Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kombatantka ze Słupska czekała z martwicą śródstopia 11 godzin w szpitalu

Zbigniew Marecki zbigniew.marecki @mediaregionalne.pl
Szpitalny Oddział Ratunkowy w Słupsku.
Szpitalny Oddział Ratunkowy w Słupsku. Archiwum
- Potraktowano mnie jak człowieka gorszego gatunku - mówi 91-letnia kombatantka ze Słupska. Czekała na pomoc na oddziale ratunkowym 11 godzin, chociaż słupski szpital chce mieć status przyjaznego kombatantom.

Pani Wanda Litwin, ostatnia żyjąca z grona pierwszych absolwentów Liceum Pedagogicznego w Słupsku, do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego trafiła 4 kwietnia o godz. 7 z zakrzepicą i postępującą martwicą śródstopia. Zabrała ze sobą książeczkę osoby represjonowanej, bo wiedziała, że w 2010 roku dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku podpisał się pod porozumieniem zawartym między marszałkiem województwa pomorskiego a radą kombatantów, na mocy którego placówka ta uzyskała status Szpitala Przyjaznego Kombatantom. Słupszczanka sądziła, że z tego powodu szybko zostanie hospitalizowana. Myliła się.

- Martwica z godziny na godzinę się powiększała. Stopa ciemniała, noga puchła, co groziło nawet amputacją. Niestety, na SOR nikt się tym nie przejmował - opowiada pani Litwin.

Zobacz także: Matka twierdzi, że jej dziecko ze złamaną nogą czekało kilka godzin na SOR

Zarejestrowała się o godz. 7, a o 7.46 została przyjęta na SOR. Tam poinformowała, że zgodnie z porozumieniem powinna być przyjęta w pierwszej kolejności. Nikt nie zareagował. O godz. 9.02 została przyjęta przez dr Barbarę Mikulską, która zdjęła jej z nogi jałowy opatrunek.

- Rana się sączyła, osocze przyklejało się do skarpety, ale nowy opatrunek założono mi dopiero po 11 godzinach czekania, gdy trafiłam w końcu na oddział dermatologiczny - podkreśla pani Litwin.

O godz. 9.44 wykonano zlecone przez dr Mikulską badanie. Potem pacjentka siedziała na swoim wózku na korytarzu, czekając na dalsze konsultacje. Doszło do nich o godz. 12.30. Pani doktor orzekła, że jest potrzebna jeszcze jedna konsultacja, tym razem chirurgiczno-naczyniowa. Pani Wanda cierpiała coraz bardziej, bo noga ciągle puchła.

- Wielokrotnie pytałam się przechodzącego korytarzem personelu o moją sprawę, bo już upłynął czas, kiedy powinnam była przyjąć moje stałe leki i antybiotyki, które miałam ze sobą. W odpowiedzi słyszałam - jak w automatycznej sekretarce telefonicznej - że mam czekać - relacjonuje pani Litwin.
O godz. 16.30 starła się z przechodzącym obok doktorem, bo nie mogła się doczekać przyjścia chirurga naczyniowego.

Zobacz także: Odesłali ze szpitala schorowaną kobietę. Zabrakło miejsca

- Lekarz naczyniowy skończył pracę o godz. 15.30 i poszedł do domu - miała usłyszeć w odpowiedzi.
Z nerwów i bólu zaczęła płakać. Jak twierdzi, doktor poprosił wtedy dwóch innych lekarzy, aby zainteresowali się pacjentką. Żaden nie podjął się jednak oceny stanu jej nogi. Za to miała usłyszeć, że pewnie zastosowano wobec niej tzw. metodę na wypych, co miało znaczyć, że żaden z oddziałów nie chce się podjąć leczenia starszej osoby. Dopiero po wielkiej awanturze skierowano panią Litwin na oddział dermatologiczny, ale nie miał jej kto tam zawieźć. Po ponownym starciu z lekarzem, jak mówi, dostała opiekunkę, która przewiozła ją na oddział między godz. 17.30 a 18.

- Tam przez 11 dni znalazłam bardzo dobrą opiekę. Jestem za nią bardzo wdzięczna doktor Joannie Kisiel, ordynatorowi oddziału dermatologicznego i całemu jego personelowi - dodaje pani Litwin.
Nie spodziewała się, że tak źle może być potraktowana na słupskim SOR.

- W czasie trwania stanu wojennego zorganizowałam akcję pomocy dla szpitala i apteki przyszpitalnej w Słupsku, sprowadzając z Niemiec około trzech ton leków i materiałów opatrunkowych. A teraz potraktowano mnie jak człowieka gorszego gatunku - mówi pani Litwin.

Swój żal wyraziła w skardze przesłanej do Ministerstwa Zdrowia, marszałka województwa pomorskiego, prezydenta Słupska, dyrektora słupskiego szpitala, Rady Kombatantów i Osób Represjonowanych w Słupsku i Gdańsku, parlamentarzystów wszystkich opcji oraz mediów. Ma nadzieję, że dzięki temu uda się zmienić sposób traktowania pacjentów w słupskim szpitalu.

Małgorzata Pisarewicz, rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego w Gdańsku, potwierdza, że porozumienie dotyczące kombatantów zostało zawarte w 2010 roku, ale - jak dodaje - dopiero teraz będzie wdrażane w życie.

- Chcemy, aby szpitale, które biorą w nim udział, otrzymywały specjalne certyfikaty. Dzięki temu kombatanci ze względu na wiek będą mogli liczyć na pierwszeństwo, specjalne traktowanie oraz opiekę osoby, która się nimi zajmie podczas pobytu w szpitalu - zapowiada Pisarewicz.

Jeszcze nie wiadomo, jak zostanie potraktowana skarga pani Wandy. Do tej pory nie została rozpatrzona ani w słupskim szpitalu, ani w Urzędzie Marszałkowskim w Gdańsku. Ryszard Stus, dyrektor słupskiego szpitala, na razie powiedział nam tylko, że zamierza ją dokładnie zbadać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza