Roman Giedrojć, szef słupskiego oddziału Państwowej Inspekcji Pracy, zdradza, że już od przeszło trzech lat do tej instytucji wpływają sygnały o tym, że w różnych firmach występują zaległości płacowe.
- Pracownicy zwykle przychodzą do nas z tym problemem, gdy z różnych powodów rozstają się z pracodawcą. Zwykle jest już za późno na negocjacje z pracodawcą, więc najczęściej sprawy trafiają do sądu - mówi Roman Giedrojć.
Ze statystyki oddziału wynika, że w 2011 roku zainteresowani zgłosili do niego, że nie wypłacono im 828 tys. zł pensji.
W 2012 roku chodziło o nieco mniejsze pieniądze - o 763 tys. zł.
- W wielu przypadkach udało się nam skutecznie zadziałać. W 2011 roku dla 1124 osób odzyskaliśmy 562 tys. zł, a w minionym roku odzyskaliśmy 565 tys. zł dla 392 osób - wylicza Giedrojć.
Od razu jednak zaznacza, że PiP może takie działania pomocowe podjąć tylko w przypadku umów o pracę, bo zapłatę za wykonanie umowy zlecenia trzeba egzekwować od opornego zleceniodawcy w drodze postępowania cywilnego.
- Jestem przekonany, że z tego względu zajmujemy się tylko szczytem góry lodowej, gdyż coraz więcej osób pracuje w oparciu o umowę zlecenie lub po prostu w szarej strefie - dodaje Giedrojć.
Nie ukrywa jednak, że i w tym przypadku umowy zlecenia PIP może pomóc.
- Bardzo często zdarza się tak, że zleceniobiorca pracuje tak samo jak osoba zatrudniona na umowę o pracę. Wtedy trzeba iść do sądu pracy i starać o formalne przekształcenie umowy zlecenia na umowę o pracę. Takie zabiegi na szczęście udaje się przeprowadzić - twierdzi Giedrojć.
Według niego problemy z uzyskaniem wynagrodzenia mają pracownicy różnych firm. Częściej jednak dzieje się tak w małych firmach. Pod względem branżowym najwięcej problemów mają pracownicy firm budowlanych, handlowych, ale też firm produkcyjnych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?