Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spacerowała z kaczką w parku. Nie spodobało się to straży

Daniel Klusek [email protected]
Krystyna Pokrzywnia z Kwacią, którą zaopiekowała się dwa miesiące temu. Niebawem kaczka  znajdzie nowy dom.
Krystyna Pokrzywnia z Kwacią, którą zaopiekowała się dwa miesiące temu. Niebawem kaczka znajdzie nowy dom. Kamil Nagórek
Słupszczanka przygarnęła dziką kaczuszkę, ratując jej życie. Straż miejska tego nie zrozumiała.

Krystyna Pokrzywnia jest oburzona reakcją patrolu straży miejskiej, który interweniował, widząc ją na spacerze w parku, kiedy prowadziła na sznurku... młodą dziką kaczkę. Kwacia, bo tak nazwano ptaka, u Krystyny i Józefa Pokrzywniów ze Słupska mieszka od niemal dwóch miesięcy.

- Pod koniec maja uratowałam ją, bo miała zostać zjedzona przez młode mewy - mówi Krystyna Pokrzywnia. - Była bardzo wyczerpana, nie miała siły chodzić. Miała też uszkodzone skrzydła.

Pani Krystyna chodziła z ptakiem do weterynarza, karmiła specyfikami z witaminami. Ogrzewała pisklę specjalną lampą. Dziś Kwacia jest całkowicie zdrowa. Ma swoje legowisko w kuchni u państwa Pokrzywniów.

- Z jej powodu wstajemy codziennie o 4.30. Mąż przygotowuje jej śniadanie, najczęściej gotowane ziemniaki z wędzoną szprotką. Dostaje też wodę z witaminami. Lubi gotowany makaron, wafle ryżowe i kaszę gryczaną - mówi słupszczanka.

Kobieta uczy swoją podopieczną latać i pływać. Chodzi więc z nią do Parku Kultury i Wypoczynku. Była tam również w czwartek. - Chciałam, żeby oswoiła się z wodą i szuwarami. Żeby poczuła się jak w naturze - twierdzi kobieta. Dla bezpieczeństwa ptaka przywiązała jej do nóżki sznurek. Po to, żeby nie uciekła, gdy przestraszy się np. psa. Bo Kwacia jeszcze strachliwa jest.

Czwartkowy spacer kobiety z ptakiem zauważyli strażnicy miejscy, którzy patrolowali park. - Jeden ze strażników nakazał, bym natychmiast uwolniła kaczkę i ją wypuściła. Tłumaczyłam mu, że opiekuję się nią, że jest ona w trakcie leczenia i przyzwyczaja się do swoich naturalnych warunków - opowiada kobieta. - Strażnik nie chciał słuchać moich tłumaczeń. Twierdził, że nie wolno mi trzymać dziko żyjących zwierząt.

Ostatecznie strażnicy wraz z kaczką i jej opiekunką pojechali do weterynarza. Lekarz stwierdził, że ptak jest zdrowy. Kobieta dostała więc polecenie wypuszczenia kaczki. - Wróciliśmy do parku, odwiązałam Kwacię i chcieliśmy z mężem wrócić do domu.

Kaczka oprotestowała jednak decyzję strażników i kiwając się na boki, poczłapała za opiekunami.
Waldemarz Fuchs, komendant Straży Miejskiej w Słupsku, twierdzi, że jego podwładni zachowali się prawidłowo.

- Zareagowali, bo zobaczyli, że kobieta prowadzi dziko żyjące zwierzę na sznurku. Wysłuchali jej wyjaśnień i zaoferowali pomoc. Dlatego pojechali do weterynarza. Potem dali tym ludziom numer telefonu do instytucji, która może się zao­piekować zwierzęciem - tłumaczy komendant. - Prawo zabrania trzymania w mieszkaniach zwierząt dziko żyjących, nawet jeśli są chore. Od tego są schroniska.

Ostatecznie ptakiem zajmie się Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. - W ciągu kilku dni zawieziemy kaczkę na stawek w Dolinie Charlotty. Tam już jest kilka dzikich kaczek, które udało nam się uratować - mówi Barbara Aziukiewicz, szefowa słupskiego TOnZ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza