Jacek Graczyk, kandydat na burmistrza Ustki, pozwał kontrkandydata Marka Kurowskiego za treść w ulotce wyborczej wydanej na zlecenie KWW Porozumienie Samorządowe w Ustce. Ulotka ma postać gazety i siedem tysięcy egzemplarzy nakładu. Jej tytuł "Razem zrobimy więcej" to hasło wyborcze Kurowskiego, obecnie naczelnika wydziału inwestycji w ratuszu. Na rozkładówce umieszczono długi wywiad z nim. Jedno z pytań dotyczy wpadek władzy, a konkretnie dopuszczenia do postawienia radaru w porcie. Kurowski mówi, że błędy i wpadki zdarzały się także innym burmistrzom. "Przypomnę, że to nie Jan Olech, ale jego poprzednik Jacek Graczyk został skazany karnie za przestępstwo urzędnicze - antydatowanie dokumentów" - odpowiada.
Te właśnie słowa przywiodły panów do sądu. Graczyk zażądał od Kurowskiego zakazu rozpowszechniania ulotki i jej przepadku, przeprosin listownych, oświadczenia w "Głosie Pomorza" i na portalu gp24.pl oraz 10 tys. zł odszkodowania na rzecz stowarzyszenia Nasz Dom. Twierdził, że z artykułu wynika, że słowa te wypowiedział Marek Kurowski.
- Nie byłem skazany za przestępstwo urzędnicze. Mam wyrok sądu z warunkowym umorzeniem sprawy na czas próby dwóch lat - mówił Jacek Graczyk i przedstawił sądowi ten wyrok. Także wypis, że nie figuruje w rejestrze karnym.
- Ulotka jest rozpowszechniana w całym mieście. Wiele osób do mnie dzwoni, że wprowadziłem je w błąd, bo z tej informacji wynika, że byłem karany. - Nie wypowiedziałem przy dziennikarzu tych słów. Powiedziałem "popełnił przestępstwo" - twierdził Marek Kurowski.
- Czy można mówić o przestępstwie, gdy mamy do czynienia z zatarciem? - pytał sędzia Janusz Blicharski. - Nie wnikałem, czy się zatarło. Uważam, że człowiek, który kandyduje na burmistrza, nie powinien mieć konfliktów z prawem - odpowiedział Marek Kurowski.
- Dziennikarz nie nagrywał wywiadu, ja nie autoryzowałem, gotowy materiał czytałem po łebkach. Gdybym wiedział, zatrzymałbym dystrybucję. - To forma negatywnej kampanii - zaznaczył w mowie końcowej Adrian Odelski, pełnomocnik Jacka Graczyka.
- Nie dowiedziono, że pan Kurowski to powiedział. Nie jest on wydawcą ani autorem. Natomiast w czasie rozmowy użył słów, które są prawdziwe, bo wnioskodawca (Jacek Graczyk - red.) popełnił przestępstwo - argumentował Krzysztof Szymandera.
Do ugody nie doszło i sprawę rozstrzygnął sąd. Zakazał Markowi Kurowskiemu rozpowszechniać sporną informację. Nakazał opublikowanie w "Głosie Pomorza" i na portalu gp24.pl oświadczenia, że jest ona nieprawdziwa, i przeprosin. Zasądził wpłatę tysiąca złotych na rzecz stowarzyszenia. Uznał jednak, że przepadek ulotki jest nierealny do wykonania.
W uzasadnieniu sędzia powiedział, że Kurowski próbuje ciężar zrzucić na dziennikarza. Zaznaczył, że postępowanie wobec Jacka Graczyka zakończyło się warunkowym umorzeniem, a sprawa uległa zatarciu.
- Odgrzewa się historię, której nie ma. Życzę panom dalszej spokojnej i pozytywnej kampanii. Już niedługo. Musicie wytrzymać - sędzia Janusz Blicharski zakończył proces.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?