Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głusi, ślepi i bez serca pozwolili na śmierć chłopaka

Inga Domurat [email protected]
Lucyna i Adam Jawoszkowie ciągle myślą o swoim synu, o tym co działo się z nim na godziny, minuty przed śmiercią. – Nie spoczniemy dopóki nie dowiemy się prawdy, dopóki tych, którzy do śmierci Patrysia się przyczynili, nie dosięgnie sprawiedliwość – mówi Adam Jawoszek.
Lucyna i Adam Jawoszkowie ciągle myślą o swoim synu, o tym co działo się z nim na godziny, minuty przed śmiercią. – Nie spoczniemy dopóki nie dowiemy się prawdy, dopóki tych, którzy do śmierci Patrysia się przyczynili, nie dosięgnie sprawiedliwość – mówi Adam Jawoszek. nga Domurat
Ciało 20-letniego Patryka Jawoszka ze Słowieńska (pow. świdwiński) ponad dobę leżało w polu, na mrozie. Bez butów, w krótkim rękawie, opuszczonymi spodniami. Liczne sińce, zadrapania. To nie mógł być wypadek.

Patryk Jawoszek uczył się zaocznie w prywatnym liceum w Białogardzie, jednocześnie starał się o przyjęcie do służby w Marynarce Wojennej w Ustce. Pozytywnie przeszedł testy psychologiczne i sprawnościowe. 7 maja miał zacząć służbę. Nie zdążył. W nocy z 16 na 17 marca 2013 roku zmarł.
- Sam go wiozłem na tę osiemnastkę do Lekowa - mówi Adam Jawoszek, ojciec Patryka.

- Patryś wcześniej kupił prezent, a potem pojechaliśmy po jego dziewczynę, Marlenę do Krosina. Od niej ruszyliśmy do Natalii na te urodziny. Boże, gdybym wiedział, jak to się skończy, nigdy bym go tam nie zostawił. Widziałem, że to nieciekawy dom, że Patryś tam nikogo nie zna oprócz Marleny, ale przecież ona o tym wiedziała. Naiwnie sądziłem, że to wystarczy - mówi mężczyzna.

Lucyna Jawoszek, matka Patryka, od kilku dni była w szpitalu w Koszalinie. - Syn codziennie się ze mną kontaktował. W dniu tej imprezy napisał mi SMS: "Mamuś jest dobrze". To była godz. 20:28. Potem już nie odbierał telefonów - żal ściska gardło pani Lucyny.

Kiedy Patryk nie wrócił na noc do domu, jego ojciec zaczął się niepokoić. Telefon syna był głuchy. - Około godz. 10 rano w niedzielę pojechałem z zięciem do Lekowa, gdzie była impreza. Kilka osób jeszcze tam było - relacjonuje pan Adam. - Natalia powiedziała, że Patryś opuścił imprezę o godz. 21 i sobie pojechał na dyskotekę do Bierzwnicy. Już wyjeżdżałem z Lekowa, ale jeszcze na przystanku autobusowym zobaczyłem kilku miejscowych. Zapytałem, czy nie widzieli Patrysia, a oni odpowiedzieli pytaniem: tego co bili?

Ruszyłem na policję, ale od dyżurnego usłyszałem, że na poszukiwania to jeszcze za wcześnie, może syn się znajdzie. Pojechałem do Krosina do Marleny. A tu słyszę, że Patryś to narkotyki bierze, z imprezy sobie szybko poszedł i do Bierzwnicy na dyskotekę sobie pojechał.

Dziwnym jednak trafem portfel zostawił Marlenie. Co prawda było w nim jedynie kilkanaście złotych i tabletka, jak się później okazało silnego środka przeciwbólowego, nie narkotyku. Brakowało karty płatniczej. - Pojechałem do tego klubu. Tu przejrzałem nagrania z monitoringu. Nie było śladu po moim synu. On tu nie dotarł - dodaje pan Adam. - Zresztą, jak tylko wróciłem do Lekowa, do domu Natalii, wiedziałem dlaczego. Matka dziewczyny stała już przed domem z reklamówką z kurtką i butami mojego syna. A wtedy, choć to był już marzec, leżał śnieg i temperatura w nocy spadała do minus kilkunastu stopni Celsjusza. Czułem, że stało się coś strasznego.

Po tej informacji policja wszczęła poszukiwania. Pomagali w nich znajomi i bliscy Jawoszków. - To było chaotyczne. Szukaliśmy w promieniu dwóch kilometrów od miejsca imprezy, zupełnie gdzie indziej niż leżało ciało - mówi Renata Jawoszek, starsza siostra Patryka. - Tak prowadził pies. W niedzielę nie znaleźliśmy Patryka. Dopiero w poniedziałek. Zaledwie 300, może 400 metrów od domu, w którym była impreza urodzinowa. Brat nie żył, leżał na boku ze złożonymi rękami i ugiętymi nogami w kolanach. Był w koszulce z krótkim rękawem, bez butów, a spodnie miał opuszczone w 1/3 i na tej wysokości zapięte paskiem. To tak wyglądało, jakby go ktoś w takiej pozycji wyrzucił z bagażnika samochodu.

Oględziny zwłok wskazywały na to, że do śmierci Patryka mogły się przyczynić osoby trzecie. A to ze względu na stwierdzone liczne zadrapania w okolicach nadgarstków, podudzia, pleców oraz zasinienia na twarzy i krwawy strup pod nosem.

Do dziś jednak białogardzka prokuratura nie postawiła nikomu zarzutów w tej sprawie. Nie ma podejrzanych choćby o pobicie, nie mówiąc już o umyślnym - bądź nie - spowodowaniu śmierci, mimo że w zeznaniach co najmniej kilku osób przewija się informacja o tym, że Patryk został pobity. Jedni mówią o dwóch, co bili. O Sewerynie W. i Patryku Ch. Inni wskazują jedynie na Patryka Ch. Kolejni dodają jeszcze jedną osobę - dziewczynę - Maję O., która szpilkami miała kopać Patryka zepchniętego wcześniej ze schodów. Niespójność zeznań nie powinna dziwić, biorąc pod uwagę, że gro towarzystwa to bliższa i dalsza rodzina.

Te relacje można jednak spróbować połączyć, a wtedy ten dramatyczny wieczór mógł wyglądać tak. Impreza rozpoczęła się około godz. 18. Miało się na niej bawić 12 osób. W domu była matka obchodzącej urodziny Natalii. Co chwilę ktoś z gości wychodził do sklepu czy baru po papierosy i alkohol. Z relacji samych bawiących się wynikało, że ok. godz. 21 większość czuła już procenty w głowie. 17-letnia Marlena, dziewczyna Patryka miała tańczyć i przymilać się do chłopaka, z którym kiedyś się spotykała. Może to zdenerwowało Patryka. Chłopak przewrócił stół.

To wystarczyło, by on obcy, chłopak z innej wsi, z innej gminy sobie nagrabił. Seweryn i Patryk wzięli go tak, jak siedział, w skarpetkach i w koszulce w krótkim rękawie pod pachy i wyrzucili z domu. Patryk nie utrzymał równowagi, spadł ze schodów, uderzył się o zaparkowany przed nimi samochód i wpadł w zaspę śniegu. Z trudem wstał i poszedł na wioskę. To był sobotni wieczór, więc przy barze i w jego środku było sporo osób. Co najmniej kilka takich, spoza urodzinowej imprezy, widziało Patryka jak szedł przez Lekowo bez butów, bez kurtki mimo śniegu i mrozu. Niektórzy się śmiali, siostra jednego z tych, którzy mieli bić 20-latka, śpiewała refren przeboju "Pójdę boso". Patryk przy barze znowu został pobity. Wrócił jeszcze przed dom Natalii. Chciał odzyskać buty i kurtkę, ale ich nie dostał. Dziewczyna była wściekła, że jej rozwalił imprezę. Nikt się nie przejął tym, co dalej działo się z Patrykiem. Marlena jakby nic się nie stało wróciła do domu, do Krosina, w innym towarzystwie niż swojego chłopaka.

Próbowaliśmy porozmawiać z obiema dziewczynami, z ich rodzicami. Niepełnoletnia Marlena na swojego rzecznika wskazała matkę, która jedyne co miała do powiedzenia to to, że ma dość tej sprawy, bo już z Marleny co niektórzy zrobili winną, że chłopaka zostawiła na pastwę losu. A ona nie będzie tłumaczyć, jak było naprawdę. Jednocześnie kobieta przyznała, że współczuje rodzinie Patryka, ale oni od znalezienia martwego chłopaka też nie śpią po nocach. Natomiast matka Natalii powiedziała jedynie, że Patryk wyszedł bez kurtki i butów, bo tak chciał i tyle. Dziewczyna ofuknęła nas tylko inwektywami i z miną obrażonej uciekła do domu.

- Moje zdanie jest takie, to była typowa wiejska wystawka. Dziewczyna chciała zerwać z Patrykiem i zrobiła to na obcym dla niego gruncie. Ona miała za sobą wszystkich, on nikogo. Może to się nie miało tak tragicznie skończyć, ale się skończyło - mówi radca prawny Krystyna Zawalska, pełnomocnik Jawoszków. - Niestety, moim zdaniem policyjne śledztwo było pełne błędów. To rodzina wystąpiła sama do operatora sieci komórkowej o udostępnienie bilingów z nieodnalezionego telefonu Patryka. Dopiero 10 czerwca prokuratura zwróciła się o opinię biegłych, którzy mają sprawdzić, czy zabezpieczona podczas oględzin krew jest ludzką. Z moich informacji wynika, że sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną zgonu Patryka było zamarznięcie, które przyspieszył alkohol. Ale przecież Patryk był bity i to mogła być pośrednia przyczyna zgonu. Wystąpiłam już o protokół z sekcji. Zawnioskowałam też o podjęcie działań zmierzających do postawienia zarzutów pobicia Patryka. Nie możemy pozwolić, by to postępowanie zostało umorzone.

Ziemowit Książek, prokurator rejonowy w Białogardzie, dla dobra śledztwa, nie chce mówić o szczegółach sprawy.

- Postępowanie jest w toku. Trwają przesłuchania. Czekamy na opinię biegłych. Ona i wynik sekcji zaważy o tym, co dalej z tą sprawą. Sądzę, że decyzję podejmiemy z końcem lipca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza