Z takiego dramatu siedem rodzin z Wrześcia nie otrząśnie się jeszcze długo. Pożar, który kompletnie strawił trzy mieszkania i zniszczył kolejne cztery, przeżywają i oni, i sąsiedzi z Wrześcia i Lubuczewa.Trzy rodziny, wśród nich dwie z dziećmi w wieku szkolnym, a także kobieta spodziewająca się w marcu synka, do swoich dotychczasowych domów na pewno nie wrócą. Gmina już zaproponowała im lokale zastępcze. Jednej z rodzin w Krzemienicy, drugiej w Słupsku.
- To jedno mieszkanie w Słupsku, przy ulicy Wersterplatte, udostępniła nam w tej wyjątkowej sytuacji na kilka miesięcy Wojskowa Administracja Mieszkaniowa - mówi Bernard Rybak, zastępca wójta gminy Słupsk. - Mamy nadzieję, że rodzina je przyjmie i pomieszka tam do czerwca, lipca, gdy będziemy mogli oddać mieszkania gminne, które powstają w Wieszynie.
Zobacz także: Pożar we Wrześciu zniszczył siedem mieszkań (wideo, zdjęcia)
Zastępca wójta dodaje, że starsza pani z trzeciego spalonego mieszkania wolała na razie zamieszkać u córki.
Czy poszkodowane rodziny zdecydują się mieszkać w proponowanych lokalach, to się okaże, bo jedna z nich twierdzi, że pod zaproponowanym adresem jest zaledwie 16 m kwadratowych, a zmieścić się ma tam pięć osób plus szósty maluch, który ma się urodzić.
- Syn i córka cały czas jeżdżą i załatwiają formalności. Kiedy będą na swoim, tego nikt nie wie - mówi pani Halina, seniorka rodziny, której czworo dzieci mieszkało w spalonym domu we Wrześciu. Ona również, właśnie z jednym z synów. Na szczęście ich mieszkanie ocalało.
Na razie pogorzelcy pomieszkują w świetlicy wiejskiej w Lubuczewie. Tu gotują dla nich posiłki panie z koła gospodyń wiejskich, tu przychodzą porozmawiać i pocieszyć sąsiedzi. Tutaj też zniesiono dla nich materace z pobliskiej szkoły, by mieli na czym spać. I tu stoi pełna lodówka, kartony z rzeczami, pościelą, ręcznikami. O to wszystko zadbali ludzie poruszeni tragedią we Wrześciu. Tacy jak pan Janusz Szostak ze Słupska, który w poniedziałek wieczorem przywiózł cały samochód darów.
Zobacz także: Rodziny z Wrześcia czekają na pomoc
- Wystarczyło hasło wśród rodziny i w pracy. Zebraliśmy ubrania, nawet sporo ciuszków dla tego maleństwa, które ma się urodzić - mówi mężczyzna. - Są też naczynia i panele podłogowe, które można położyć w jakimś małym pomieszczeniu.
Takich ludzi jak on jest mnóstwo. Darów rzeczowych jest bardzo dużo, zaś firmy budowlane z regionu słupskiego już zaoferowały swoją pomoc w rozbiórce spalonej części domu i porządkowaniu terenu po pogorzelisku. Zagwarantowały też pomoc w remoncie tej części budynku, która ocalała.
- Z pogorzeliska nie udało się uratować dosłownie nic - mówi pan Jan, brat mężczyzny, którego mieszkanie spłonęło doszczętnie. - Wynieśliśmy kaloryfery i metalowe rury. To pójdzie na złom. Obok sąsiad wyciągnął lodówkę, prawie niezniszczoną przez ogień, ale nawet po wysuszeniu, gdy ją podłączyliśmy, strzeliła i przestała działać - mówi.
On sam, choć wrócił do swojego mieszkania, ma też mnóstwo roboty.
- Doglądam tego cały czas. Jeszcze następnego dnia po pożarze wzywaliśmy ponownie strażaków, bo ogień pojawił się znów pod dachem i trzeba było dogaszać - mówi mężczyzna. - Poza tym boję się, że ktoś ciekawski wejdzie do tych spalonych mieszkań, a tam się wszystko sypie. O kolejne nieszczęście nietrudno.
Więcej o sytuacji pogorzelców,o pomocy, jaką otrzymują oraz jakiej jeszcze potrzebują w piątek w "Głosie Słupska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?