Statystyki niedzielnych wyborów samorządowych są dramatyczne. W Słupsku, gdzie uprawnionych do głosowania było niecałe 75 tysięcy osób, do urn poszło 26 846 wyborców. Frekwencja wyniosła więc około 35 procent i jest niższa od tej sprzed czterech lat, która wyniosła 42,4 proc.
Zobacz także: W Miastku wylosowali radnego (wideo, zdjęcia)
W ostatnią niedzielę oddano też więcej głosów nieważnych. Było ich aż 2892, w praktyce co dziesiąty uprawniony niepoprawnie wypełnił karty wyborcze. Dla porównania, nieważnych głosów w poprzednich wyborach samorządowych oddano tylko 1403.
W wyborach do rady powiatu słupskiego zagłosowało 20 tys. osób, z czego aż 7 tys. oddało głos nieważny. - Chodzę na wybory i nie mam problemów z papierkową robotą - przyznaje Alfred Grossman ze Słupska. - Książeczka, którą otrzymał wyborca, mogła niektórych wprowadzić w błąd. Nic dziwnego, że tyle osób się pomyliło.
Podobnych głosów redakcja otrzymała w środę więcej. Wśród nich również takie, w których zarzucano przedstawicielom obwodowych komisji wyborczych, że ci nie informowali o tym, jak głosować. Gubiono się, przeglądając karty do głosowania na miejskich radnych i tych do sejmiku wojewódzkiego. Zdarzało się, że każdą z kartek broszury z nazwiskami kandydatów brano za odrębną kartę do głosowania. W konsekwencji znaków X stawiano więcej niż potrzeba, czyli na każdej z kartek broszury, czym przekreślano ważność własnego głosu.
Zobacz także: Pierwsze komentarze kandydatów na prezydenta Słupska (wideo)
- Ale te wybory niczym nie różniły się od tych poprzednich - zauważa sędzia Jolanta Sudoł, komisarz wyborczy w Słupsku. - Wcześniej też były karty, broszurki i głosowano na listę. My tłumaczyliśmy, wypowiadając się dla mediów, że w Słupsku stawia się trzy krzyżyki, każdy na odrębnej karcie do głosowana na prezydenta, radnego i radnego do sejmiku. Uczulaliśmy, aby uważać i nie zmarnować głosów. W komisjach obwodowych wisiały obwieszczenia informujące, jak poprawnie oddać głos.
Róża Rzepilińska, prezes stowarzyszenia Mam prawo wiedzieć, przyznaje, że gruba książeczka z listą kandydatów do rad może sprawiać wrażenie enigmatycznej.
- Wraz z kartą nie otrzymaliśmy czytelnej instrukcji, na której powinno być napisane, że na tych kilkunastu kolorowych stronach stawiamy tylko jeden X i tylko przy jednym nazwisku - zauważa. - Ale tak naprawdę to przyczyn jest kilka.
Chodzi tu na przykład o brak edukacji obywatelskiej Polaków. Znamy nazwisko prezydenta czy wójta i może paru radnych z gminy. Ale ci do powiatu czy sejmiku wojewódzkiego są zupełnie anonimowi, również na kartach do głosowania, kiedy ubiegają się o reelekcję. Inni kandydaci też niewiele wcześniej mówią o sobie. Przecież statystycznie to każdy z nas wybierał spośród listy 100 różnych nazwisk.
Co znamienne, w środę poseł PSL Eugeniusz Kłopotek przyznał publicznie, że pierwsze miejsce na listach wyborczych przy wielostronicowych kartach do głosowania wpłynęło na wynik wyborczy ludowców.
Jego zdaniem cała ordynacja i system głosowania nie były zrozumiałe, ale zaznaczył, że byłoby lepiej, gdyby wszystkie komitety z nazwiskami kandydatów znalazły się na jednej stronie karty, a nie na kilku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?