Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pełnosprawni niepełnosprawni. Niewidomy muzykuje, masuje i... strzela!

Dorota Aleksandrowicz [email protected]
Piotr Staszewski uwielbia grać na akordeonie, a także na fletni pana. Możemy go usłyszeć między innymi podczas koncertów charytatywnych.
Piotr Staszewski uwielbia grać na akordeonie, a także na fletni pana. Możemy go usłyszeć między innymi podczas koncertów charytatywnych. Łukasz Capar
Piotr Staszewski ze Słupska niewidomy jest od niemowlęctwa. Pracuje w szpitalu jako masażysta, gra na akordeonie i fletni pana, bierze udział w zawodach strzeleckich, pływa.

- Kiedyś mój tata przyszedł do domu i powiedział, że był u kolegi, który zrobił mu masaż. Powiedział mu także, że słyszał o niewidomych masażystach. Spytał, czy ja nie chciałbym nim zostać - mówi mężczyzna. Ojciec dziewięcioletniego wówczas chłopca miał pokazać mu wtedy kilka chwytów, których nauczył go kolega. Potem chłopak spróbował swoich możliwości na ojcu. - Masowałem go tak jak umiałem. Musiałem robić to skutecznie, bo tata usnął - uśmiecha się pan Piotr. Minęły lata, a mężczyzna zapomniał o tym wydarzeniu i drzemiącym w nim talencie. Do czasu. Któregoś dnia do spółdzielni niewidomych, w której mężczyzna pracował jako szczotkarz i dziewiarz, przyszedł szef Polskiego Związku Niewidomych. Zapytał, kto chciałbym skorzystać z nauki w szkole masażu. Staszewski zgłosił się na ochotnika. Obecnie pan Piotr pracuje w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Słupsku na oddziale rehabilitacji neurologicznej. Ma kontakt z ludźmi po udarach, wylewach. Tym samym osoba niepełnosprawna rehabilituje często inne osoby niepełnosprawne. Przez to jest także żywym dowodem na to, że można, pomimo przeciwności losy, spełniać się i czerpać z życia to, co najważniejsze.

Pan Piotr podkreśla również, że niewidomi często postrzegani są jako osoby, które fantastycznie wyczuwają różnego rodzaju napięcia mięśniowe, czy więzadłowe i bardzo często potrafią temu zaradzić. Klienci, którzy do niego przychodzą są zadowoleni z jego pracy. Nawet jeżeli nie wiedzą, że niewidomy mężczyzna może wykonywać taką pracę, podziwiają jego zapał i zaangażowanie. Nieprzyjemnych sytuacji jest jak na lekarstwo, chociaż potrafią zaboleć.

- Kiedyś przyszła do mnie kobieta, która powiedziała wprost: "To pan ma mnie masować, a to ja dziękuję". Spytałem się wtedy, po co przyszła. Powiedziałem też, że jeżeli jej się nie podoba, może pójść gdzie indziej, no i poszła - mówi mężczyzna. Na szczęście ludzie takiego pokroju pojawiają się u Staszewskiego bardzo rzadko.

Pojawiają się także miłe niespodzianki. Pan Piotr dzięki masażowi realizuje się zawodowo, ale zawdzięcza mu coś jeszcze...swoją żonę.

- Żona przychodziła do mnie ze swoją klasą na praktyki. Przekazywałem praktykantom swoją wiedzę, a moja żona zrobiła największe postępy - uśmiecha się masażysta, który podkreśla, że żona jest dla niego dużym wsparciem i podporą.

Czytaj również: Pełnosprawni niepełnosprawni. Strzelectwo, warcaby - teraz to możliwe!

Pan Piotr bardzo lubi muzykę. Zarówno na akordeonie, jak i na fletni pana nauczył się grać sam. Skończył także kurs dla organistów kościelnych. Obecnie można go usłyszeć na koncertach charytatywnych, a także podczas mszy św. dla chorych w słupskim szpitalu.

- Mam bardzo dobry akordeon firmy Roland. Ponieważ w tym akordeonie jest brzmienie organowe zaproponowałem naszemu księdzu kapelanowi ze szpitala, że mógłbym grać na mszach św. Ksiądz podszedł do pomysłu tego bardzo entuzjastycznie i gram już tak przeszło rok - mówi mężczyzna, który muzykuje także podczas spotkań towarzyskich przy grillu.

- Takie spotkania wspaniale jest poprzeć muzyką. My Polacy mamy wspaniały repertuar pieśni biesiadnych, jesteśmy także bardzo rozśpiewani, tylko to ukrywamy - twierdzi pan Piotr, który uwielbia także grać na fletni pana. To dość niszowy instrument, pewnego rodzaju ciekawostka i atrakcja, która wciągnęła Staszewskiego.

Jako 12-letni chłopak za namową swojego nauczyciela od prac ręcznych postanowił stworzyć taki instrument sam. W wieku dorosłym zaczął już grać na profesjonalnych fletniach. Możemy go usłyszeć między innymi podczas koncertów na rzecz osób niepełnosprawnych. Ostatnio wystąpił podczas koncertu charytatywnego na rzecz niewidomych i słabowidzących sportowców klubu ZRYW, który odbył się w Słupskim Ośrodku Kultury i przyciągnął liczną widownię.
Koncerty charytatywne spotykają się także z dużym odzewem młodych artystów, którzy przed swoim egzaminem na zakończenie szkoły muzycznej, sprawdzają się, występując na scenie i jednocześnie wspierają potrzebujących.

Czytaj także: Pełnosprawni niepełnosprawni. Aparatem uwiecznia świat, śpiewem wzrusza publiczność

Pan Piotr działa także w sekcji strzeleckiej klubu ZRYW. Strzelectwem zainteresował go kolega, z którym pojechał kiedyś na zawody do Przemyśla. - Zaproponował mi, aby strzelił z broni pneumatycznej. Powiedział mi, że jeżeli zdobędę 500 punktów na 600 możliwych to znaczy, że jestem dobry. Zdobyłem 512 - uśmiecha się mężczyzna, który przyznaje, że zetknięcie się z bronią pneumatyczną było dla niego czymś niecodziennym.

- Nigdy nie trzymałem takiej broni w rękach. Nie wiedziałem nawet, gdzie jest komora ładowania śrutu, ale udało mi się zdobyć całkiem niezły wynik. Wszedłem w to strzelectwo i trwam w nim do dziś - mówi pan Piotr, który w tym roku zdobył dziewiąte miejsce w Mistrzostwach Polski w Strzelectwie Pneumatycznym Niewidomych i Słabowidzących w Trzech Postawach w Ustce. Z kolei w roku ubiegłym zdobył piąte miejsce w Mistrzostwach Polski w Strzelectwie Laserowym w Poddąbiu.

Mężczyzna uprawia również inne sporty. W Parku Wodnym w Redzikowie, gdzie jeździ ze swoim kolegą Pawłem i jego żoną Jolą, ćwiczy na rowerach stacjonarnych, które zamontowane są pod wodą. - To świetny trening i bardzo intensywny. Po 45 minutach można spalić nawet do 1000 kalorii - stwierdza pan Piotr, który ze swoimi kolegami chodzi także co tydzień na saunę przy hali Gryfia w Słupsku.

Mężczyzna pomimo iż nie widzi, stara się chwytać życie garściami i czerpać z niego co najlepsze. W codziennym funkcjonowaniu pomagają mu specjalistyczne urządzenia. Korzysta między innymi z głośnomówiącego programu komputerowego, czytaka, drukarki braillowskiej, czy głośnomówiącego zegarka. Jak sam przyznaje takie urządzenia są bardzo przydatne.

Jako osoba niepełnosprawna doskonale wie, z jakimi problemami borykają się osoby niewidome. Przyznaje również, że na świecie są osoby jeszcze bardziej doświadczone przez los niż on, którym trzeba pomóc. Dotyczy to między innymi barier architektonicznych, czy jego zdaniem bezsensownych kampanii, które nic nie wnoszą w życie niepełnosprawnych. Między innymi dlatego nie wyklucza, że w przyszłości chciałby kandydować do Rady Miejskiej w Słupsku, aby uzmysłowić części społeczeństwa rzeczywiste problemy osób niepełnosprawnych i pomagać je rozwiązywać

Rozmowa. Z Piotrem Staszewskim rozmawiamy o funkcjonowaniu osoby niewidomej w życiu codziennym

- Poruszając się w terenie woli pan korzystać z pomocy drugiej osoby?

- Właściwie to ja prawie wszędzie chodzę z żoną. Nie chodzi o to, że nie poradziłbym sobie sam. Po prostu lubimy razem ze sobą przebywać. Umiem chodzić z białą laską, ale z niej nie korzystam. Jeżeli mam drugą osobę obok siebie nie jest mi potrzebna. Natomiast zanim poznałem moją żonę towarzyszył mi pies przewodnik.

- Ale pies wszędzie nie wejdzie...

- Tak. Kiedyś była taka kampania, która miała na celu umożliwienie psom przewodnikom poruszanie się po marketach. Byłem temu przeciwny. Pies przecież nie wyczuje, czy w danym słoiku znajduje się chrzan, musztarda, czy coś innego. Poza tym żaden z właścicieli marketów nie zgodziłby się, aby pies obwąchiwał mu produkty. Inna sprawa, że towar co jakiś czas jest przestawiany i ustawiany w różnych konfiguracjach. Tłumaczyłem wtedy ludziom, że dobrą opcją byłoby zostawienie i umocowanie psa przy markecie, podczas gdy zakupy można byłoby zrobić z jednym z pracowników sklepu.

- Jest pan muzykiem. Korzysta pan z nut braillowskich, czy uczy się utworu na pamięć?

- Są nuty braillowskie, ale gra się z nich ciężko. Ostatecznie i tak trzeba nauczyć się utworu na pamięć. Nie sposób jednocześnie grać i czytać nut Braillem.

- Uczęszczał pan do szkół masowych?

- Ze szkół masowych skończyłem liceum na Szarych Szeregów w Słupsku. Wcześniej uczęszczałem do Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych w Laskach.

- I czego tam pana uczyli?

- Wszystkiego czego uczą w szkołach podstawowych. Poza tym uczono nas alfabetu Braille' a. Pisaliśmy i czytaliśmy tym systemem. Na początku uczyliśmy się pisać za pomocą rysika i tabliczki braillowskiej, później pisaliśmy na maszynach braillowskich.

- Teraz można odsłuchiwać treść książek...

- Teraz dużo się zmieniło. Niektórzy mówią, że system Braille' a jest w zaniku. Ja tak nie uważam i myślę, że on jeszcze długo będzie użyteczny i potrzebny. Jednak spotykam się z tym, że część osób niewidzących nie potrafi czytać ani pisać Braillem. Korzystają oni głównie ze skanera lub programu komputerowego, który czyta na głos. W niektórych przypadkach wygodą jest posłuchać książki za pomocą czytaka, niż trzymać książki napisane Braillem. One zajmują ogromne powierzchnie, są grube, a dużo tekstu i tak się w nich nie zmieści. Z kolei na karcie pamięci można zmieścić całą biblioteczkę.

Rozmawiała Dorota Aleksandrowicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza