Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ustczanka o dorszu w europarlamencie: katastrofa, wymieranie

Zbigniew Marecki [email protected]
Przez ostatnie 10 lat limity na dorsza bardzo się zmieniały.
Przez ostatnie 10 lat limity na dorsza bardzo się zmieniały. archiwum
Katarzyna Wysocka, żona armatora rybackiego z Ustki, w Parlamencie Europejskim tłumaczyła, dlaczego dorszom grozi zagłada.

W Parlamencie Europejskim trwa właśnie debata sprawie reformy wspólnej polityki rybackiej. Jeden z jej wątków dotyczył kobiet w rybołówstwie. Dlatego w europarlamencie wystąpiła przedstawicielka polskich armatorów. Jednak zaskoczyła eurodeputowanych, bo nie mówiła o kobietach, ale o zagładzie grożącej bałtyckiemu dorszowi.

- Uważam, że dotychczasowe miękkie stawianie problemów rybołówstwa na Bałtyku doprowadziło do jego kompletnej katastrofy biologicznej, ekonomicznej i kulturowej - mówiła pani Wysocka w Brukseli.

W swoim wystąpieniu podkreślała, że rybacy bałtyccy już od półtora roku obserwują proces chudnięcia i szybkiego wymierania dorszy.

- Dowodem na głodowanie dorszy na Bałtyku są nasze połowy, bo wtedy w żołądkach tych wyjątkowo chudych ryb znajdujemy patyki, muszle, małe dorsze, ale nie ma tam już od dawna śledzi i szprotów - przekonywała Wysocka.

Podkreślała, że ekosystem Bałtyku jest dzisiaj kompletnie zniszczony poprzez wieloletnie, nadmierne i niekontrolowane połowy paszowe, których efektem jest całkowite zagłodzenie populacji dorsza. Według niej o procesie tym od wielu lat wiedziała Komisja Europejska i jej instytucje doradcze, a mimo to wciąż udaje, że nic się nie stało.

Tłumaczyła też, że specyfika połowów paszowych na Bałtyku polegała na tym, że wielkie statki z wielkimi sieciami o małych oczkach, pozbawionych jakiejkolwiek selektywności prowadziły połowy na masową skalę, bez żadnej kontroli jakościowej i ilościowej.

- W całej UE powszechną wiedzą jest to, że przyznawane kwoty połowowe były wyłącznie kwotami papierowymi, a żadne państwo, jeśli nie chciało, to nie musiało ich przestrzegać. Wystarczyło, aby na koniec roku odpowiedni urzędnicy sporządzili odpowiedni raport do Komisji Europejskiej, gdzie oczywiście wszystko się zgadzało. Mamy na to wiele dowodów i wszystkich zainteresowanych tą sprawą zapraszam do kontaktu ze mną w celu dostarczenia odpowiednich dokumentów - zachęcała reprezentantka polskich rybaków.

Przypominała też, że w czasie, kiedy dokonywano niekontrolowanej rzezi ryb pelagicznych, czyli pokarmu dorszy i łososi, równolegle Komisja Europejska prowadziła ciągłą debatę o skutecznej ochronie tych gatunków i cały czas majstrowano przy kwotach połowowych, a także wydawano specjalne plany ochrony tych gatunków.

- Dziś brzmi to jak makabryczny żart, ponieważ dorsz na Bałtyku niedługo wyginie w całości zagłodzony paszową polityką Unii Europejskiej, dla której ważniejsze było dostarczanie pokarmu na norweskie farmy hodowlanych łososi niż wspieranie i rozwijanie bałtyckiego rybołówstwa dostarczającego naturalnego, zdrowego pożywienia oraz miejsc pracy - nie ukrywała pani Wysocka.

Mówiła też o absurdalnej w tym kontekście propozycji zwiększenia kwot połowowych śledzia o 59 procent w 2014.

Czy udało się jej przekonać eurodeputowanych?

- Nie wiem. Gdy przemawiałam, kiwali głowami. Teraz wiele zależy od naszych deputowanych - uważa pani Wysocka.

Jej głos nie jest odosobniony, bo pod apelem polskich rybaków w sprawie dorszy, który skierowano do Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Międzynarodowej Rady Badań Morza (ICES), podpisało się już kilkuset armatorów i rybaków, a także organizacje zielonych.

Jak to z dorszami było?

Przez ostatnie 10 lat limity się bardzo zmieniały. Najpierw KE drastycznie je obniżyła po alarmie ze strony ekologów, że dorszy jest bardzo mało. Nie zgadzali się z tym polscy rybacy, którzy mówili, że dorsza jest w Bałtyku pod dostatkiem, a Komisja Europejska otrzymuje fałszywe dane. W okresie rządów PiS Komisja Europejska zarzuciła naszym rybakom, że przełowili kwoty połowowe.

W rezultacie Unia nałożyła na Polskę kary i jeszcze bardziej ograniczyła limity. Znacząco wzmożono również kontrole kutrów rybackich. W ostatnich latach stan populacji dorsza się poprawiał. Stąd Unia zwiększała limity na tę rybę polskim rybakom. Tymczasem sytuacja się odwróciła, bo nasi armatorzy nie wyławiają już tyle dorsza, ile mogą. W ub.r. wykorzystali jedynie 68 proc. przydzielonego przez KE limitu połowowego, a w pierwszym półroczu tego roku wyłowili zaledwie 25 proc. kwoty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza