- Moja dentystka powiedziała, że tego zęba nie da się już uratować i trzeba go usunąć. Skierowała mnie do poradni chirurgii szczękowej - opowiada pani Angelika.
- Byłam tam pod koniec stycznia, wtedy mnie nie bolał. Zapisano mnie na wrzesień i przyjęłam to z pokorą. Co ciekawe, konsultację anestezjologiczną miałam już po kilku dniach.
Jednak trzy tygodnie temu ząb się złamał i zaczął potwornie boleć. - Od tamtej pory jestem na silnych lekach przeciwbólowych, bo nie mogę uzyskać pomocy. Byłam u kilku prywatnych stomatologów, lecz ci, słysząc o epilepsji, nie chcą podjąć się zabiegu. Boją się, że na fotelu dostanę ataku padaczki.
Słupszczanka liczyła więc na pomoc specjalistów ze szpitala. - Jednak tam od pana doktora usłyszałam, że termin mam przecież na wrzesień i taka jest kolejka. Załamana poprosiłam w rejestracji o kontakt do pełnomocnika praw pacjentów. Dostałam numer telefonu do pani Doroty Gardias. Zadzwoniłam, a ona powiedziała, że jest w Warszawie i nie może rozmawiać. Poprosiła o telefon następnego dnia. Dzwoniłam, ale już nikt się nie zgłaszał. Poczułam się, jakby mnie zbywano - mówi rozgoryczona studentka.
Co ciekawe, Ryszard Stus, dyrektor szpitala, przyznaje, że przypadek pani Angeliki powinien być leczony w warunkach klinicznych i powinna być przyjęta w trybie pilnym.
- Jeśli ta pani przyjdzie i porozmawia z lekarzem, może zostać przyjęta wcześniej - zapewnia po naszej interwencji Agnieszka Koczerga, kierownik poradni chirurgii stomatologicznej w słupskim szpitalu. Pani Angelika ma jutro stawić się ze zdjęciem zęba.
Nie dziwi jednak jej reakcja, gdy po pierwszym odesłaniu z poradni szukała pomocy m.in. u pełnomocnika praw pacjenta. - Po co ta pani pełni tę funkcję, skoro nie ma czasu dla pacjentów - pyta słupszczanka.
Dorota Gardias przyznaje, że w tym czasie była akurat w Warszawie. Ma urlop w szpitalu, bo prowadzi kampanię do europarlamentu. - Pamiętam ten telefon, wtedy nie mogłam rozmawiać - przyznaje.
- Zazwyczaj oddzwaniam do pacjentów potrzebujących pomocy. Żałuję, że tym razem nie mogłam pomóc. Jednak w sytuacjach, gdy mnie nie ma na miejscu, chorzy mogą zwracać się bezpośrednio do dyrekcji szpitala. Ryszard Stus potwierdza, że taką procedurę ustalił.
- Tylko skąd ja mogłam o tym wiedzieć?! - pyta oburzona pani Angelika. - Takiej informacji od nikogo nie dostałam.
Może więc panią Garias na czas kampanii wyborczej, ktoś powinien zastąpić na stanowisku pełnomocnika praw pacjentów? - W czwartek będę rozmawiała na ten temat z dyrekcją - odpowiada pani pełnomocnik, a dyrektor szpitala sugeruje, aby poczekać na wyniki wyborów do PE. - Jeśli pani Gardias się dostanie, zapewne będzie musiała zrezygnować z pracy w szpitalu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?