Lis najpierw pojawił się przy ogrodzeniu jednej z posesji. Nie uciekał. Był osowiały, z trudem się poruszał. Kiedy widział ludzi, szedł do nich. Po kilkunastu minutach lis znalazł się na drodze gminnej. Znowu kierował się w stronę ludzi. W pewnym momencie dostał drgawek. Po chwili znowu wstał i poszedł w pobliskie zarośla. Tam został.
Okoliczni mieszkańcy robili wszystko, aby lis nie dostał się na ich posesje. - Nie ma ślinotoku, ale inne objawy pasują do wścieklizny - martwili się ludzie. Najpierw jedna z kobiet zadzwoniła do lecznicy weterynaryjnej opisując całą sytuację. - Nie możemy w tej sprawie pomóc. Najlepiej, żeby lisa odstrzelił myśliwy - powiedział dyżurujący weterynarz. Myśliwi nie chcieli się podjąć odstrzału lisa z uwagi na bliskość domów. Kolejny telefon został wykonany do straży miejskiej. - Nie zajmujemy się dzikimi zwierzętami. Poza tym nie mamy możliwości odłowienia lisa. Najlepiej kontaktować się w tej sprawie z powiatowym inspektoratem weterynarii. W razie czego możemy asystować - powiedział Krzysztof Kuc, komendant Straży Miejskiej w Miastku. Kilku mieszkańców kilkanaście razy dzwoniło na alarmowe telefony komórkowe powiatowego inspektoratu weterynarii, ale nikt nie odebrał. "Nieczynny" był też prywatny telefon komórkowy powiatowego inspektora weterynarii.
W poniedziałek rozmawialiśmy z Łukaszem Kisielewskim, powiatowym inspektorem weterynarii. - Przykro mi to stwierdzić, ale nie ma procedur w takich sytuacjach. My działamy, kiedy takie zwierzę jest martwe. Zabieramy je i badamy pod kątem wścieklizny. Nie odławiamy żywych zwierząt, nawet chorych i nawet z podejrzeniem wścieklizny. Nie mogę też odstrzelić lisa. To mogą zrobić myśliwi, ale w tej sytuacji jest za blisko domów - stwierdza Kisielewski. Pytamy, czy lisa nie można uśpić. - W sumie też nie wolno nam tego robić. Bo co później zrobić z takim lisem? Wykonanie zastrzyku też może być problematyczne. Lekarz weterynarii, ale też np. policjant, może co prawda skrócić cierpienie zwierzęcia uśmiercając je, ale to musi być stan anogalny - mówi Kisielewski.
Po kilku godzinach lis padł w pobliżu jednej z posesji. Po telefonie mieszkańców na miejscu zjawił się powiatowy inspektor i zabrał lisa do badań. - Wygląda, że lis nie był zarażony wścieklizną, ale musimy wykonać badania. Wyniki będą znane za kilka dni - mówi Kisielewski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?