Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak zginął Sebastian? Rodzina i prokuratura szukają świadków

Bogumiła Rzeczkowska
Ciało Sebastiana Pietrzyka, zaginionego 23 stycznia, odnaleziono dopiero 7 marca w usteckim porcie.
Ciało Sebastiana Pietrzyka, zaginionego 23 stycznia, odnaleziono dopiero 7 marca w usteckim porcie. Mariusz Surowiec
Rodzina zmarłego oraz prokuratura szukają świadków, którzy pomogą wyjaśnić okoliczności śmierci Sebastiana Pietrzyka.

Ciało 35-letniego mieszkańca Pęplina w gminie Ustka strażacy wyłowili z morza 7 marca. Sebastian Pietrzyk zaginął 23 stycznia. Od tego dnia szukała go rodzina, rozwieszając kartki z informacją i fotografią zaginionego.

Niestety, odnaleziono go martwego.

- Ciało pływało w morzu w pobliżu wejścia do usteckiego portu - mówi Krzysztof Młynarczyk, szef Prokuratury Rejonowej w Słupsku. - To jednak jeszcze nie znaczy, że mężczyzna stracił życie w Bałtyku. Z opinii biegłego, który przeprowadził sekcję zwłok, wynika, że mógł wpaść do rzeki. W jego płucach znajdował się czarny muł i fragmenty zbutwiałych roślin. Śmierć nastąpiła poprzez utonięcie. To znaczy, że wpadł do wody żywy. Biegły określił też czas utonięcia na sześć tygodni wcześniej.

Zobacz także: Koło wschodniego molo w Ustce wyłowiono zwłoki (zdjęcia, wideo, nowe fakty)

Jednak czy Sebastian Pietrzyk sam wpadł do wody, ktoś go wepchnął, prokuratura jeszcze nie wie. Trudno też po takim czasie od śmierci ustalić, czy pokrzywdzony w chwili śmierci był pod wpływem alkoholu i stał się ofiarą nieszczęśliwego wypadku.

- Wstępnie zakwalifikowaliśmy sprawę jako nieumyślne spowodowanie śmierci - dodaje prokurator Młynarczyk. - Ustalamy, w jakich okolicznościach, kiedy dokładnie Sebastian Pietrzyk wpadł do wody oraz co mogło być tego przyczyną. Trudno też stwierdzić jednoznacznie, że mężczyzna stał się ofiarą przestępstwa. Na jego ciele znajdowały się drobne otarcia. Jednak biegły ocenił, że mogły one powstać już po utonięciu, gdy ciało napotykało w wodzie jakieś przeszkody, na przykład kamienie w kanale portowym - tłumaczy prokurator. - Apelujemy do wszystkich osób, które mogą wyjaśnić okoliczności śmierci mężczyzny, by zgłaszały się na policję. Gdy świadków na razie brak, zeznanie każdej osoby, która w tamtym czasie widziała Sebastiana P., będzie istotne dla sprawy.

O to prosi także rodzina zmarłego.

- Nie wierzymy, że mógł sobie coś zrobić - mówi Jacek Szarek, szwagier pokrzywdzonego. - Sebastian mieszkał z rodzicami i trzema swoimi córkami. Najmłodsza jest w drugiej klasie, a najstarsza - w piątej. W piątek, 23 stycznia, wracając z pracy, zadzwonił do niej i powiedział, że za pół godziny ma pociąg. Miał wysiąść w Charnowie. Zwykle stamtąd dojeżdżał do Pęplina rowerem. Jednak nie wiadomo, czy w ogóle wysiadł z pociągu w Charnowie. Roweru też nie znaleźliśmy. Komórka Sebastiana była zlokalizowana od godziny 19.30 do 23 w Bydlinie, a później w Ustce. Następnego dnia, w sobotę, Straż Graniczna znalazła w porcie kurtkę z telefonem. Funkcjonariusze oddali to policjantom. Ci zadzwonili na ostatnio wybrany numer - właśnie do córki Sebastiana i tak dowiedzieli się, do kogo należą znalezione w porcie rzeczy. Jednak kamery straży nie sięgają do miejsca, gdzie leżały, a nagrania z kamery zainstalowanej na kładce portowej nie są przechowywane. Zaczęliśmy szukać szwagra na własną rękę. W końcu pojechaliśmy z teściem do jasnowidza. Krzysztof Jackowski powiedział, że Sebastian niby wskoczył do kanału. Po tym ciała szukali nurkowie, ale dopiero w marcu zauważył je rybak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza