Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dał kupcowi przetestować motocykl i już go więcej nie zobaczył

Zbigniew Marecki
Tomasz Makar pozwolił kupcowi wypróbować swój motocykl. Zainteresowany wsiadł na niego i po chwili odjechał w siną dal.
Skradziony motor.
Skradziony motor.

Skradziony motor.

W poniedziałek (9 lutego) ok. godz. 20.50 Tomasz Makar z Warcina z dwoma kolegami pojechał swoim samochodem dostawczym do Mścic pod Koszalinem. Ze sobą wieźli ścigacza pana Tomasza, którego przed kilkoma dniami wystawił na sprzedaż na stronie internetowej.

- Tam moja crossowa yamaha 450 z 2007 roku, która nie jest zarejestrowana, bo służy tylko do wyścigów na torze, zainteresowała mieszkańca województwa zachodniopomorskiego. Telefonicznie poinformował mnie, że kupi ją na pewno. Poprosił tylko, żebym mu ją przywiózł do Mścic. Obiecał, że pokryje koszty transportu - opowiada pan Tomasz.

Gdy spotkali się w Mścicach, było już ciemno. Kupiec wyszedł z zabudowań miejscowej fabryczki, która znajduje się na peryferiach miejscowości. Był to młody, szczupły i wysoki (ok. 185 cm wzrostu) brunet, krótko ścięty, w wieku około 25 lat. Był ubrany w ciemną kurtkę z kapturem i ciemną czapkę. Nie miał żadnych znaków charakterystycznych. Niestety, nie dotykał samochodu.

Zobacz także: Wyłudził od 73-letniej kobiety 20 tys. złotych. Podał się za policjanta

- Gdy zdjąłem motor z samochodu, odpaliłem go. Kupiec obejrzał go, wypytywał o ewentualne naprawy, a potem zapytał, czy może się przejechać - relacjonuje mieszkaniec Warcina.

Pan Tomasz zgodził się na to. Dał też kupującemu kask, który przywiózł ze sobą. - Sądziłem, że mam do czynienia z poważnym człowiekiem. Ufałem mu - tłumaczy zdenerwowany.Kupiec najpierw pojechał kawałek w kierunku Koszalina. Potem zawrócił i odjechał drogą na Stare Bielice.

Więcej pan Tomasz i jego koledzy już go nie widzieli. - Po chwili tylko zadzwonił do mnie z informacją, że zatrzymał się i nie może zapalić silnika na stacji benzynowej Statoil przy drodze na Koszalin. Choć wydawało mi się to dziwne, pojechałem tam - dodaje pan Tomasz.

Oczywiście na stacji benzynowej nikogo nie było. Nikt też nie podjechał do miejsca spotkania, gdzie czekali na niego koledzy. Wtedy wezwali koszalińską policję.

Funkcjonariusze spisali jego zeznania. Obejrzeli też monitoring na stacji benzynowej, gdzie nie było ani śladu motocyklisty. Spisali także dane skradzionego ścigacza oraz numer telefonu komórkowego kupca, bo będą próbowali go zlokalizować przy pomocy GPS-u. Na tym ich interwencja się zakończyła. Gdy pan Tomasz wrócił do domu, skontaktował się jeszcze z policjantami w Kępicach.

Opisał im swoją biało-niebieską yamahę, która ma prawie nowe, charakterystyczne opony. Na przednim błotniku ma naklejkę z napisem DNY, a na ramie numer win JYACJ10C0000135599. Policjanci na razie nic nie wskórali. Mama pana Tomasza wstępnie kontaktowała się w tej sprawie ze słynnym detektywem Rutkowskim z Łodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza