Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia giełdy samochodowo-towarowej w Słupsku

Zbigniew Marecki
Powstał pomysł, aby giełda samochodowo-towarowa powstała na placu koło CH Pod Wiatrakami.
Powstał pomysł, aby giełda samochodowo-towarowa powstała na placu koło CH Pod Wiatrakami. Łukasz Capar
Słupska giełda samochodowo-towarowa funkcjonowała na małym placu przy ulicy Sobieskiego, położonym naprzeciw ówczesnej Komendy Wojewódzkiej Policji w Słupsku.

Ten plac należał do słupskiego Automobilklubu, który na co dzień prowadził w tym miejscu miasteczko ruchu drogowego, stworzone z myślą o szkoleniu z zakresu prawa dotyczącego ruchu drogowego głównie dzieci i młodych rowerzystów.

- Giełdę stworzyliśmy, aby trochę dorobić, bo Automobilklub nie miał zbyt dużych dochodów - mówi Waldemar Nowak, ówczesny prezes tej organizacji. - Z tego względu wprowadziliśmy dla zwiedzających groszowe bilety wstępu, a nawet ufundowaliśmy nagrody, które wygrywali niektórzy nabywcy biletów. W ten sposób chcieliśmy zwiększyć zainteresowanie giełdą.

Rosjanie sprzedawali tanie oprzyrządowanie

Zainteresowanie było spore, bo dla części słupszczan giełda stała się jednym z celów niedzielnych spacerów. Przychodzili tam nie tylko ze względu na samochody, ale także na obwoźnych sprzedawców, którzy szybko rozkładali w tym miejscu swoje stoiska z wieloma drobnymi towarami. Zajmowali się tym nie tylko Polacy, ale i wielu przybyszów ze Wschodu.
- Pamiętam, jak chodziłem na giełdę razem z ojcem, który kupował u Rosjan drobne rzeczy do swojego domowego warsztatu. Ojciec uważał, że ich produkty były nie tylko tanie, ale i dobre. Do tej pory używamy oprzyrządowania do wiertarki, które tam kupiliśmy. Dla dziecka, którym wtedy byłem, frajdą było także zjedzenie cukrowej waty, bo produkujący ją pan pojawiał się na giełdzie - opowiada pan Krzysztof, dzisiejszy trzydziestolatek.

Inni wspominają targi dotyczące kupna samochodu, bo sporo osób na giełdzie dogadywało się w sprawie transakcji. Handlowali nimi nie tylko prawie zawodowi handlarze, ale i wielu zwykłych ludzi. Niektórzy na giełdzie ustawiali się tylko po to, aby sprawdzić, ile ich samochód jest jeszcze wart, bo to były czasy, kiedy samochody już szybko taniały i nawet za zupełnie nowy samochód już można było dostać mniej, niż się zapłaciło pierwszemu sprzedawcy.

Antypicownicy walczyli z picownikami

Po placu kręcili się także różni doradcy, którzy oglądali samochody z ciekawości i podpowiadali zainteresowanym, czy warto w wystawiony na sprzedaż samochód zainwestować, czy też nie.
W kultowym "Czterdziestolatku" takich ludzi nazywano "antypicownikami", bo potrafili rozpoznać, czy samochód na sprzedaż specjalnie przygotowano czy też nie.

- Sam współpracowałem z takim "antypicownikiem", który był doświadczonym kierowcą i mechanikiem. Dzięki niemu parę razy nie nadziałem się na minę - zdradza Jan Stolman, sześć-dziesięciolatek spod Słupska, który na giełdzie kupował starsze samochody, w domowym warsztacie je remontował i na giełdzie w innych miastach znowu je sprzedawał. Zresztą do tej pory jeździ na giełdę do Koszalina, która ciągle trzyma się dobrze, choć właściwie przekształciła się w wielkie targowisko, bo wielu ludzi żyje z handlu obwoźnego i ustawia swoje stoisko co niedziela w różnych miejscach.

- Mimo wielu zmian w handlu w Polakach ciągle żyje chęć handlowania na świeżym powietrzu wśród ludzi, którzy chodzą obok. To buduje taką fajną atmosferę - uważa pan Jan.
Jednak na początku nowego wieku słupska giełda upadła. Z jednej strony wyparły ją coraz popularniejsze komisy samochodowe, które dość intensywnie się rozwijały, a potem przyszła era Internetu i handlu samochodami w sieci.

Jednak do tej pory wielu kierowców jeździ z ogłoszeniami o chęci sprzedaży wywieszonymi na szybie samochodu, a niektórzy ustawiają je przy drodze lub na parkingach i czekają na odzew zainteresowanych.

Idea giełdy może odżyć

- Czy odtworzenie giełdy samochodowo-towarowej na placu Centrum Handlowego Park Wiatraki w Bolesławicach miałoby teraz sens? - pytam pana Waldemara Nowaka. - Nie przekreślam tej idei. Plac w tym miejscu jest o wiele większy niż ten, którym my dysponowaliśmy. Położenie obok Obi i Reala może być przyciągające, bo tam dochodzą miejskie autobusy. Warto się także zastanowić, czy giełda nie powinna działać w sobotę, bo teraz w weekend wielu ludzi ma wolne. Poza tym niektórzy już zrazili się do komisów samochodowych, bo tam ceny za samochody bywają wysokie. Trzeba podjąć próbę i sprawdzić, czy giełda się przyjmie na nowo - uważa mój rozmówca.

Teraz na miejscu starej giełdy samochodowo-towarowej w Słupsku funkcjonuje plac manewrowy, który także należy do zamierającego Automobilklubu. - Najpiękniejsze czasy ta organizacja ma już za sobą. Gdy się rodziła w drugiej połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku skupiała mężczyzn, którzy byli zakochani w samochodach i lubili nimi jeździć w różnych warunkach - opowiada Cezary Kalski ze Słupska, który razem z bratem Narcyzem był członkiem Automobilklubu w Słupsku. Jednak w wyścigach samochodowych uczestniczył jako reprezentant Koszalina. Tamte lata wspomina z rozrzewnieniem, bo to czasy jego młodości. - Odczuwało się adrenalinę. Przeżyłem kilka wypadków. Jeden wydarzył mi się koło kina Milenium - opowiada. Ostatecznie wypadek wyeliminował go z kariery rajdowca. Został bursztynnikiem i kontynuuje fach swojego ojca.

Członkowie Automobilklubu spotykali się w swojej siedzibie, która często zmieniała miejsce. Najdłużej chyba mieściła się w budynku administracyjnym Miejskiego Zakładu Komunikacji przy ul. Kopernika. Mieli rozbudowaną strukturę. Prowadzili nawet szkolenia dotyczące prowadzenia samochodów dla policjantów i wyścigi dla kierowców. Jednak ten czas już minął i chyba nie wróci

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza