Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podejrzany o udział w gangu. Sąd woli go w kajdankach

Bogumiła Rzeczkowska
Podejrzany o udział w gangu. Sąd woli go w kajdankach.
Podejrzany o udział w gangu. Sąd woli go w kajdankach. Archiwum
Słupski sąd okręgowy odroczył decyzję w sprawie wydania Markowi M. listu żelaznego. Czeka na Anglików, którzy mają wykonać Europejski Nakaz Aresztowania.

Marek M. to 43-letni mieszkaniec Ustki, podejrzany o udział w gangu handlującym ludźmi, także o groźby karalne i wpływanie na świadków. Wspólne śledztwo słupskiej prokuratury okręgowej i Scotland Yardu trwa już drugi rok. Zaczęło się od mieszkańca Słupska, który twierdził, że jest ofiarą handlu ludźmi. Opowiadał o warunkach pracy i pobytu na Wyspach. Mówił, że polscy robotnicy byli przetrzymywani na terenie zamkniętym, pracowali po kilkanaście godzin przy rozbiórkach starych hal produkcyjnych za niższe od ustalonego wynagrodzenie. Na budowie padały wyzwiska, robotnicy byli źle traktowani. Nie mogli wychodzić na zewnątrz miejsca pracy, a pieniądze były przekazywane rodzinom w Polsce.
Policja angielska zatrzymała Marka M., który zatrudniał Polaków i Anthony'- ego L., zleceniodawcę robót budowlanych.

Teraz jednak Marka M. ściga tylko Polska. - Policja i prokuratura w Anglii umorzyły śledztwo. Uznały, że dowody nie pozwalają na skierowanie do sądu oskarżenia, bo nie gwarantują skazania - mówi adwokat Maciej Śledź, obrońca Marka M.

Słupska prokuratura zarzuty handlu ludźmi postawiła jeszcze trojgu innym Polakom.

We wcześniejszych rozmowach z "Głosem" ścigany już wtedy listem gończym Marek M. stwierdził, że sytuacja jest patowa. On - nie ma po co wracać do Polski, a z kolei do Anglii nie może wyjechać 30-osobowa grupa chętnych do pracy u niego osób. Zapewniał też, że jego pracownicy byli wolnymi ludźmi, mogli kontaktować się z rodzinami, mieli dostęp do Internetu, a gdy była potrzeba, to on kupował im bilety do kraju i dobrze ich traktował.

Jednak podejrzany zmienił zdanie, kiedy rozesłano za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Odpowiedzią na to był wniosek obrońcy o wydanie listu żelaznego. To umożliwiłoby Markowi M. powrót do Polski na warunkach sądu, nakazujących m.in. stawianie się na każde wezwanie prokuratury. Ścigany jednak zachowałby wolność.

- Marek M. chce przyjechać do Polski, złożyć wyjaśnienia i mieć wszystko za sobą - mówi mecenas Maciej Śledź. Dodaje, że w tej sprawie można mówić o drobnych naruszeniach pracowniczych, a nie o handlu ludźmi, jak kwalifikuje to prokuratura.

Sąd jednak nie wydał listu żelaznego. Odroczył posiedzenie do 19 grudnia z myślą, że do tego czasu Anglicy podejmą decyzję o przekazaniu Marka M. stronie polskiej na warunkach Europejskiego Nakazu Aresztowania.

- Mój klient w sprawie ENA został doprowadzony przed sąd w Londynie. Jednak nie został tam aresztowany. Jest na wolności za poręczeniem majątkowym, pod dozorem i z zakazem opuszczania miejsca zamieszkania. Sprawa ekstradycyjna odbędzie się pod koniec listopada i nie wiadomo, czy skończy się przekazaniem Marka M. do Polski, skoro strona angielska w swoim śledztwie nie znalazła przeciwko niemu dowodów - argumentuje adwokat. - Prokuratura słupska twierdzi, że ENA jest przeszkodą w wydaniu listu żelaznego. Przecież można go wydać i uchylić ENA. To skróci postępowanie o kilka miesięcy. Tym bardziej że Marek M. na własne życzenie chce stawić się w prokuraturze.

Przypomnijmy, że w ubiegłym tygodniu kilkunastu pracowników Marka M. protestowało przed siedzibą słupskiej prokuratury. Twierdzili, że od stycznia nie mają pracy w Anglii z powodu pomówień Marka M.

Prokuratura z kolei zwołała konferencję prasową, na której przedstawiono szczegóły zarzutów: Chodzi o "inną formę wykorzystania obywateli polskich, poniżającą ich godność jako człowieka". W sprawie jest dziesięciu pokrzywdzonych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza