Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wydra Edek trafił do ZOO w Dolinie Charlotty po przygodach w mieście

Monika Zacharzewska
Krzysztof Piotrkowski
Edek to półroczna wydra, która trafiła do ZOO w Dolinie Charlotty, po tym jak jako szczenię błąkał się po centrum miasta. Był w marnym stanie - chory i wychudzony.

Uwielbia pływanie w lodowatym strumieniu, śledzie i mandarynki. Przybiega do swojej pani, gdy ta tylko krzyknie "Edek, idziemy na spacer!".

Jolanta Ziewiec, kierowniczka podsłupskiego ZOO, ratowała go dietą dla kociąt. Edek odwdzięczył się jej bałaganem w domu i ogromnym przywiązaniem. Okazuje się, że ten młody "szkodnik", będący w Polsce pod ochroną, to nie jedyny przedstawiciel wydrzego gatunku, który tak mocno przywiązał się do człowieka.

Edek, amator śledzi i mandarynek

Edek ma pół roku. Przybiega na wezwanie, chodzi na smyczy, uwielbia śledzie i mandarynki. Edek jest wydrą. Wpatrzoną w kierowniczkę ZOO w Charlotcie, za którą chodzi krok w krok.

Edek trafił do ZOO w Charlotcie we wrześniu. Był młodziutki i zagubiony.

- Przywieźli go do nas inspektorzy gdańskiej dyrekcji ochrony środowiska. Do nich trafił od pani Iwony z Kolbud, która znalazła zwierzaka, gdy błąkał się po centrum miasta. Na dwa tygodnie przygarnęła go i potwornie rozpieściła - opowiada Jolanta Ziewiec, kierownik ogrodu zoologicznego w podsłupskiej Dolinie Charlotty. - Do teraz co jakiś czas ta pani do mnie dzwoni, by wypytać, co u Edka.

Gdy Edek przyjechał do Charlotty, był wygłodzony, w ogóle nie chciał jeść, pić mleka, chorował. - Już myślałam, że będzie po nim. Uratowała go dieta dla kociąt z problemami gastrycznymi

- opowiada pani Jolanta. Z wdzięczności za uratowanie życia, mała wydra, która przez pierwsze tygodnie mieszkała w domu pani Jolanty, wprowadzała w nim swoje porządki - wyciągała ubrania z szaf, przewalała pościel na łóżkach. - Całe szczęście, że sypialnię mam na piętrze i wtedy Edek jeszcze nie umiał wchodzić na schody. Nie chciałabym, żeby wchodził mi do łóżka, bo... on śmierdzi - mówi opiekunka. - W ogóle straszny z niego szkodnik i pazerny jest potwornie. To już ma w naturze. To zwierzę, które jak wpadnie do stawu, potrafi dla przyjemności wymordować wszystkie ryby. To szkodnik po prostu, choć pod ochroną.

Edek jak na przedstawi­ciela wydrzego gatunku jest cwany. I silny. Jak na drapieżnika przystało, gania za kaczkami w strumieniu, z coraz większymi sukcesami poluje na ryby. - Ale i psom z miski suchą karmę potrafi wyjeść, przepada za to za śledziami i mandarynkami. Jak powiedziałam o tym kolegom z ogrodu w Warszawie, zrobili wielkie oczy - podkreśla Jolanta Ziewiec.

Wydra, na razie jeszcze młoda, uwielbia psoty. Łasi się do pani Jolanty, podbiega na jej zawołanie. Chyba że obok płynie strumień, wtedy przepada na dobrych kilka chwil. Tylko do weterynarza chodzi na smyczy, na spacery z panią już niekoniecznie. Nawet gdy na chwilę odbiegnie, zaraz zjawia się z powrotem.

- Bo z wydrami to tak ponoć jest, że jak już się przywiążą, to do jednej tylko osoby. Ona wybrała mnie - mówi szefowa ZOO.

Oswojony Edek nie jest ewenementem w historii. Za czasów carskich wydry były trzymane na dworze zamiast psów. Życie oswojonej wydry opisał też w swoich pamiętnikach Jan Chryzostom Pasek. Jego wydra o imieniu Robak sypiała ze swym panem w jednym łożu, odgrywając rolę stróża i budzika zarazem, kiedy Pasek nie mógł wytrzeźwieć. Rozumiała też, jak pies, wydawane jej polecenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza