Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice zmarłego policjanta chcą oddać Krzyż Zasługi

Bogumiła Rzeczkowska
Andrzej Jasiński: – Została tylko legitymacja, którą chcemy zwrócić, ponieważ uniewinnienie sprawcy dla nas oznacza jedno: to nasz syn doprowadził do wypadku, więc odznaczenie zostało nadane mu niesłusznie.
Andrzej Jasiński: – Została tylko legitymacja, którą chcemy zwrócić, ponieważ uniewinnienie sprawcy dla nas oznacza jedno: to nasz syn doprowadził do wypadku, więc odznaczenie zostało nadane mu niesłusznie. Łukasz Capar
Irena i Andrzej Jasińscy chcą oddać Prezydentowi RP Krzyż Zasługi za Dzielność, którym został pośmiertnie odznaczony ich syn. 16 lat czekali na wyrok.

Dramatyczną historię młodego policjanta z podsłupskiego Redzikowa Piotra Jasińskiego opisywaliśmy wielokrotnie. Śledziliśmy najważniejsze etapy procesów w sprawie śmiertelnego wypadku. Wracamy do tematu, gdy jest już po wszystkim. Gdy Irena i Andrzej Jasińscy stracili wiarę w sprawiedliwość, państwo i zwykłą ludzką solidarność z rodzinami tragicznie zmarłych policjantów. Mija 16. rok żałoby, bólu i życia w bezradności po uniewinnieniu oskarżonego o spowodowa­nie wypadku. Czas na rozliczenie się z państwem, które urządziło huczny pogrzeb, nagrodziło, odznaczyło i odwróciło się plecami do rodziców młodego policjanta.

Państwo Jasińscy napisali list do Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej

Opisali w nim tragiczne chwile, lata procesu i zachowanie służb wobec rodziny. Informują prezydenta, że chcą zwrócić Krzyż Zasługi za Dzielność, nadany przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

- Właściwie to nie wiemy, co stało się z Krzyżem. Byliśmy wtedy w szoku, bólu i żałobie. Może ktoś włożył go do trumny... - mówi Andrzej Jasiński. - Została tylko legitymacja, którą chcemy zwró­cić, ponieważ uniewinnienie sprawcy dla nas oznacza jedno: to nasz syn doprowadził do wypadku, więc odznaczenie zostało nadane mu niesłusznie. W naszej pamięci nasz syn pozostanie jako bohater, ale państwo odwraca się od ludzi, którzy zasługują na szacunek.

Jasińcy napisali, że szczególnie niechlubną rolę odegrało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Komenda Główna Policji, która po tragedii obiecywała udzielać wszelkiej pomocy.

- Przez szesnaście lat odbyło się około 60 rozpraw. Nikt z MSW ani policji nie był na nich obecny, pomimo wielokrotnych próśb z naszej strony o zainteresowanie się tak ważnym, nie tylko dla nas, procesem - mówi pan Andrzej.

W liście do prezydenta dodał, że jako emerytowany podpułkownik pilot ma wielki szacunek do odznaczeń państwowych. Dlatego chciałby zwrócić osobiście prezydentowi legitymację. W podobnym tonie brzmi list do premiera.

Rodziny są pozostawione na pastwę losu

Po uniewinnieniu oskar­żo­nego o wypadek Andrzej Jasiński zapowiedział, że będzie przestrzegał młodych funkcjonariuszy, że jeżeli zginą na służbie, ich rodziny będą pozostawione na pastwę losu, zapomniane przez komendantów, ministrów, lekceważone przez organy ścigania i sąd. Bo nikt nie przejmuje się ani prawdą, ani sprawiedliwością, ani honorem.

W czasie niedawnego Świę­ta Policji pan Andrzej rozdawał słuchaczom Szkoły Policji w Słupsku ulotki z apelem: "Lista policjantów, którzy zginęli lub odnieśli trwałe kalectwo jest długa, a rodzinom tych policjantów pozostał tylko smutek, wspomnienia i bezsilność. Nie ufajcie w deklarowaną po­moc, która jest wyrażana słownie" - czytali młodzi policjanci.

Tak jak oni dzisiaj, 24-letni Piotr Jasiński też był słuchaczem słupskiej Szkoły. Zamarzyła mu się służba w stolicy. Pełnił ją trzy lata. Ostatni raz 27 listopada 1998 roku razem z 23-letnim Piotrem Naleśnikiem z Warcina pod Tychowem w Zachodniopomorskiem.

Wtedy około godziny trzeciej w nocy na Starym Mieście inni funkcjonariusze wylegitymowali braci Macieja i Błażeja U., siedzących w alfie romeo przed salonem sprzedaży seata. Na widok policjantów pasażer zaczął ściągać gumowe rękawiczki. Funkcjonariusz go przeszukał. To był Błażej U.

Jego starszy brat Maciej, kierowca, był spokojny, ale obok jego fotela leżała druga para gumowych rękawiczek. Policjanci poczuli od braci U. alkohol. Auto stało, więc tylko zabronili im jazdy, a sami odjechali. Jednak chwilę póź­niej rozpędzona alfa wyprzedziła radiowóz. Zaczął się pościg. Dyżurny przez radio wezwał radiowozy. Pierwszy dotarł do alfy nieoznakowany polonez, którym kierował Piotr Jasiński. Na Wisłostradzie dopędził alfę, ale później polonez wpadł w poślizg i uderzył w latarnię.

Piotr Jasiński zmarł na stole operacyjnym. Piotr Naleśnik po kilku dniach w szpitalu. Jego serce przeszczepiono małej dziewczynce. Prezydent Aleksander Kwaśniewski przyznał policjantom pośmiertnie Krzyż Zasługi za Dzielność.

Kierowca alfy - 26-letni wtedy Maciej U. został aresztowany i oskarżony.

Według prokuratury, uciekając przed pościgiem z prędkością 170 kilometrów na godzinę, odwracał się, pokazywał policjantom środkowy palec, prowokował. Przejeżdżał na czerwonym świetle. Nie zatrzymał się mimo sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Zwalniał i przyspieszał na przemian, gwałtownie przyhamował i zmusił kierowcą radiowozu do gwałtownego manewru, a gdy radiowóz rozbił się na latarni - uciekł. Ale Maciej U. twierdził, że nie miał pojęcia o pościgu.

W 2001 roku warszawski sąd skazał go za spowodowanie śmiertelnego wypadku na siedem i pół roku więzienia i na dziesięć lat zabrał mu prawo jazdy. Jednak po apelacji sprawę zwrócono prokuraturze. Powstał nowy akt oskarżenia, który w 2004 roku sąd cofnął. Podobnie stało się dwa lata później. Czwarty akt oskarżenia dotarł do sądu w dziesiątą rocznicę tragedii. Akta krążyły po trzech wydziałach.

Andrzej Jasiński w tym czasie bezskutecznie szukał wsparcia u ministra spraw wewnętrznych, sprawiedliwości, prokuratury, policyjnych związków, prezesa sądu, rzecznika praw obywatelskich, skarżąc się na przewlekłość.

W marcu 2011 roku zapadł identyczny wyrok skazujący. Sąd stwierdził, że Maciej U. umyślnie spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym. Ale wyrok znowu uchylono.

Zaskoczenie, zdziwienie i bezradność przyszły na początku ubiegłego roku. Po trzecim procesie sąd w Warszawie uniewinnił oskarżonego. Bezskuteczna okazała się apelacja, na której, co ciekawe, prokuratura poparła wniosek obrony o uniewinnienie.

Kasacja w Sądzie Najwyższym pozbawiła Jasińskich złudzeń.

Okazało się, że nie można ustalić stanu faktycznego, bo są sprzeczne opinie biegłych i rozbieżności w zeznaniach świadków, więc sąd musiał rozstrzygnąć na korzyść oskarżonego. Stwierdził, że Maciej U. swoją jazdą nie spowodował zagrożenia katastrofą w ruchu, bo była noc i pusto na ulicach.

Nie wziął pod uwagę, że zginęli policjanci.

Teraz sprawę w swoje ręce wziął oskarżony. Prawomocnie uniewinniony, 42-letni dzisiaj Maciej U. za ponad dwa lata niesłusznego aresztowania, dokładnie za 788 dni żąda 2,252 mln złotych odszkodowania.

"Oskarżony stał się bohaterem. Dwukrotnie osadzony w areszcie. Niewinnie skazany - piszą do Bronisława Komorowskiego Jasińscy.

- Idąc tropem sądu, który wydał wyrok uniewinniający, to nasz syn stworzył zagrożenie, ścigając pirata drogowego, zmuszając tym do szaleńczej jazdy kierowcę alfy romeo. W tej sytuacji nie pozostaje nam rodzicom nic innego, jak oddanie legitymacji jako niesłusznie nadanego odznaczenia właścicielowi tego odznaczenia - Pa­nu Prezydentowi".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza