Ton ma spokojny, dźwięk miły dla ucha, a zabieganym parafianom z wieży kościelnej przypomina, że czas szykować się na mszę. Dzwon, którego rozkołysane serce bije o nieruchomy płaszcz, dzisiaj jest sterowany elektrycznie. Jeszcze do niedawna siostra zakrystianka, wciskając na tablicy guziki, wybierała odpowiednią opcję. W zależności od okoliczności i uroczystości nastawiała dzwon na trzy, sześć lub dwanaście minut oraz małe, średnie lub duże natężenie. Teraz jednak dzwon stał się przedmiotem skargi, postępowania administracyjnego i decyzji prezydenta miasta. Dlatego, że hałasował w niedzielę o siódmej rano, gdy wzywał wiernych pół godziny przed mszą.
- Skargę na hałasy złożyła mieszkanka ulicy Armii Krajowej - mówi Jacenty Bąkiewicz, dyrektor słupskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Gdańsku. - Nie widziałem tej pani. Przysłała pismo. W takiej sytuacji musimy zająć się sprawą, nawet jeśli skarga pochodzi od jednej osoby. Nasi "hałasowcy" zrobili więc pomiary. Mierzyli czas pracy i natężenie dźwięków na Armii Krajowej.
Okazało się, że dzwon - po wyliczeniu średniej - przekroczył ustawową dopuszczalną normę o 3,6 decybela. Cisza nocna obowiązuje od godziny 22 do 6, więc dzwon o siódmej rano wybijał niecałe 49 decybeli. Jednak ksiądz proboszcz w sprawie swojego "podopiecznego" poszedł wyspowiadać się do ratusza. Po uzgodnieniach dzwon przycichł.
- Założyliśmy maty wygłuszające i skróciliśmy czas dzwonienia z trzech do półtorej minuty. Dzwonimy krócej, a na Anioł Pański nawet nie każdego dnia. Jednak dzwon procesji rezurekcyjnej, Bożego Ciała i innych uroczystości nie przemilczy, bo ludzie nie wiedzieliby, że są święta. Przecież skarga dotyczyła tylko niedzieli i godziny 7 rano - żartuje ksiądz proboszcz Jerzy Urbański. - Dzwon to zjawisko kulturowe, a nie fabryka, wydająca hałas! Nie ma jednak dla niego odrębnych przepisów, więc zredukowaliśmy dźwięki. Hałas przeszkadzał jednej pani, a teraz wielu innym brakuje naturalnego bicia dzwonu.
Wydanie decyzji z upoważnienia prezydenta, jak głośno ma bić dzwon, przypadło Annie Grabuszyńskiej, szefowej wydziału ochrony środowiska w słupskim ratuszu.
- Życie w mieście wiąże się z różnymi utrudnieniami, ale nigdy nikomu nie przeszkadzał dzwon! To pierwszy przypadek w naszym wydziale. Podchodzę do sprawy po ludzku i z dystansem. Jednak zgodnie z przepisami, musimy się nią zająć - zaznacza pani dyrektor. - Decyzja określa dopuszczalny poziom hałasu dla pory dnia i nocy, które odpowiednio wynoszą 55 i 45 decybeli. To normy ustawowe. Decyzja jest potrzebna, bo WIOŚ będzie robił pomiary i sprawdzał, czy nie ma przekroczenia norm.
Jeżeli nie będzie odwołania którejś ze stron, decyzja stanie się ostateczna 15 kwietnia. Po wygłuszeniu dzwonu skarg nie ma. Co jednak się stanie, gdy pani z Armii Krajowej znowu nie wyśpi się w niedzielę?
- Jeśli skargi się powtórzą, będziemy znowu mierzyć. W przypadku przekroczenia norm możemy nawet zobowiązać proboszcza do "wstrzymania pracy instalacji". Tak to określają przepisy. Musimy się do nich zastosować, choć nam dzwony nie przeszkadzają - odpowiada Jacenty Bąkiewicz, choć sam wątpi, że dzwon z Najświętszego Serca Jezusowego dostanie nakaz milczenia. - Dzwony biją od lat, a my mamy po raz pierwszy do czynienia z takim przypadkiem. Mieliśmy już wiatraki, stocznię, klimatyzatory na dachach marketów i strzelnicę myśliwską. Zbyt hałaśliwa była fontanna w Bytowie i teraz woda szumi ciszej. Ale dzwon? To swoistego rodzaju precedens.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?