Usłyszeli, że osoby na wózku nikt na badanie nie wniesie. Po naszej interwencji wyznaczono im kolejny termin. 46-letni Adam Górski, mąż pani Joanny, od sześciu lat nie chodzi.
Przeczytaj również: 18-latka trafiła na SOR z połamaną miednicą. Wypisano ją do domu
- Ma naczyniaka rdzenia kręgowego. Sześć lat temu zdecydowaliśmy się na operację zablokowania naczyń krwionośnych. Wybraliśmy mniejsze zło. Po tym zabiegu mąż nie chodzi, ale choroba się nie rozprzestrzenia - opowiada mieszkanka Łeby.
Specjaliści, pod których opieką jest pan Adam, wymagają, by robił kontrolne badania kręgosłupa rezonansem magnetycznym.
- Skierowanie na badania dostaliśmy w styczniu. Obdzwoniłam cały region. Najkrótszy termin oczekiwania był w Koszalinie, w NZOZ Tomma przy ul. Szpitalnej. Gdy rejestrowałam męża, informowałam, że jeździ na wózku, sam się nie porusza - opowiada czytelniczka.
22 maja pojechała z mężem z Łeby do Koszalina. Przejechali 130 km w jedną stronę, wydali 200 zł na paliwo, a utrzymują siebie i dwoje dzieci z renty pana Adama i zasiłku pielęgnacyjnego.
- Ja nie pracuję, cały czas jestem przy mężu. On jest ciężko chory, osłabiony. Już sama podróż była dla niego mordęgą - opowiada kobieta.
Przyznaje, że na badanie stawili się z kilkunastominutowym opóźnieniem.
- Najpierw usłyszałam, że nie wiadomo, czy rezonans w ogóle będzie można wykonać, a potem, że owszem, ale mam męża wnieść na rękach lub plecach do gabinetu, bo tam wózkiem wjechać nie można. Gdy powiedziałam, że nie dam rady, panie w rejestracji odparły, że one nie są od tego, by dźwigać - opowiada pani Joanna. Zrozpaczona wróciła z mężem do domu.
- Dostosowaliśmy się do zaleceń, zrobiliśmy wcześniej badania poziomu kreatyniny, przywiozłam niezbędne zdjęcia i dokumenty, a nas nie przyjęto. Po powrocie zadzwoniłam do szpitala do Słupska. Tam zbadają męża, ale dopiero w lutym przyszłego roku.
Koszaliński NZOZ Tomma przy budynku polikliniki zajmuje się tylko wykonywaniem rezonansu magnetycznego.
- Robimy to w warunkach ambulatoryjnych, a nie szpitalnych - mówi Jolanta Walasek, koordynator pracowni rezonansu. - Nie mamy możliwości badania pacjentów niechodzących. Do gabinetu nie można wjechać wózkiem inwalidzkim, bo jest on metalowy, a rezonans emituje duże pole elektromagnetyczne. Trzeba od drzwi do łóżka pokonać dystans dwóch-trzech metrów.
Pani koordynator twierdzi, że niepełnosprawni pacjenci są badani tylko wtedy, gdy przyjadą z kimś, kto może ich przenieść. - Nasze pielęgniarki nie mogą tego robić. Zgodnie z przepisami kobiety mogą dźwigać w pracy do 25 kg, ten pan ważył około 100. To nie szpital, tu nie ma noszowych - mówi.
Jej zdaniem rejestratorka zawsze uprzedza o tym rejestrujące się osoby.
- Tym razem musiało dojść do nieporozumienia. Nam też jest przykro, że tak wyszło - mówi Jolanta Walasek.
Czy w takich wyjątkowych przypadkach naprawdę nie można poprosić kogoś o pomoc?
- Mieścimy się przy poliklinice, ale jej dyrektor zabronił wykorzystywania swoich pracowników - twierdzi koordynatorka NZOZ Tomma. - Ta pani mogła sama spróbować kogoś o pomoc poprosić.
Chwilę po naszym telefonie do Koszalina, pani Walasek oddzwoniła do naszej redakcji:
- Skonsultowałam ten przypadek z dyrektorem medycznym. Nie możemy odtworzyć rozmowy żony pacjenta z rejestratorką, więc postanowiliśmy zadośćuczynić jej i wyznaczyć nowy termin badania na 2 czerwca. Zrefundujemy część kosztów przejazdu i zapewnimy osobę, która przeniesie pacjenta na badanie - poinformowała.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?