domy. Zostały wyrzucone jak stare zabawki.

Lęborczanki twierdzą, że ludzie są zdolni do bardziej okrutnych rzeczy niż tylko porzucenie. - Odcinają ogo­ny, podpalają, rozciągają za łapki, biją i katują na śmierć, widziałyśmy już wiele skrzy­wdzonych zwierząt - twier­dzą.

Panie dbają, by zwierzęta się nie rozmnażały, podają tabletki antykoncepcyjne, inne zostały też wykastrowane i wysterylizowane. - Nie wszystkie można jed­nak złapać - mówi pani Łu­cja. - To jednak są dzikie koty, gotowe są ugryźć i podrapać.

Darmowe zabiegi

To w sumie dzięki inicjatywie społecznych opieku­nów bezdomnych zwierząt w Lęborku jest prowadzona darmowa akcja sterylizacji i kastracji kotów. - Marzy się nam jeszcze schronisko dla kotków - mówi pani Łucja. - Na to jednak nie ma szans.

Teraz urzędnicy zdecydowali się na kolejna akcję, której celem jest ogranicze­nie rozmnażania kotów.
- Jest ich sporo - mówi Agnie­szka Kozłowska, naczelnik wydziału ochrony środowiska. - Najwięcej mieszka w blokowiskach, w rejonie ulic Kossaka, Czołgistów, czy też Legionów Polskich i na ogródkach działkowych. - Opiekunowie społeczni bezdomnych kotów, zainteresowani wykonaniem zabiegów zmniejszających populację tych zwierząt mogą zgłaszać się do Wydziału Ochrony Środowiska i Gospodarki Odpadami Urzędu Miejskiego w Lęborku, ul. Armii Krajowej 14 pok. C201, gdzie otrzymają wniosek o skierowanie kota na zabieg. W razie potrzeby wypożyczą klatkę samołapkę, w której bez problemu będzie można przetransportować zwierzę do lecznicy. Zabiegi nie są tanie. Sterylizacja kotki kosztuje 120 złotych, kastracja kota 40 złotych. Zabieg przeprowadzany na kotce jest bardziej skomplikowany, stąd różnica w cenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza