Słupski sąd rejonowy po raz kolejny zasiadł nad aktami dotyczącymi nieprawidłowości przy projektowaniu i wydaniu pozwolenia na budowę parku wodnego. Właściciel biura projektowego Sławomir G. spod Warszawy, oskarżony o posłużenie się sfałszowanym projektem budowlanym do uzyskania pozwolenia na budowę, nie przyjechał do sądu. Reprezentował go adwokat. Na sali były obecne trzy urzędniczki z wydziału administracji budowlanej słupskiego ratusza. Prokuratura okręgowa twierdzi, że to one nie dopełniły obowiązków służbowych przy wydawaniu tej decyzji.
W piątek zeznawał Michał W., jedna z kluczowych osób przy realizacji budowy, pełniący wówczas funkcję pełnomocnika doradcy prezydenta Słupska do spraw inwestycji strategicznych, w tym parku wodnego. - Nie miałem uprawnień do podejmowania decyzji - zeznał tymczasem. - Miałem nad inwestycją czuwać i przekazywać wszystko prezydentowi.
Świadkiem był też teść Michała W. - Zdzisław W., architekt, który nadzorował projektowanie i budowę jako między innymi lider ekipy inżyniera kontraktu. A także - zatrudniony przez wykonawcę Piotr C. z Bydgoszczy. Zeznania świadków na temat ważnych okoliczności zdecydowanie się różniły.
Przypomnijmy krótki kalendarz istotnych zdarzeń: pozwolenie na budowę wydano 21 kwietnia 2011 roku. W maju dotarło do ratusza pismo od inżynier Beaty Lipowskiej, że sfałszowano jej podpisy. W czerwcu prokuratura rejonowa wszczęła śledztwo i powiadomiła o tym ratusz. Nikomu nie zależało na nagłaśnianiu postępowania. Przejęła je prokuratura okręgowa. Napisaliśmy o nim pod koniec marca 2012 roku. Po artykule 5 kwietnia zwołano sesję nadzwyczajną. Do tego czasu ci trzej świadkowie zeznawali, wiedząc, o jaką sprawę chodzi. Tymczasem Michał W. na sesji zaprzeczył słowom dyrektor Grażyny K., że informowała go rok wcześniej o podrobieniu podpisów. W prokuraturze stwierdził, że dowiedział się od niej. Jednak teraz w sądzie zeznał, że - dopiero w dniu sesji, czyli prawie rok po wszczęciu śledztwa.
- O tym, że doszło do podrobienia podpisów, dowiedziałem się z gazety - zeznał z kolei Zdzisław W. To także rok później.
Jednak Piotr C. oświadczył, że to właśnie od Michała W. dowiedział się o nieprawidłowościach. Wkrótce po wydaniu pozwolenia na budowę.
- To było w maju lub czerwcu 2011 roku. Przyjechał na budowę i mówił, że jest problem, bo jakaś pani przysłała pismo. Michał W. nie powiedział mi, skąd się o tym dowiedział - zeznał świadek.
Na sali rozpraw mówiono także o napięciu, jakie towarzyszyło inwestycji. Poprawiona dokumentacja budowlana trafiła do ratusza 11 kwietnia 2011 roku. Inżynier kontraktu nie miał czasu na sprawdzenie poprawek. Według przepisów, jest na to 28 dni. W Słupsku trwało to - jeśli w ogóle, bo są rozbieżności - w czasie uroczystego przekazaniu projektu w ratuszu.
- Pobieżne sprawdzenie najważniejszych rzeczy odbyło się w tym samym dniu pod presją. Były naciski ze strony prezydenta miasta - zeznał Zdzisław W. - To prezydent 11 kwietnia wyznaczył 10-dniowy termin na wydanie pozwolenia na budowę na 21 kwietnia. Głównym celem było przyspieszenie rozpoczęcia inwestycji.
- Pracowałem z projektantami, którzy kreślili projekt - zeznawał Piotr C. - To były inne osoby niż te zgłoszone do kontraktu i występujące w projekcie budowlanym. Odbierałem to tak, że wszystko jest dogadane w ten sposób, że ci kreślili technicznie, a tamci to firmowali.
Jednak pozwolenie na budowę - z fikcyjną ekipą - wydano. Przypomnijmy, że prokuratura nie ustaliła, kto jest sprawcą fałszerstwa podpisów dziewięciu projektantów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?