Rekordowa ilość spraw w trybie wyborczym w słupskim sądzie

Artykuł 111. Kodeksu wyborczego sprawił, że oblegano wokandy Sądu Okręgowego w Słupsku. To przepis dający możliwość kandydatom żądania od przeciwników wyborczych przeprosin czy sprostowania, ale tylko nieprawdziwych informacji. Nie dotyczy on komentarzy, opinii, wzajemnych ocen czy faktów poddawanych pod osąd społeczny. Ten przepis chroni kandydatów, zapewnia prawidłowość przebiegu kampanii i rywalizacji politycznej, ale zapobiega też zniekształcaniu ocen wyborców. Sąd bada prawdziwość lub fałsz informacji zawartych w materiałach wyborczych - plakatach, ulotkach, hasłach, wypowiedziach na spotkaniach z wyborcami czy w mediach, które mają charakter agitacji.

Kandydaci spotykali się w sądzie głównie z powodu wypowiedzi swoich przeciwników w mediach.

Od początku kampanii wyborczej do piątku po południu słupski sąd okręgowy miał 17 takich spraw, które musiał rozpoznać w ciągu 24 godzin.

- Jedną sprawę zwróciliśmy z powodu braków formalnych. Cztery są w trakcie usuwania braków. W pięciu sprawach sąd w całości lub w części uznał żądania wnioskodawców. W pięciu - oddalił. Dwie sprawy zakończyły się zawarciem ugody, a w związ­ku z tym umorzeniem postępowania - wylicza sędzia Janusz Blicharski, przewodniczący wydziału cywilnego, w którym zapadają orzeczenia z Kodeksu wyborczego. Po takie orzeczenia sądu najczęściej sięgali kandydaci z powiatu bytowskiego, następnie chojnickiego i słupskiego. - Tych spraw jest znacznie więcej niż w poprzednich kampaniach - ocenia sędzia Blicharski.

W 2010 roku, jednak łącznie z drugą turą wyborów, było ich trzynaście. Teraz przed pierwszą turą mamy ich już siedemnaście.

Do tej pory przebiliśmy więc poprzednią kampanię. Co ciekawe, mimo że Słupsk - miasto na prawach powiatu - ma sporo chętnych na fotel prezydenta i bardzo wielu kandydatów do rady, w czasie tej kampanii jeszcze się nie procesował.