Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci utracone są w niebie

Sylwia Lis [email protected]
Rodzice mają prawo pochować dziecko nawet w przypadku, gdy kobieta wcześnie poroniła. Na cmentarzach jest wiele mogił dzieci, które odeszły zbyt wcześnie.
Rodzice mają prawo pochować dziecko nawet w przypadku, gdy kobieta wcześnie poroniła. Na cmentarzach jest wiele mogił dzieci, które odeszły zbyt wcześnie. sxc.hu
Przez lata uchodziłam za kobietę, która nie może dać mężowi dziecka - mówi drżącym głosem Małgosia. - Potem był cud. Szczęście trwało jednak tylko chwilę. Straciłam mojego aniołka.

Książkowo poronienie to przedwczesne zakończenie ciąży, trwającej krócej niż dwadzieścia dwa tygodnie, wskutek wydalenia obumarłego jaja płodowego - tak określa je literatura medyczna.

Coraz więcej Polek traci swoje dzieci, zanim się jeszcze urodzą. Dla nich nie jest to przedwczesne zakoń­czenie ciąży. To trauma, którą przeżywają niemal codziennie. Niektóre miewają depresje, inne jak zahipnotyzowane patrzą się w dziecięce wózki, kolejne w ogóle nie mogą znieść widoku niemowląt.

In vitro szansa i ból

Jak podaje literatura medyczna, ryzyko poronienia dla kobiet mających problemy z zajściem w ciążę jest nieco większe niż dla tych, które takich problemów nie mają. Ryzyko to jest niezależne od tego, czy kobieta była leczona, czy też nie. Szansa na szczęśliwe zakończenie wynosi siedemdziesiąt procent, a nawet więcej.

Poronienia po zabiegach zapłodnienia in vitro czy innej formie wspomaganego rozrodu są częstsze niż po naturalnym poczęciu. I właśnie in vitro jest czasem tą ostatnią deską ratunku dla par, które nie mogą w sposób naturalny dorobić się potomstwa. To też ból, trauma i niemoc. Tacy rodzice próbują na swój sposób radzić sobie z raną. Jedną z form wyrażenia bólu jest obchodzony 15 października Dzień Dziecka Utraconego. Organizowany jest w wielu miastach, w tym roku też w Słupsku. Wówczas rodzice puszczali w niebo balony z listami skierowanymi do "małych aniołków".

Dzisiaj Małgosia ma czterdzieści lat i mnóstwo nocy przepłakanych w poduszkę. Nigdy nie pogodziła się z utratą swojego jedynego dziecka - Adasia. Małgosia zdążyła dać mu imię - inaczej nie mogłam, nie mogłam pożegnać się po prostu - jak to mówią - z płodem bez imienia.

Małgosia wyszła za mąż w wieku dwudziestu pięciu lat.

- To była normalna kolej rzeczy - opowiada kobieta. - Z Maćkiem znaliśmy się od liceum, potem były studia, nie było czasu myśleć o rodzinie. Gdy już mieliśmy pieniądze na mieszkanie, postanowiliśmy się pobrać. Chcieliśmy mieć dziecko. Jakoś nie wychodziło. Minął miesiąc, dwa, trzy i nic. Lekarz uspokajał, że na ciążę jest jeszcze czas, że mamy zachować spokój, ale ja się niecierpliwiłam. W końcu po dwóch latach postanowiliśmy, że trzeba się przebadać. Maciek nie chciał, powiedział, że nic nie będzie robił do kubeczka. Ale jakoś udało mi się go namówić. Na badanie pojechaliśmy do Gdańska. Okazało się, że problem tkwi we mnie. Szanse na normalne zapłodnienie w zasadzie były żadne. Na początku to był szok, niedowierzanie, załamanie.

Zła żona

Małgosia i Maciek już wówczas byli parę lat po ślubie. Mieszkają w niewielkiej miejscowości.

- Teściowie to tradycjonaliści, co chwilę dopytywali o wnuki - mówi Małgosia. - Nie lubiłam, gdy zaczynali ten temat. Po kilku latach stałam się wręcz pośmiewiskiem całej rodziny. Słyszałam, jak teściowa mówiła swoje siostrze, że żadna ze mnie kobieta, bo nie potrafię mężowi urodzić dziecka. Do dziś jej słowa brzęczą mi w uszach. Pozostał mi do niej żal. Nie mogłam jej tak wprost powiedzieć, że nie mogę mieć dzieci. Miałaby mnie już zupełnie za nic - opowiada kobieta.

Maciek z Małgosią długo zastanawiali się nad adopcją.

- Do pełni szczęścia brakowało nam tylko dziecka - mówi Małgosia. - Stwierdziliśmy, że z adopcją się wstrzymamy, zaczęliśmy myśleć o in vitro. Na początku niewiele o tym wiedzieliśmy. W końcu pojechaliśmy do kliniki w Gdańsku. Zaczął się bardzo trudny czas. Najpierw była stymulacja. Brałam zastrzyki, które miały spowodować, że w cyklu pojawi się więcej komórek jajowych. Po tych zastrzykach nie czułam się dobrze, ale cieszyłam się, że w końcu będę mamą. Potem były różne badania. Lekarz stwierdził, że już jest czas, gdy można pobrać komórki. Cieszyłam się jak dziecko! Miałam kilka komórek. Potem Maciek oddał nasienie i można było przeprowadzić transfer już zapłodnionych zarodków.

To trwało dosłownie chwilę i wypuszczono mnie do domu. Z oczekiwaniem czekałam na wynik. W apteczce w łazience były już przygotowane testy ciążowe. Pierwszy zrobiłam już następnego dnia, dwie kreski ukazały mi się dopiero po tygodniu. Cały czas byłam w kontakcie telefonicznym z lekarzem w klinice. Byłam szczęśliwa. Poszłam na zwolnienie lekarskie, żeby się nie forsować w pracy. Zaczęłam marzyć, w myślach kupować małe śpioszki, skarpetki. Wszystko wydawało się być na dobrej drodze.
Dramat nadszedł tuż przed Bożym Narodzeniem. To był trzeci miesiąc ciąży.

- Był wieczór, leżałam sobie spokojnie, oglądałam telewizję - mówi wzruszona Małgosia. - Poczułam, jak wycieka ze mnie krew. Dostałam olbrzymiego krwotoku. Natychmiast pojechałam do szpitala, tam badania i badania. Znów telefon do kliniki, potem zrobiono mi kolejne badania, czynnik hcg opadał. To był zły znak. Następnego dnia lekarz powiedział, że moje dziecko nie żyje i trzeba zrobić skrobankę. Położyli mnie na sali, gdzie były kobiety w ciąży. Przepłakałam całą noc. Rano zabrali mnie na zabieg. Było po wszystkim. Wtedy przyszła do mnie położna i spytała, czy chcę pochować dziecko? Byłam w szoku, nie wiedziałam, że w ogóle mogę je zabrać. Adasia dostałam po badaniach. To były takie szczątki...

Małgosia zdecydowała, że dziecko będzie miało normalny pogrzeb, jaki tylko uda się jej zorganizować.

- Pomogła mi pewna pani z zakładu pogrzebowego - mówi pani Małgosia. - Ona załatwiła wszystko z księ­dzem, umówiłyśmy się, że nie powiemy, że moje dziecko jest z in vitro. Wówczas by odmówił.
Małgosia i Maciek kupili białą trumienkę. Zakład pogrzebowy podkopał grób ich rodziców. Na cmentarz przyjechał ksiądz. - Wtedy ochrzcił Adasia i zmówił modlitwę - płacze Małgosia. - W piątek pójdę tam i postawię kolejnego aniołka, bo mój Aniołek jest już w niebie.

Małgosia nie chce już starać się o dzieci. - Mam czterdzieści lat. Drugi raz tego nie wytrzymam - mówi.

Jarosław Zerenek z zakładu pogrzebowego Orszak w Bytowie mówi, że takie pogrzeby nie należą do rzadkości. - Rodzice chcą godnie pożegnać swoje dziecko i nieważne, w którym miesiącu kobieta poroniła - twierdzi. - W takiej sytuacji nie ma mszy, ksiądz przychodzi na cmentarz, msza dla rodziców jest po umieszczeniu trumny w grobie.

Prawo a rzeczywistość

Większość matek po poronieniu dziecka idzie na zwolnienie lekarskie, bo nie wie, że może się ubiegać o udzielenie ośmiu tygodni macierzyńskiego. Gwarantuje im to Kodeks pracy. Przewiduje on, że zarówno w przypadku urodzenia martwego dziecka, jak i jego zgonu przed upływem ósmego tygodnia życia kobieta ma prawo do takiego urlopu.

Aby jednak skorzystać z finansowego wsparcia, trzeba przedstawić akt urodzenia. Taki dokument dla urzędu cywilnego wystawia lekarz, część z nich odmawia, tłumacząc się niemożnością ustalenia płci i wagi nienarodzonego dziecka.

Normalnie o narodzinach dziecka szpital powinien poinformować USC w ciągu 14 dni od narodzin. Termin ten jest skrócony do trzech dni, gdy urodzi się martwe dziecko. W takiej sytuacji należy sporządzić akt urodzenia z adnotacją w rubryce "Uwagi", że dziecko urodziło się martwe. Najczęściej jest tak, że szpital wydaje wyłącznie na żądanie rodzica pisemne zgłoszenie urodzenia dziecka. Po wydaniu tego zgłoszenia szpital wydaje szczątki dziecka, a na rodzicach spoczywa obowią­zek zorganizowania pogrzebu. W związku z tym rodzicom przysługuje zasiłek pogrzebowy. Podstawą do sporządzenia aktu urodzenia jest pisemne zgłoszenie urodzenia dziecka wystawione przez lekarza, położną lub zakład opieki zdrowotnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza