Sprawą tragicznej śmierci Edwarda Zająca zajmuje się prokuratura Gdańsk-Śródmieście, która w poprzednim tygodniu zleciała przeprowadzenie sekcji zwłok żeglarza. Choć oficjalne wyniki badania będą znane dopiero na początku września, już dziś, po wstępnych oględzinach ustalono, że był to nieszczęśliwy wypadek.
Czytaj również: Edward Zając nie żyje. Rodzina rozpoznała ciało
- Mężczyzna nie miał obrażeń, co wstępnie wyklucza udział osób trzecich - mówi prokurator Małgorzata Popadiuk z prokuratury Gdańsk-Śródmieście.
- Wszystko wskazuje na to, że był to wypadek, ale co było dokładną przyczyną utonięcia wyjaśnią dodatkowe badania histopatologiczne, które zleciliśmy. Wyniki będą znane na początku września.
Tego dnia z Zającem płynęły jeszcze dwie osoby. 63-letnia kobieta i jej 12-letni wnuk.
Zobacz też: W morzu znaleziono ciało 60-letniego mężczyzny
Prokurator Popadiuk wyjaśnia, że według zeznań chłopca, uczestnika feralnego rejsu, wynika, że w Edwarda Zająca uderzył bom (ruchoma część masztu) i wyrzucił go za burtę około trzech mil od Helu. Babcia chłopca spała w tym czasie pod pokładem. Zaalarmowana zaczęła wzywać pomocy przez radio i rzucać race. Bezskutecznie. W pobliżu nie było żadnego jachtu. Kontakt ze służbami ratowniczymi udało się nawiązać, dzwoniąc z komórki, kiedy jach znalazł się bliżej lądu.
Żeglarza służby ratownicze poszukiwały od piątku, 5 lipca, przez ponad dobę.
W niedzielę na dryfujące ciało natrafiono w pobliżu wejścia do gdańskiego portu. Edward Zając został pochowany w poprzedni piątek na Starym Cmentarzu w Ustce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?