Pani Anna mieszka przy ul. Frąckowskiego na słupskim osiedlu Niepodległości. Kobiecie nie podoba się, że latem sąsiad z klatki obok posadził na terenie przed balkonem iglaki.
- Zrobił sobie żywopłot, a przez to wygospodarował tylko dla siebie część spółdzielczego terenu. Dodatkowo drzewka jeszcze ogrodził płotkiem - mówi pani Anna.
- Gdy sadził rośliny, zapytałam go, czy ma na to pozwolenie spółdzielni. Oczywiście nie miał.
Nasza czytelniczka poszła więc do administracji i poinformowała o sąsiedzkiej samowoli. Tam dowiedziała się, że spółdzielnia nakaże lokatorowi wykopanie drzewek.
- Administratorka przekonywała mnie, że nikt bez pozwolenia nie ma prawa zagospodarowywać spółdzielczego terenu. Gdy po jakimś czasie ponownie zadzwoniłam do spółdzielni w tej sprawie, dowiedziałam się od administratorki, że iglaki mogą zostać, bo estetycznie wyglądają. Prezes spółdzielni, z którym też się kontaktowałam, przyznał, że nie wie, o co mi chodzi. A to przecież chodzi po prostu o przestrzeganie regulaminów.
Kilka tygodni później czytelniczka, zgodnie ze spółdzielczymi przepisami, i poprosiła administrację o zgodę na posadzenie przy balkonach trzech brzózek. Usłyszała: "nie".
- To są małe drzewka, które rosły na moim balkonie. Miesiąc temu jednak stwierdziłam, że trzeba je wkopać do ziemi. Jednak administracja mi na to nie pozwoliła. Ostatecznie donice z roślinami wystawiłam na śmietnik - opowiada pani Anna. - Widać, że spółdzielnia dzieli mieszkańców na równych i równiejszych. Gdy jeden mieszkaniec robi coś samowolnie, spółdzielnia to sankcjonuje. Gdy drugi chce dostać oficjalną zgodę, jest odsyłany z niczym.
Tomasz Pląska, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Kolejarz, twierdzi, że był na miejscu wskazanym przez naszą czytelniczkę.
- Po opowieści tej pani spodziewałem się zobaczyć przy bloku ogród i płot. Okazało się jednak, że tam rośnie kilka iglaków, które sięgają do kolan, a płotek jest jeszcze niższy i służy do zabezpieczenia drzewek - mówi Tomasz Pląska. - Iglaki na bieżąco można formować, by nie przeszkadzały innym mieszkańcom. Z brzozami jednak byłby kłopot. Gdyby wyrosły i przeszkadzały innym mieszkańcom, za kilkanaście lat za ich wycięcie musielibyśmy zapłacić nawet 20-30 tysięcy złotych. Gdy kilka lat temu przycięliśmy brzozy przy ulicy Herbsta, mieszkańcy skarżyli się, że zostawiliśmy same kikuty. Miasto nałożyło nawet na nas ogromną karę finansową. Potem ją anulowało, bo drzewa odbiły.
Zapewnia jednak, że jeśli pani Anna chce zagospodarować okolicę swojej klatki, powinna złożyć wniosek do spółdzielni.
- Każda taka propozycja jest dla nas cenna, bo chcemy, żeby zagospodarowane miejsca podobały się mieszkańcom - mówi Tomasz Pląska. - Jeśli członek spółdzielni posadzi kwiaty czy krzewy przy swojej klatce, staramy się w to nie ingerować, jeśli tylko nie jest to uciążliwe dla innych. Jeśli zaczyna takie być lub wygląda nieestetycznie, wówczas interweniujemy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?