Regulamin usteckiej noclegowni pozwala na trzydniowe opuszczenie placówki w ciągu miesiąca. Jeżeli osoba złamie to postanowienie, ma zakaz mieszkania przez najbliższy tydzień. Między innymi ten przepis nie spodobał się panu Pawłowi.
- Na jakiej podstawie prawnej bezdomni mieszkający w noclegowni w Ustce muszą dostać zgodę i przepustkę na nieobecność do trzech dni i nie mają możliwości przebywania poza noclegownią ponad trzy dni? - pyta pan Paweł.
Według Mariusza Krajewskiego, prezesa Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, które prowadzi noclegownię w Ustce, niejednokrotnie zdarzały się odstępstwa od tego postanowienia. - Były sytuacje, że pozwalaliśmy lokatorom na częstsze opuszczanie noclegowni. Czy to z powodu pracy, czy chęci odwiedzenia rodziny - tłumaczy prezes.
Pan Paweł podkreśla, że na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy jego pobytu w tej placówce dochodziło do zmian zarządzeń. Miały one na celu ograniczenie możliwości widywania się z jego synem.
- Panu Pawłowi nie pasują te zmiany, bo zanim przejęliśmy noclegownię w Ustce, tamtejsi lokatorzy mogli wychodzić i wchodzić do placówki, praktycznie kiedy chcieli. Uregulowaliśmy tę sprawę, żeby w placówce panował większy porządek - mówi prezes towarzystwa.
Były lokator noclegowni zwrócił również uwagę na kwalifikacje zawodowe dyżurnych tam pracujących.
- Wiem, że nie mają wykształcenia wyższego, a tym bardziej pedagogicznego. Część z tych osób jest po zawodówce - mówi pan Paweł.
Informacje te potwierdził Mariusz Krajewski.
- Bardziej liczą się dla nas predyspozycje osobowe pracowników. Wielokrotnie zatrudnialiśmy pedagogów, jednak niewielu jest tych, co nadaje się do pracy w noclegowni. Pan Paweł jest osobą wykształconą. Być może nie pasuje mu to, że osoby z niższym wykształceniem sprawują nad nim pieczę - mówi Krajewski.
Oprócz kwestii opuszczania placówki i wykształcenia pracowników, pan Paweł skarży się na notoryczne ograniczenia związane z możliwością korzystania z dostępnego wyposażenia.
- Mieliśmy pralkę automatyczną, zamieniono ją na przestarzałą pralkę franię. Były czajniki w pokojach, teraz jest tylko jeden. Mogliśmy korzystać z kuchni i kuchenki, teraz myjemy naczynia w łazience - wylicza pan Paweł.
Mariusz Krajewski tłumaczy, że wszelkie te urządzenia były nadmiernie eksploatowane. Ograniczono do nich dostęp ze względu na bezpieczeństwo lokatorów.
- Nasi podopieczni potrafili włożyć dwie pary skarpet do pralki, po czym rozpoczynali pranie. Teraz z pralki elektrycznej lokatorzy mogą korzystać raz w tygodniu, z kolei mniejsze prania mogą robić we frani. Podobnie było z kuchenką, gotowano ledwie po 20 dekagramów ziemniaków. Z kolei jeden czajnik, naszym zdaniem, w zupełności wystarcza. Tak to funkcjonuje w noclegowni w Słupsku, gdzie mieszka więcej osób - tłumaczy Mariusz Krajewski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?