Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Długi proces przed słupskim sądem. Za śmierć, pobicia, rozboje

Bogumiła Rzeczkowska
Oskarżeni Kamil R. i Robert S. odpowiadają przed słupskim sądem okręgowym.
Oskarżeni Kamil R. i Robert S. odpowiadają przed słupskim sądem okręgowym. Łukasz Capar
Przed słupskim sądem okręgowym toczy się proces dwóch oskarżonych, którym prokuratura zarzuca rozbój. Jeden z mężczyzn odpowiada za znacznie więcej czynów.

39-letnia Anna D. została skatowana w listopadzie ubiegłego roku w altance na działkach przy ul. Gdańskiej w Słupsku. To dramatyczne zdarzenie stało się początkiem rozległej sprawy.
Wtedy o zdarzeniu policję poinformowała kobieta przejeżdżająca ulicą Gdańską. Poprosił ją o pomoc jeden z mężczyzn przebywających w tym czasie w altance. Na ratunek było jednak za późno. Anna D. była martwa. W domku byli także dwaj pijani mężczyźni. 38-latek został zatrzymany. Natomiast ciężko pobity 55-latek został przewieziony do szpitala.

Po roku od tamtego zdarzenia na ławie oskarżenia zasiada Robert S. i Kamil R. Pierwszy z nich odpowiada za pobicie ze skutkiem śmiertelnym swojej konkubiny Anny D. oraz za pobicie Janusza W. w tym samym czasie na działkach przy ul. Gdańskiej. Janusz W. został wtedy skopany po głowie i przeszedł operację czaszki. Słupska prokuratura rejonowa zarzuca także Robertowi S. znęcanie się nad żoną i synem w czasie, gdy trwało jeszcze ich 14-letnie małżeń­stwo.

W śledztwie ustalono również, że miesiąc przed pobiciem konkubiny Robert S. wspólnie z Kamilem R. dokonali rozboju na Leszku K. Mężczyzna został pobity drewnianym trzonkiem po całym ciele i pokopany w żebra.

Oskarżeni nie przyznają się do zarzutów. Wczoraj mię­dzy innymi zeznawała była żona Roberta S. Z wątku sprawy, dotyczącego znęcania, wynika, że zanim Robert S. trafił na działki z konkubiną, za której śmierć odpowiada, był normalnym mę­żem i ojcem, pracownikiem fabryki mebli. Problemy rodzinne zaczęły się po narodzinach trzeciego dziecka, gdy rodzina zamieszkała w mieszkaniu po zmarłej babci.

- Zaczął pić, wracał coraz później z pracy, bo spotykał się z kolegami. Wyzywał mnie od k... i szmat. Najbardziej poszkodowany był syn. To trwało kilka dobrych lat, zanim się rozwiedliśmy
- opowiadała wczoraj w sądzie była żona Roberta S.

- Awanturował się o to, że dzieci bałaganiły, że obiad za późno. Ale przy trójce dzieci ciężko jest o wszystko zadbać na czas. Zabierał mi pienią­dze. Wyciągał je nawet, gdy spałam z portfelem pod poduszką. Wiele razy w sklepie musiałam oddawać zakupy, bo przy kasie okazywało się, że portfel jest pusty. Kilka razy interweniowała policja.

Żona Roberta S. wierzyła jednak, że rodzina ocaleje. Zamknęła Niebieską Kartę. Jednak niewiele się zmieniło. Na jakiś czas był spokój. Później awantury stały się normą. Mąż tłukł szyby w drzwiach, w segmencie, wyzywał, rzucał przedmiotami. Kobieta przyznała, że nie bił jej, ale raz przycisnął nogą jej klatkę piersiową. Innym razem przyparł do ściany i chwycił ręką za szyję. - Bił syna, ale ten był tak zastraszony, że bał się o tym mówić - zeznała.

Gdy Robert S. wciąż przepijał pieniądze przeznaczone na utrzymanie, żona przestała mu gotować. Wtedy on miał przyrządzić sobie posiłek sam. Włożył do talerza parówki, zasypał mąką i cementem, zalał wodą i rzucił o ścianę. Wtedy żona wyszła z domu. Gdy wróciła, zawartość lodówki - jajka, mleko, keczup - znajdowała się na podłodze i ścianach. Gdy kiedyś kobieta chciała wezwać policję, zniszczył jej telefon.

Żona Roberta S. wyprowadziła się z dziećmi do swojej cioci. - Wróciłam, gdy on się wyprowadził. Wyremontowałam mieszkanie, pospłacałam długi, założyłam prąd i gaz - opowiadała. - On zaczął się spotykać z Anną D. Znali się z podstawówki.

Była żona Roberta S. nie powiadomiła wtedy policji o znęcaniu się nad nią. Bała się, że zacznie ją nachodzić. Zrobiła to dopiero wtedy, gdy został aresztowany po śmierci Anny D.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza