Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samotnie przeszedł Alpy

Zbigniew Marecki [email protected]
Seweryn Falkowski, 25-letni słupszczanin, przez 46 dni samotnie przeszedł Alpy. W tym czasie pokonał 1550 kilometrów. Swoją wyprawę zaczął w Wiedniu, a zakończył w Monako.

Najwyżej położony nocleg spędził na wysokości 2000 metrów nad poziomem morza, otoczony śniegiem z każdej strony. Najwyżej położone przejście znajdowało się na wysokości 2700 metrów n.p.m. Wędrował zamkniętymi szlakami oraz nieczynnymi i zasypanymi kompletnie śniegiem drogami. Musiał sobie poradzić z awarią GPS-u, zniszczonym notebookiem, porwanym plecakiem, kilkoma obtarciami i śniegiem po pas, w który od czasu do czasu się zapadał. Widział kilka lawin, tysiące świstaków, kilkanaście kozic, miliony jaszczurek oraz wiele alpejskich krów i owiec.

- Ale buty, w których przeszedłem całą trasę, mogę śmiało polecić. Nie tylko ją wytrzymały, ale jeszcze wytrzymają długi czas - mówi Seweryn.

Choć nie zawsze było łatwo i bezpiecznie, to jednak nie żałuje, że zdecydował się na tę wyprawę.
- Moim marzeniem było wejść na Mont Blanc, najwyższy szczyt w Europie (4810,45 m n.p.m. - przyp. red.), a marzenia należy spełniać. Co prawda tego szczytu nie udało mi się osiągnąć, bo było zbyt dużo śniegu, a nie byłem przygotowany sprzętowo do zimowej wspinaczki na takiej wysokości, ale najwyższą górę Europy widziałem. Byłem w Monako, chodziłem po włoskich miasteczkach, kąpałem się w Morzu Śródziemnym, przejechałem 11-kilometrowym tunelem pod Mont Blanc, prawie codziennie nocowałem w miliardgwiazdkowym hotelu, czyli pod gołym niebem, a gdy się obudziłem, widziałem za każdym razem inny, przepiękny widok - wylicza powody swojej wyprawy i zadowolenia z niej.

W drogę wyruszył 8 kwietnia, gdy w Polsce był jeszcze śnieg, a w Wiedniu ludzie chodzili w krótkich rękawkach. - Sam byłem ubrany bardzo ciepło i dziwnie się czułem w tym otoczeniu, gdy w stolicy Austrii wysiadłem z pociągu - zdradza Seweryn. Zanim ruszył w drogę, jeszcze kilka dni spędził ze swoją wiedeńską rodziną. A potem już szedł pieszo przed siebie.

- Na mapie wydaje się, że góry są daleko od Wiednia, a tymczasem już 10 kilometrów za miastem teren szybko zaczął się podnosić. Na dodatek był pokryty mocno grubiejącą - wraz z wysokością - warstwą śniegu, co powodowało, że nie wiedziałem, jak biegnie szlak, bo w Austrii jest on oznaczony na kamieniach, a nie na drzewach jak u nas. Gdybym nie miał map drogowych i dobrego GPS-u, to pewnie bym się wycofał z tej drogi - nie ukrywa Seweryn.

Mimo wszystko brnął dalej, choć pewnego dnia wpadł w ukrytą w śniegu szczelinę. Zapadł się w nią po pachy. Zanim się z niej wydostał, zadzwonił do brata, aby za godzinę do niego oddzwonił i upewnił się, że sobie poradził. Na szlaku był sam, bo jak się okazało, nie było chętnych, którzy by samotnie w takich okolicznościach przyrody wędrowali po Alpach. Na dodatek tylko jedną noc spędził w hotelu i jedną w kempingu, który dostał za darmo. - Chyba na właścicielu zrobiła wrażenia moja opalenizna, bo po dniu w intensywnym słońcu na śniegu byłem mocno przypalony na twarzy. Skóra schodziła mi z twarzy dwa razy w tygodniu - opowiada.

Poza tym 42 noce spał w namiocie, który niósł ze sobą , a dwa razy nocował na dmuchanej macie, wpatrując się w gwiaździste niebo. - To było niesamowite wrażenie - zdradza. Rodzina oczywiście denerwowała się, zaniepokojona jego wyczynami, ale już tak często do niego nie dzwoniono, jak to się działo, gdy po raz pierwszy wybrał się w samotną wyprawę rowerową wzdłuż wybrzeża. - Gdy dwa lata temu przeszedłem południową granicę Polski, to umówiliśmy się z ojcem i mamą na jeden kontrolny esemes około godz. 20. Może dlatego tym razem już tak często do mnie nie wydzwaniali - śmieje się Seweryn.

Żeby się nie obciążać bagażem, nie robił dużych zapasów jedzenia. Szybko się jednak zorientował, że właściwie za każdą górą, którą przekraczał, znajdowała się dolina, a tam łatwo można było znaleźć supermarket albo mniejszy sklep. - Dużo nie wydawałem. Starałem się nie przekraczać 5-6 euro dziennie, choć nie zawsze się to udawało, bo gdy przechodziłem z kraju do kraju musiałem kupować nowe karty telefoniczne . Mimo to koszt ogólny wyprawy, choć jeszcze wszystkiego nie podliczyłem, zamknął się sumą około 2500 zł - mówi Seweryn.

Jeszcze przed wyjazdem miał nadzieję, że uda mu się pozyskać sponsora. Odwiedził wiele sklepów i firm, ale wszędzie odprawiano go z kwitkiem. Ostatecznie jego sponsorami zostali najbliżsi: Jan i Małgorzata Falkowscy, Ania, Artur i Alan Wysoccy oraz Sławomir Falkowski.

- Jestem im bardzo wdzięczny, bo dzięki ich pomocy mogłem przeżyć wspaniałą przygodę, w trakcie której przeszedłem przez Austrię, Francję, Włochy, Szwajcarię i Monako. Do celu dotarłem 23 maja podczas samochodowych treningów formuły pierwszej i zawodów formuły drugiej, które miałem możliwość oglądać - dodaje Seweryn.

Teraz się kuruje, bo intensywna opalenizna trochę się odbiła na stanie skóry twarzy. Potem chce szukać stałego zajęcia, a wkrótce będzie myślał o kolejnej wyprawie. Dokąd? Na razie nie wie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza